Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 26.02.2010

"Dalszych ustępstw z naszej strony nie będzie"

Jeśli Białoruś chce mieć poprawne relacje z Unią Europejską, musi zmienić politykę wobec polskiej mniejszości - mówi w "Sygnałach Dnia" senator Andrzej Person, były dziennikarz sportowy, a obecnie przewodniczący senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą.

Senator bardzo dobrze ocenił wczorajsze spotkanie ministra spraw zagranicznych Radosława Sikorskiego i prezydenta Białorusi Aleksandra Łukaszenki. - Dobrze, że zostanie powołana grupa ekspertów, to rozwiązanie wysoko oceniają nawet Polacy na Białorusi. A Białoruś dostała jasny sygnał, że jeżeli chce dołączyc do Europy, to taka sytuacje, jaka ma miejsce obecnie nie będzie dłużej tolerowana - ocenił senator.

Andrzej Person zaapelował do polityków i dziennikarzy o powściągliwość i rozwagę w prezentowaniu spraw naszej mniejszości za wschodnią granicą.

Nie widzę zagrożenia dla organizacji Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej w 2012 roku - uspokaja Person. - Obawiam się, że będziemy mieli stadiony i drogi, ale nie będziemy mieli drużyny, która by dobrze grała na tych mistrzostwach - mówi rozmówca Programu Pierwszego. I zaznacza, że to juz nie zależy od komitetu organizacyjnego, ale od trenera Smudy i zawodników.

Andrzej Person dobrze ocenia wyniki naszych sportowców na Igrzyskach w Vancouver. Bo tak dobrze nie było od lat, a w klasyfikacji medalowej wyprzedzamy Finlandię. Choć jego zdaniem, niektórzy sportowcy nie powinni jechać do Kanady. - Przykro było patrzeć, jak klan Ligockich, startujący na snowboardzie w lodowej rynnie, kończy zjazdy na czterech literach. A taka była wrzawa, że muszą jechać na Igrzyska - podsumował senator.

  • Krzysztof Grzesiowski: Senator Andrzej Person, przewodniczący Senackiej Komisji Spraw Emigracji i Łączności z Polakami za Granicą, gość Sygnałów. Dzień dobry, panie senatorze, witamy.

    Andrzej Person: Dzień dobry, witam pana, witam państwa.

    K.G.: Wczoraj w Kijowie przy okazji zaprzysiężenia Wiktora Janukowycza doszło do spotkania Aleksandra Łukaszenki, prezydenta Białorusi, z szefem naszego resortu spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim. Ma powstać specjalna grupa ekspertów, która zajmie się rozwiązaniem konfliktu wokół Związku Polaków na Białorusi, jednego z dwóch związków, o czym wiemy, bo działają dwa.

    A.P.: Tak, dokładnie pięć lat minęło od tego czasu, kiedy nastąpił rozłam, i ostatnie tygodnie wskazują na to, że dalszych ustępstw z naszej strony nie będzie, bo sygnały wyraźne wysyłamy, że Białoruś, jeśli chce dołączyć do państw demokratycznych, jeżeli liczy na to, że ze strony Europy, Unii Europejskiej spotka ją jakaś pomoc, musi sobie zdawać sprawę, że taka sytuacja, jaka w tej chwili trwa, dalej nie będzie tolerowana. I myślę, że to ważne spotkanie, zresztą minister Sikorski wspominał, że to było głównym celem jego wizyty, i że ta grupa ekspertów została dobrze odebrana. Dzisiaj rano przed przyjazdem do państwa czytałem nawet opinię członków tego nieuznawanego przez Łukaszenkę Związku, pana Poczobuta, który powiedział, że to jest dobra droga do tego, żeby doszło wreszcie do rozwiązania tego problemu.

    K.G.: Inny z członków tego Związku mówi, że Mińsk po raz pierwszy zgodził się o nas rozmawiać, do tej pory nas ignorował.

    A.P.: Tak, to bardzo ważne. Oczywiście z mojego punktu widzenia, jak pan mnie przedstawił jako przewodniczącego komisji, wszyscy Polacy są dla nas bardzo ważni, którzy są na Białorusi, i to jest nasz główny kierunek działań i nasze główne cele i nie ulega wątpliwości, że także ci, którzy do tego Związku nie należą. Oczywiście uznajemy tylko jeden związek, to jest jasne, natomiast mamy świadomość, że jest kilka innych organizacji, jest Macierz Szkolna, Oświata, jak pan oczywiście doskonale wie i państwo. Jest celem senatu podtrzymywanie też tożsamości narodowej właśnie poprzez naukę języka, także harcerstwo. I wszystkie one muszą znaleźć absolutnie akceptację. Ale też Związek pani Andżeliki Borys jest nadrzędny. Nasze i Polski tutaj brzegowe warunki to było uznanie i legalizacja tego Związku i...

    K.G.: Tu się pojawia taka propozycja, żeby oba związki były uznane na takich samych prawach.

    A.P.: Tak. I podzielono majątek. Jakaś podstawa do rozmowy być musi. Rozmowa z takim systemem, jak jest na Białorusi, nie jest prosta i stąd wydaje się, że to jest dosyć logiczne, nie ma powodu, żebyśmy upierali się, że tylko jeden ma być uznany, Łukaszenka na pewno by takich warunków też nie przyjął.

    K.G.: No właśnie, prezydent Łukaszenka powiedział rzecz, która, nie wiem, czy ma zaniepokoić? Na pewno zainteresować. Takie oto zdanie: „Teraz widzi on (czyli Aleksander Łukaszenka) potrzebę osobistego zaangażowania się w sprawę Związku Polaków na Białorusi”, co może oznaczać, że do tej pory osobiście się tym nie zajmował, ewentualnie może oznaczać, że jak się osobiście tym zajmie, no to wtedy... No i tutaj znak zapytania.

    A.P.: Myślę, że tak daleko bym tego nie interpretować, natomiast jak powiedziałem na początku, to nie jest kraj demokratyczny, w którym wszystko jest przewidywalne i jasne, przejrzyste i transparentne. Potrzeba z naszej strony dużego nacisku, konsekwencji i też to, co wspominał pan minister, bo też było pytanie na ten temat, dlaczego... spokoju, z takim apelem się zwrócił, i mniej emocji w mediach. Myślę, że mówił o mediach białoruskich też, ale musimy zdawać sobie sprawę, mówię to też z doświadczenia mojej komisji, że środki, które kierujemy w stronę Polaków na Białorusi, na właśnie tę oświatę, na szkoły polskie, są ogromnym niestety przedmiotem zainteresowania. Mówiąc wprost, im mniej o tym mówimy, tym lepiej dla Polaków na Białorusi. Wielokrotnie... przecież nasze posiedzenia komisji są, łatwo je przeczytać w Internecie, protokoły, gdzie środki na co i dla kogo idą. Efektem później jest później choćby ta sprawa z firmą Polonica, którą kieruje pani Andżelika, i tak dalej, i tak dalej. Stąd, jak powiedziałem, ten apel. W podtekście też myślę, że chodzi o to, żeby (...). Ale z drugiej strony powstał w sobotę Komitet Pomocy Polakom na Białorusi, taki ponadpolityczny, ponadpartyjny, miałem przyjemność też się w nim znaleźć, bo uważam, że wszystko, co się mówi na ten temat jest ważne i z jakichkolwiek źródeł pochodzą te środki, ot, choćby z datków naszych tutaj obywateli, daje taki im impuls do tego, że tu wszyscy o nich mówią, nie tylko rząd, nie tylko parlament, ale także obywatele, i myślę, że to podtrzymuje ich. To nie jest łatwa sprawa, my tak patrzymy z perspektywy kraju dzisiaj unijnego, demokratycznego, natomiast ta ciemna, czasami ponura noc w Grodnie, Mińsku czy gdzieś dalej jeszcze, w Mohylewie, to trzeba dużo odwagi, żeby tam się zaangażować w taką działalność, którą... Pana śledzą, obserwują, sam kiedyś byłem nawet przedmiotem zainteresowania takiego dżentelmena, który (...)

    K.G.: Ale bez żadnych konsekwencji prawnych.

    A.P.: Bez żadnych, dokładnie, bez żadnych Bogu dzięki.

    K.G.: Panie senatorze... A właściwie nie. Panie redaktorze...

    A.P.: O, to rozumiem, że zmieniamy temat.

    K.G.: Tajny raport UEFA (u nas jeśli coś jest tajne, to znaczy, że ogólnie jest dostępne i można o tym poczytać) na temat przygotowań stanu miast organizatorów Euro 2012. I okazuje się, że podobno bardzo negatywnie oceniane jest to, co dzieje się we Wrocławiu, co jest związane ze zmianą wykonawcy stadionu, opóźnienie półroczne. Z Warszawą niby ze stadionem jest lepiej, ale z kolei to, co wokół stadionu budzi zaniepokojenie Europejskiej Federacji Piłkarskiej. Poznań okay, Gdańsk prawie że dobrze, więc tutaj tym się nie zajmujmy. Czy obawia się pan, że możemy nie zdążyć?

    A.P.: Nie, chyba że zima byłaby do czerwca co roku, to wtedy byłby jakiś kłopot...

    K.G.: No, oby nie.

    A.P.: Ale na to chyba się nie zanosi. Na pewno jakieś opóźnienia teraz te ostatnie tygodnie przyniosły, natomiast generalnie nie mam powodu się nie zgodzić z tym, co usłyszałem, kiedy wchodziłem do studia, pan Olkowicz mówił, że żadnych zagrożeń, alarmów tutaj ze strony UEFA nie ma. Jeżeli jakiekolwiek zagrożenie jest moim zdaniem, to ono polega na tym, że my będziemy mieli stadiony, będziemy emocjonalnie bardzo przygotowani, że mamy mistrzostwa, a nie będziemy mieli drużyny, która by kopała na tych boiskach lepiej niż do tej pory. I to może być jakimś problemem, ale na to nie ma wpływu ani komitet organizacyjny, ani spółka PL 2012, ani nikt, tylko pan Smuda i sami piłkarze. Ale mówiąc zupełnie poważnie, moim zdaniem żadnych zagrożeń nie będzie, jest ponad dwa lata jeszcze do rozpoczęcia mistrzostw Europy, jeśli jakieś zmiany nastąpiły we Wrocławiu, Wrocław znany w ostatnich latach z dynamiki takiej ogromnej, nie przypuszczam, żeby miało się coś złego stać. Pozostałe stadiony i miasta są świetnie przygotowane, przyspiesza Ukraina, bo tam też musimy patrzeć, w końcu wspólnie organizujemy, to nie jest wyścig dwóch państw, raczej jazda drużynowa na czas, i miejmy nadzieję, że Ukraińcy też zdążą. Ja nie mam cienia wątpliwości, że zorganizujemy wspaniałe mistrzostwa, nie tylko te, ale potem następne imprezy. Mam nadzieję, że...

    K.G.: Może taki raport jest formą nacisku po prostu?

    A.P.: Też jest, oczywiście, no bo gdyby pan tam siedział albo ja w tej UEFIE, to też byśmy chcieli, żeby nas wybrali za dwa lata na następne cztery lata...

    K.G.: To nie jest najgorszy pomysł, nie, nie, działacz europejskich federacji piłkarskich.

    A.P.: Nie jest, nie jest, no to może wspólnie, pana redaktora zaprosimy i wtedy założymy komitet. Ale domyślam się, no, spójrzmy tak dosyć brutalnie – pan Platini nie był zachwycony, że wygrały właśnie te dwa kraje, jak pamiętamy, minę miał straszną, jakby zjadł cytrynę, bo wolałby we Włoszech czy gdziekolwiek indziej, gdzie przewidywalność rozwiązań, że tak powiem, stadionowo–logistycznych jest dużo większa niż na Ukrainie czy nawet u nas. No, to jest prawda, a on przecież za chwilę ma być przez tych delegatów wybrany. Jeżeli się nie udają mistrzostwa, to on ponosi większe konsekwencje nawet niż my. Ale on sobie da radę i my też. Jak powiedziałem, bardziej obawiam się, czy nasi piłkarze będą prosto kopać piłkę. Na razie im to nie wychodzi.

    K.G.: Wierzmy, że będą. Wiara to takie piękne słowo.

    A.P.: No, co nam innego pozostaje?

    K.G.: No i jeszcze ostatnia kwestia, czyli powolutku, powolutku dobiegające końca Igrzyska Zimowe w Vancouver. Gdyby ktoś wziął do ręki gazetę ewentualnie zerknął na stronę internetową z klasyfikacją medalową, to mógłby doznać szoku: Polska jest przed Finlandią!

    A.P.: No właśnie, właśnie.

    K.G.: Z tego się cieszmy.

    A.P.: To jest ciekawe i w podtekście rozumiem... Spyta pan, dlaczego jest tak źle, skoro jest tak dobrze, prawda? Sport opiera się na czymś brutalnym, założeniu, że liczą się faktyczne wyniki. I te wyniki są najlepsze w historii, tych medali zdobyliśmy więcej niż kiedykolwiek, a wygląda na to...

    K.G.: Do tej pory cztery, może być i piąty.

    A.P.: No więc właśnie, że zdobędziemy ponad połowę dotychczasowego urobku, który nie był wielki przez te 86 lat, natomiast w pozostałych startach ruiny i zgliszcza, tak to można określić, dwoje zawodników, gdyby pojechało na igrzyska, przywiozłoby pięć medali, byłby spokój. Ja powiem, że kiedy, bodajże dwa lata temu ówczesny minister sportu, a konsekwentnie tą drogą podąża minister Giersz, mówiąc, że będziemy dofinsansowywać, sponsorować, utrzymywać tylko elitę, czyli tylko tych, którzy dają gwarancję, ale rozległo się larum potworne: „A co nami? Dlaczego tylko najlepszych?”. No, widać, że nie ma innego wyjścia, to znaczy nie stać nas na to jako kraju, żebyśmy szerokim frontem szli i ptasiego mleka brakowało tym, którzy zajmowali ostatnie miejsca na tych igrzyskach. Tak jest na całym świecie, musi się pan...

    K.G.: Tak się składa, że to jest impreza tylko dla najlepszych, więc...

    A.P.: No więc właśnie, musi się pan, będąc, nie wiem, łucznikiem w Stanach Zjednoczonych, też starać o sponsora i o pieniądze. I jeżeli pan gra w MBA w koszykówkę, no to panu tam pomogą wszyscy, bo jest pan najlepszy. I takie założenie przyjęło ministerstwo. Mi się wydaje, że to się sprawdza. No, jest brutalne dosyć. I tak będzie przed Londynem, ci, którzy są mistrzami świata, ci, którzy dają gwarancję, że zdobędą medal w Londynie, ci będą mieli wszystko, tak jak Justyna tutaj, sześciu ludzi, serwismenów, psychologów i innych, a ci, którzy niestety tylko obiecują, mamy tych przykładów większość, na tych czarnych listach ostatnich miejsc jesteśmy niestety na czele, niektóre wyjazdy co najmniej dyskusyjne, żeby nie powiedzieć kontrowersyjne. Zresztą zawodnicy, którzy świetnie wypadają w mediach, zwłaszcza kolorowych, modny snowboard, jest szalenie akceptowany przez młodzież, a widział pan... Ja mam zwykle ogromną sympatię do sportowców wszystkich, bo uważam, że to ciężki kawałek chleba, no ale w tej lodowej rynnie głównie się przewracali i kończyli na czterech literach ci nasi, w porównaniu do innych to wyglądało źle, tymczasem cały ten młodzieżowy świat bronił klan Ligockich, że to są fantastyczni kandydaci do medali. Kolejny raz to się niestety nie potwierdziło. Łyżwiarstwo figurowe gorszego występu nie zanotowało w całej swojej historii. Jeżeli w Toruniu trenuje amatorsko para Anglików, którym rodzice kupili mieszkanie i państwo Siudkowie ich trenują w Toruniu i oni tam pojechali ci amatorzy i oni tam wypadli lepiej od naszych zawodowców, to coś jest nie tak. I tak dalej, i tak dalej.

    K.G.: Można by to jeszcze pewnie ciągnąć, ale na razie trzymajmy się tej wersji, że tak dobrze na Igrzyskach Zimowych to jeszcze nie było.

    A.P.: I taki jest sport.

    K.G.: Senator Andrzej Person, gość Sygnałów Dnia. Dziękuję bardzo.

    A.P.: Również dziękuję.

    (J.M.)