Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 19.11.2009

Cimoszewicz blokuje lewicę

Dopóki Cimoszewicz nie złoży jasnej deklaracji, dopóty SLD nie wyłoni kandydata na prezydenta.

Wiesław Molak: W studiu w Parlamencie Europejskim w Brukseli nasz kolejny gość: Marek Siwiec, europoseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Dzień dobry, witamy.

  • Marek Siwiec: Dzień dobry, dzień dobry państwu.

    Henryk Szrubarz: Dziś poznamy dwa kluczowe stanowiska w Unii Europejskiej – przewodniczącego czy też prezydenta Unii Europejskiej i szefa dyplomacji?

    M.S.: No, wszystko na to wskazuje. Ten kocioł kadrowy, bo to rzeczywiście jest kocioł, gdzie krzyżują się rozliczne interesy, kilkadziesiąt nazwisk, jakby dobrze policzyć, w pewnym momencie musi się jakoś zamknąć i wydać z siebie jakiś produkt. Unia Europejska od 1 grudnia, o czym wszyscy wiedzą, będzie, jak to się mówi, pod nowym traktatem, traktatem lizbońskim. I byłoby czymś totalnie absurdalnym, aby po dobrych 7 latach oczekiwania mieć traktat, a nie mieć dowódców Unii Europejskiej.

    H.S.: Dlaczego tak trudno wybrać te dwa stanowiska w tej chwili?

    M.S.: Ktoś mi powiedział bardzo mądrze, że gdyby to był konkurs piękności albo mądrości, to można by w dość prosty sposób określić, kto jest najlepszy. Ale to jest krzyżowanie interesów wielkich, małych, biednych i bogatych, Wschodu z Zachodem, Południa z Północą...

    H.S.: I jaki interes ma Polska?

    M.S.: No, Polska w tej chwili... szczerze mówiąc ja nie jestem tutaj do końca obiektywny, bo patrzę z pewnym zażenowaniem na niektóre nasze kroki. Wygląda tak jakby jakiegoś wielkiego interesu nie miała, jakby spoczęła już z bronią u nogi, uważając, że w momencie powołania Jerzego Buzka właściwie dostaliśmy to, na co oczekiwaliśmy i na co sobie zasłużyliśmy. Nie wiem właściwie kogo Polska popiera, polskie władze, natomiast obiektywnie jako kraj mamy interes taki, aby Unia była lepiej zarządzana, aby była bardziej spójna, bardziej wyraźna, no i w tym momencie wszystkie nazwiska, które dają tego typu perspektywę, wydają się korzystne dla Polski. Druga (...)

    W.M.: A ten pomysł na casting, przepraszam?

    M.S.: Ano to jest dosyć kuriozalne. Ja patrzę teraz, jak się nasze władze wycofują z tego pomysłu, ponieważ to, co brzmiało atrakcyjnie z punktu widzenia pi–arowskiego, że powinno być transparentnie, demokratycznie, otwarcie, no i właśnie tak, żeby wygrał najpiękniejszy albo najmądrzejszy, to akurat w tym rozdaniu nie działa...

    H.S.: Ale dzięki temu, panie pośle, staliśmy się w centrum uwagi, do premiera Tuska dzwonią najważniejsi politycy Unii Europejskiej, mamy poczucie...

    M.S.: Ale dzwonią do wszystkich.

    H.S.: ...że jesteśmy w centrum tej gry.

    M.S.: No to jeżeli to jest sposób na uzyskanie centralności w grze, to ja mogę tylko pogratulować dobrego samopoczucia. Mnie się wydaje, że to mogło być wypowiedziane jako pewien luźny pomysł, ale nie jako inicjatywa dyplomatyczna dużego kraju. Od początku było wiadomo, że nic z tego nie będzie. Jeżeli to jest... Tak nawiasem mówiąc dzwoni premier Szwecji do każdego premiera i nie trzeba było takich kuriozalnych pomysłów prezentować, aby uzyskać telefon od premiera Szwecji. Więc ja po prostu uważam – im szybciej zapomnimy o tym castingu, tym lepiej. Nie wiem, jaki sposób nasze władze, minister spraw zagranicznych i jego podwładni wyobrażali sobie, że oto premierzy i prezydenci będą przed sobą defilować i opowiadać, jak to by chcieli ładnie zorganizować Unię Europejską. A inni politycy też bardzo się cenią i w tym konkursie bardzo ważne jest to, kto przegra i w jakim stylu przegra i żeby nie został upokorzony tą przegraną.

    W.M.: A czy w Polsce jest polityk, który mógłby wziąć udział w tej rozgrywce?

    M.S.: No są politycy, którzy mają takie kwalifikacje. Natomiast nie zostali do tej kwalifikacji akurat na tym etapie zgłoszeni. Całe nasze aktywa zostały, jakby to powiedzieć, wykorzystane, gdy zabiegano o pozycję dla Jerzego Buzka. W tej chwili już się nie liczymy w tej grze.

    H.S.: A teraz musimy walczyć o dobrą tekę komisarza Unii Europejskiej dla Janusza Lewandowskiego rozumiem.

    M.S.: Ja myślę, że to nie jest aż tak trudne, dlatego że Janusz Lewandowski ma bardzo dobrą reputację, był przez 2,5 roku przewodniczącym Komisji Finansów. Zapewne przewodniczący Komisji widzi go gdzieś w tym obszarze. To nie jest też tak, że dla Barroso jest zupełnie obojętne, kto jaką tekę obejmie, dlatego że on albo będzie miał pożytek z dobrego człowieka w dobrym miejscu, albo będzie miał kłopoty związane z brakiem kompetencji. Więc myślę, że tu jest znacznie prościej.

    H.S.: Panie pośle, NATO jest bardzo zaniepokojone ostatnimi manewrami na granicy rosyjsko–białoruskiej, na granicy blisko Polski. Jest się czego bać istotnie?

    M.S.: Ja myślę, że tu nie chodzi o strach. Ja nie wierzę, aby Polacy odczuwali coś w rodzaju zagrożenia, natomiast reakcja władz polskich i w konsekwencji stanowisko Sojuszu jest bardzo właściwa, dlatego że dzisiaj w Europie, jeżeli ktoś organizuje manewry, w których chce stłumić powstanie mniejszości narodowej, a mowa o rzecz jasna mniejszości polskiej na Białorusi, albo chce bronić bezpieczeństwa rurociągu, który jeszcze nie istnieje, Rurociągu Północnego...

    H.S.: Albo odeprzeć atak z Zachodu.

    M.S.: No, tam zdaje się te dwa cele, o których ja powiedziałem, były przede wszystkim wyeksponowane. To jest tak jakby po prostu zachęcać do niebezpiecznej gry. Na razie to jest gra strategów, na razie to się odbywa z udziałem ograniczonej ilości wojska, ale to się już zaczyna mentalnie odbywać. To jest mniej więcej tak, gdyby Sojusz Północnoatlantycki zgromadził 40 tysięcy żołnierzy, 100 samolotów i 1000 czołgów, bo zdaje się takie siły ćwiczyły po naszej wschodniej granicy na Białorusi, i gdybyśmy my szykowali się do odparcia ataku z Zachodu. Ciekaw jestem, jakby Rosjanie zareagowali, pewnie byliby zdziwieni i mieliby pełne prawo zapytać swoich partnerów z Sojuszu, bo są partnerami Sojuszu Północnoatlantyckiego, co wy tak naprawdę robicie i co wy o nas myślicie.

    H.S.: NATO zaniepokojone tym, co działo się w czasie tych manewrów i ćwiczeń, natomiast szczyt Unia Europejska – Rosja przebiegał w zaskakująco chyba dobrej atmosferze.

    M.S.: No tak, po pierwsze przebiegał. Ja bym to słowo zaakcentował, dlatego że Rosjanie w ogóle nie chcieli tego szczytu, oni byli tak oburzeni na Szwedów, którzy porównali wojnę gruzińsko–rosyjską do inwazji hitlerowskiej na Europę...

    H.S.: No ale teraz Szwedzi zgodzili się na budowę Gazociągu Północnego.

    M.S.: No, przede wszystkim odbył się szczyt, więc dlatego ja stwierdzam, że to jest ważne. Po drugie tam jednak był taki roboczy ton rozmowy, dlatego że pakiet dyskusji między Rosją i Unią Europejską jest bardzo szeroki i jednak wymieniłbym w kolejności tak: to, co nas interesuje to bezpieczeństwo energetyczne, to, co ich interesuje to wizy. Cały czas trwają negocjacje nowej umowy, nowego porozumienia między Unią Europejską a Rosją. Tak że powiedziałbym zrobił się z tego roboczy, całkiem rzetelny szczyt i jedna wiadomość z tego szczytu jest bardzo ważna. Otóż Rosjanie decydują się na wprowadzanie ograniczeń emisji dwutlenku węgla, więc gdyby tak się stało i w kontekście np. decyzji chińskich i amerykańskich, no to jednak zyskują dobrą reputację w oczach Europejczyków.

    W.M.: Włodzimierz Cimoszewicz jeszcze raz powiedział, jeżeli chodzi o kandydaturę na prezydenta: nie, nie i jeszcze raz nie. Ale dodał, jak zwykle: ale gdyby groziła reelekcja Lecha Kaczyńskiego, to wtedy wystartuję. To nie jest zagrożenie dla Sojuszu Lewicy Demokratycznej?

    M.S.: Zagrożeniem jest taki stan między ustami a brzegiem pucharu, kiedy nie wiadomo, czy właściwie Włodzimierz Cimoszewicz chce kandydować, czy nie chce kandydować. Mnie się wydawało i nie tylko mnie, ja czytam wnikliwie to, co ten polityk mówi, że zrezygnował z kandydowania. I jeżeli zrezygnował, to powinien to jasno powiedzieć. Jeśli zamierza kandydować, to też powinien to jasno powiedzieć. Dla Sojuszu niedobrą sytuacją jest to, gdy my właściwie nie wiemy, co wokół tej osoby może się wydarzyć, czyli trwa taki stan takiej szarości. Otóż on zapełnia, Włodzimierz Cimoszewicz zapełnia pewną przestrzeń emocji prolewicowego elektoratu, dlatego że jest dobrze oceniany przez bardzo wielu Polaków i tak długo, jak myśli się o nim jako o potencjalnym kandydacie, to nie myśli się o kim innym. Natomiast sytuacja, w której...

    M.S.: Rozumiem, że chce pan, żeby Włodzimierz Cimoszewicz złożył jasną deklarację.

    M.S.: Tak, zdecydowanie, bo deklaracja jego na tak oznacza, że my jako partia będziemy wobec tej kandydatury opowiadać się, pewnie się opowiemy pozytywnie, natomiast deklaracja, że nie, będzie oznaczała, że musimy wskazać swojego kandydata. I to jest proste i tego bym oczekiwał, żeby to się zdarzyło do grudnia, bo my w grudniu będziemy na naszej konwencji mówić o tym, kto ma stworzyć alternatywę dla tej niby alternatywy pisowsko–platformianej.

    H.S.: Panie pośle, płaci pan abonament?

    M.S.: Płacę, oczywiście.

    H.S.: A co pan zrobi, żeby płacenie abonamentu stało się powszechne?

    M.S.: Wie pan, ja bym chciał przede wszystkim... Skoro pytanie jest osobiste, to ja odpowiem bardzo osobiście. Otóż ja się czuję osobiście obrażany przez przedstawicieli Platformy, którzy stworzyli z wojny z abonamentem taką marną wojenkę o tani poklask. Jeśli chce Polska i Polacy mieć dalej media publiczne, a udało się je ochronić w najtrudniejszym okresie, bo ten okres ekspansji mediów komercyjnych (i chwała, że tak się stało) był trudnym momentem, w którym jednak media publiczne się obroniły. To jest naprawdę żywa struktura bardzo zróżnicowanej oferty programowej od radia, mimo wszystko ciągle patrząc na telewizję. I teraz jeżeli to dobro wspólne zostaje narażone poprzez takie właśnie kacykowe deklaracyjni, wojenki, o to... opór publiczny, niezgoda obywatelska, i stoi na czele tego premier, ja się po prostu buntuję i czuję się obrażony jako obywatel, który temu obowiązkowi się poddaje. Tak, ja się poddaję, czasami mam opóźnienia, dostaję ponaglenie, płacę jakąś karę, ale tak, ja płacę abonament i namawiam wszystkich, którzy z czystym sumieniem myślą o przyszłości tej sfery życia publicznego, aby po prostu płacili, aby po prostu pokazali w ten sposób przysłowiową figę albo bardziej dosadnie panu premierowi i platformianym dowódcom, że na to nie ma zgody.

    W.M.: Panie pośle, a mówi się w Brukseli o wirusie AH1N1?

    M.S.: Oczywiście że się mówi, to wisi. Z tym, że powiem uczciwie – ten moment, kiedy dociera do świadomości publicznej informacja o pierwszej ofierze śmiertelnej, to jest taki moment, kiedy ta informacja już nie to, że się o niej mówi, tylko że ona puka do drzwi i wtedy zaczyna być czymś materialnym. Tu jeszcze czegoś takiego nie było. Ta epidemia idzie ze wschodu, wiemy, co się dzieje na Ukrainie, wiemy, co się dzieje w Polsce, w innych krajach. Więc oni mają najgorsze przed sobą, ale zdecydowanie są lepiej przygotowani. I mają szczepionki.

    W.M.: Bardzo dziękujemy za rozmowę. Marek Siwiec, europoseł, Sojusz Lewicy Demokratycznej.

    (J.M.)