Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 27.11.2009

Lider "Solidarności" broni zarobków działaczy

15 tysięcy złotych dla związkowca nie robi żadnego wrażenia - mówi szef "Solidarności". Gdzie tak jest? W KGHM.
  • Przewodniczącego "Solidarności" denerwują teksty o niebotycznych zarobkach związkowych liderów. Uważa, że doniesienia o krociowych pensjach związkowców w KGHM są insynuacjami. Akurat przewodniczący "S" w KGHM zarabia "zaledwie" 15 tysięcy, więc kiedy w zakładzie średnia wynosi 8 tysięcy, to suma ta nie robi wrażenia. Rząd powinien w skali ogólnopolskie uporządkować zarobki pracowników - mówił Janusz Śniadek w "Sygnałach Dnia".

    15 grudnia "Solidarność" chce zrobić pikietę przed gmachem Rady Ministrów w obronie związkowców i ich miejsc pracy - poinformował Śniadek. Związkowcy chcą wskazać na zagrożenia w różnych miejscach - wyjaśnił. Lider "Solidarności" dał przykład Torunia, gdzie w jednej z tamtejszej firm wyrzuca się niezgodnie z prawem pracowników, którzy chcą założyć związki zawodowe. "Solidarność" będzie też wzywać rząd, żeby skorzystał z Europejskiego Funduszu Globalizacyjnego na ratowanie nie tylko naszych stoczni, ale też innych upadających zakładów - zapowiedział gość "Sygnałów Dnia"..

    Polska przez pokolenia zabiegała o budowę swej gospodarki morskiej i nie wyobrażam sobie, żeby to wszystko miało być zniszczone - mówił Janusz Śniadek. Wczorajszy przetarg na majątek stoczni w Gdyni ocenił, jako nieudany. Liczy jednak, że prędzej czy później stoczniowcy znów będą mogli budować statki.

  • Oto zapis rozmowy

  • Jakub Urlich: W Sygnałach Dnia kolejny gość, łączymy się z Gdańskiem, ze studiem Polskiego Radia w tym mieście – Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ Solidarność. Dzień dobry.

    Janusz Śniadek: Dzień dobry, pozdrawiam.

    Henryk Szrubarz: Panie przewodniczący, msza święta w intencji uratowania Stoczni Szczecińskiej zostanie dziś odprawiona w Szczecinie. Już tylko modły pozostają?

    J.S.: Tylko, ale zawsze łączyliśmy wiarę, naszą nadzieję z wiarą w Boga i myślę, że jak chodzi o tradycje stoczniowe, to tutaj msze święte są jakimś elementem istotnym, ważnym, przyczyniały się do ważnych sukcesów. Tym razem jest nadzieja, że okażą się być może ratunkiem. Mówię być może, pomimo że jest we mnie dość silne przekonanie o tym, że stocznie, polski przemysł okrętowy nie może upaść. Czy tak się stanie? Będą rozstrzygały o tym, owszem, najbliższe dni, ale też i miesiące, ponieważ...

    J.U.: A twarda ręka rynku nie zadusiła w panu już tej nadziei?

    J.S.: Wie pan, o ile twarda ręka rynku jest ogromnym wyzwaniem, o tyle wierzę, że niezłomna wiara, przekonanie o słuszności racji ludzi jest równie silne i moje życie jest pełne takich doświadczeń pokazujących, że to jest równie ważne.

    H.S.: A wczorajsza sprzedaż majątku, części majątku stoczni w Gdyni? Umiarkowany sukces?

    J.S.: Nie, tu też nie ukrywam, że raczej rosnący niepokój, pewne rozczarowanie, natomiast – tak jak mówię – nie tracę nadziei. Zresztą chciałbym też, aby moje słowa napawały otuchą tych wszystkich, którzy tę nadzieję tracą.

    H.S.: A ekonomiści, specjaliści mówią, że dzisiaj w Szczecinie pójdzie jeszcze gorzej niż wczoraj w Gdyni.

    J.S.: No, są takie być może takie przesłanki, ale tak jak powiadam, nie opuszczajmy rąk do końca i nawet kiedy będzie się wydawało, że nie ma już żadnej szansy, walczmy.

    H.S.: Solidarność nie opuszcza rąk i zapowiada protesty, ale w Warszawie. 15 grudnia?

    J.S.: Tak, 15 grudnia w Warszawie planujemy akcję. Przy czym tu chciałbym podkreślić, że elementem tego protestu, wyjątkowo mocnym, silnym, jest pewien postulat pozytywny. Chcemy nakłaniać rząd, przekonywać do celowości, do skorzystania z jednej z możliwości, jaką stwarza Europejski Fundusz Globalizacyjny. Do tej pory rząd nie sięgnął, a tu podkreślam to, bo w tym wypadku wnioskodawcą może być tylko strona rządowa, nie sięgnął po te możliwości. Być może okazać się, że ten fundusz jest już taką jedną z ostatnich desek ratunku dla stoczni, ale jest to możliwość pomocy wszystkim przedsiębiorstwom, wszystkim branżom w całej Polsce. Więc chcemy wskazać również na tę możliwość.

    H.S.: A jaka to miałaby być suma i komu miałaby pomóc?

    J.S.: Wie pan, Fundusz Globalizacyjny jest to fundusz rozporządzeniem Komisji Europejskiej niosący pomoc tym przedsiębiorstwom, które doznają uszczerbku, znajdują się w trudnej sytuacji ze względu na zjawiska globalizacyjne, globalizacji w Europie. Otóż do tej pory z tego funduszu skorzystało relatywnie niewiele państw i przedsiębiorstw, nie jestem w stanie w tej chwili odpowiedzieć na pytanie konkretnie, jakie środki mogą być przyznane, ale sądzę, że w zależności od sensowności programu, który będzie przedstawiony, mogą być to środki niemałe. W naszym przypadku, w przypadku Polski każda kwota jest dobra.

    H.S.: A co zrobić w sytuacji, kiedy właściwie nikt z poważnych inwestorów majątku stoczni nie chce kupić?

    J.S.: Wie pan, protestami tej sprawy na pewno się nie...

    H.S.: Bo produkowanie statków się nie opłaca.

    J.S.: ...nie rozwiążemy. Wie pan, tu też cywilizacja, światowa gospodarka nie stanie w miejscu. Transport morski będzie istniał, jest tylko problem, jak przetrwać w tej chwili ten trudny czas, a zważywszy na sytuację można przypuszczać, że z chwilą, kiedy tylko gospodarka ponownie ruszy z miejsca, rozpocznie się kolejny okres boomu, koniunktury w tej branży. Pytanie: kto na tym skorzysta? Czy wyłącznie stocznie dalekowschodnie, czy również Europa, Polska będzie partycypować w tym podziale pracy.

    J.U.: Ale pan pamięta przecież, panie przewodniczący, że sprzedaż majątku tych stoczni to jest kara za to, że one dostawały przez lata nielegalną pomoc publiczną, 5 miliardów euro to są gigantyczne pieniądze, warto było?

    J.S.: Z tą pomocą publiczną jest to sprawa strasznie dyskusyjna. Jest to jedno z zaniedbań polskich rządów przy negocjowaniu akcesji, nie zdefiniowano, nie rozstrzygnięto tego, jak pomoc publiczna ma być definiowana w Polsce, stąd te spory, wręcz zagrożenia procesów. Proszę przyznać, że nawet pan premier w maju w tej słynnej debacie mówił różne rzeczy – raz mówił o kwocie 700 milionów, za chwilę padała kwota 70 milionów, a więc 10–krotna różnica w zależności od spojrzenia. Nie rozstrzygniemy tego na antenie. Z całą pewnością kwestia pomocy publicznej dla przemysłu okrętowego w Polsce i w Europie były i są traktowane bardzo różnie. Natomiast pozostaje problem przede wszystkim pracowników i odpowiedzialności również rządu, ekip za zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim branżom. Polska przez pokolenia zabiegała o budowanie, zbudowanie swojej gospodarki morskiej, przemysłu okrętowego. Nie dopuszczam myśli, że to wszystko miałoby dziś lec w ruinie.

    H.S.: A tymczasem związkowcy, niektórzy związkowcy mają się całkiem dobrze. Jak donoszą gazety, związkowcy w KGHM zarabiają nawet po 22 tysiące złotych. W Enei po cichu zarabiają w dwóch spółkach zależnych. Jak pan skomentuje te doniesienia?

    J.S.: Panie redaktorze, ja przyznam, że te doniesienia są właśnie przejawem...

    H.S.: To nieprawda?

    J.S.: ...przejawem pewnej choroby drążącej nasze życie publiczne. Ja czytam bardzo uważnie te teksty. One w gruncie rzeczy opierają się w największym stopniu na insynuacji. Tam nie ma żadnego dowodu na wprost, natomiast powiem w ten sposób: jeśli gdziekolwiek w którejś z tych spółek – czy w KGHM–ie, czy w Enei – zdarzyło się cokolwiek na szkodę którejś z tych spółek, to całkowitą odpowiedzialność za to ponoszą zarządy tych spółek. I gazeta z prawem w tytule, posuwająca się do tego rodzaju insynuacji bez stwierdzenia tego prostego, oczywistego faktu dla każdego, kto choćby otarł się o kodeks handlowy, jest zdumiewające. My nie wyjaśnimy w tej chwili na antenie tutaj szczegółów tego, ja mogę powiedzieć, że w przypadku KGHM–u ta insynuacja jest o tyle krzywdząca, że przewodniczący Solidarności w tamtej spółce zarabia poniżej średniej zakładowej z tytułu swojego stosunku pracy na etacie związkowym.

    H.S.: Czyli w KHGM nie ma związkowca, który zarabia brutto ponad 22 tysiące złotych miesięcznie?

    J.S.: Nie wiem, o kim tam jest mowa. W każdym razie jeśli chodzi o przewodniczącego Solidarności, jego wynagrodzenie łącznie z wynagrodzeniem za radę nadzorczą nie przekracza 15 tysięcy, przy czym (...)

    H.S.: 15 tysięcy złotych to też nie jest mało, panie przewodniczący.

    J.S.: Ja mam świadomość, że są to kwoty budzące... No tak, ale w sytuacji, gdy średnia w tym zakładzie przekracza 8 tysięcy, to nie jest to suma w tamtym zakładzie jakaś zawrotna, natomiast ja mam świadomość, jakie emocje musi to budzić w Polsce, bo chorobą, jedną z patologii polskich, bolesnych, jest dramatyczne rozwarstwienie płac, przeciwko któremu Solidarność protestuje od lat, i to jest jeden z celów, wyzwań stojących przed nami, ale myślę, że przed całym społeczeństwem, zniesienie tych...

    H.S.: Ale sam pan mówił przed chwilą, że to budzi emocje. 15 tysięcy złotych – co sam pan oficjalnie teraz powiedział – takie emocje bardzo duże budzi.

    J.S.: Panie redaktorze, nie chciałbym rozbudzać emocji teraz zarobkami różnych gwiazd polskiego dziennikarstwa czy innych osób. Myślę, że to jest bardzo zła metoda – budzenie wśród ludzi emocji tego rodzaju zróżnicowaniem, natomiast z całą pewnością jest odpowiedzialnością polskiego rządu, polskich polityków, osób czy środowisk, w ogóle elit gospodarczych za zmniejszenie tego dramatycznego, gorszącego rozwarstwienia płacowego w Polsce, w służbie zdrowia również. Zwracam uwagę, jak bardzo tam te sprawy są budzące emocje, ale i szkodliwe, groźne dla nas wszystkich. Więc tych wyzwań przed Polską jest dzisiaj niesłychanie dużo.

    J.U.: 15 grudnia Warszawa stanie?

    J.S.: 15 grudnia w Warszawie chcemy zrobić pikietę pod Urzędem Rady Ministrów...

    J.U.: Malutką.

    J.S.: Nie określam, jak wielką. Nie porywamy się w tej chwili na jakieś wielkie, duże manifestacje, staramy się wskazywać na różne zagrożenia występujące w różnych miejscach. W dniu dzisiejszym w tej chwili za moment, i to jest nasza związkowa rzeczywistość, nie jakieś bajońskie zarobki, które próbuje się nam insynuować, ale w Toruniu w związku z wielką krzywdą – próbą wyrzucenia z pracy pracowników za działalność związkową – oficyna Labor, wyrzuca się zupełnie niezgodnie, sprzecznie z prawem pracowników – dzisiaj, w wolnej Polsce, 30 lat po powstaniu Solidarności – za tworzenie związku zawodowego próbuje się wyrzucać z pracy ludzi. I jedziemy tam z całej Polski, żeby protestować przed zarządem tamtej firmy...

    J.U.: Panie przewodniczący...

    J.S.: Tak.

    J.U.: Bardzo dziękujemy za rozmowę.

    J.S.: Dziękuję, pozdrawiam.

    J.U.: Janusz Śniadek, przewodniczący NSZZ Solidarność, w studiu Polskiego Radia w Gdańsku.

    (J.M.)