Logo Polskiego Radia
Jedynka
migrator migrator 21.03.2008

Wielkopiątkowe rozważania o śmierci i cierpieniu

My nie strajkujemy, nie zostawiamy człowieka bez pomocy, bo nie ma już następnej instancji po hospicjum, która może człowiekiem się zająć.

Grzegorz Ślubowski: Moim gościem jest ksiądz Piotr Krakowiak, Krajowy Duszpasterz Hospicjów.

Dziś Wielki Piątek, dzień szczególny dla każdego człowieka, chyba nie tylko dla chrześcijanina, dzień, w którym zastanawiamy się nad cierpieniem i śmiercią Jezusa, ale tak sobie myślę, że w ogóle zastanawiamy się nad cierpieniem i śmiercią. Dlaczego na co dzień w naszej kulturze tak mało mówimy właśnie o tych sprawach, o cierpieniu, o śmierci? Nie chcemy po prostu mówić o rzeczach przykrych?

ks. Piotr Krakowiak: To trudne, dramatyczne wydarzenie – umieranie, śmierć. Widać to choćby po całym nastroju Wielkiego Piątku, po tym, że sam Jezus, Bóg–Człowiek bał się śmierci. I my się też śmierci boimy, dlatego o tym nie rozmawiamy, a bardzo często – jak to pokazało ostatnie badanie – ponad 70% Polaków w ogóle nie chce o śmierci myśleć, nie dopuszcza do siebie takiego tematu i może kiedy słyszy takie słowa, przełącza na przykład radio. Mam nadzieję, że dzisiaj taki dzień właśnie szczególnym, bo przecież myślimy o śmierci Jezusa, ale mamy też okazję pomyśleć o tym, że my kiedyś też będziemy umierać i o tym, jak do tego zadania się przygotować. Myślę, że trzeba pomyśleć w Wielki Piątek, ale w życiu w ogóle.

G.Ś.: A można się do tego przygotować?

P.K.: Można się przygotowywać. Z całą pewnością nie można, bo sam czasami pytany o to, czy boję się śmierci, odpowiadam, że się boję. Chociaż widzę ją właściwie każdego dnia, widzę ciężko chorych, umierających, to nie zmienia to faktu, że ten lęk pozostaje. Ale czym innym jest lęk, niepokój, który jest jakiś egzystencjalny, nienaturalny, każdemu żyjącemu człowiekowi, każdemu stworzeniu, bo to lęk przed unicestwieniem, ale też lęk przed tym, co będzie po drugiej stronie. Natomiast chodzi o to, żeby to nie był paraliżujący strach, który każe odpychać tę rzeczywistość, bo ona jest powszechna, to będzie powszechne doświadczenie każdego z nas. Również cierpienie czy ból będzie nam towarzyszył w naszym życiu i choć wszyscy mamy wielką nadzieję, że to nie będzie tak wielkie cierpienie i taki dramat, jakiego dzisiaj jesteśmy kontemplatykami, myśląc o Jezusie i o jego śmierci na krzyżu, to wydaje się, że również o tym, że nie ma świata bez cierpienia, bez bólu, bez śmierci, dzisiaj warto przypomnieć, w ogóle warto pamiętać.

G.Ś.: Czym wobec tego jest cierpienie? To jest doświadczenie, które spada na nas jak na Hioba, czy może to jest kara?

P.K.: To bywa po pierwsze, jeśli chodzi o ból, przypomnienie tego, że coś w naszym organizmie nie działa prawidłowo i wtedy nie powinniśmy zwlekać i co prędzej udać się do lekarza, żeby się zbadać. To zawsze powtarzam w wielu bardzo spotkaniach z pacjentami w hospicjum, jest mowa o tym, że gdybym był nie zignorował pierwszego sygnały, to pewnie dzisiaj nie byłbym w hospicjum. To niech będzie zachęta do prewencji, do badania, do tego, żeby nie zwlekać. Spotykam czasami ludzi, którzy mówią: proszę księdza, w mojej rodzinie był nowotwór, ja się boję pójść do lekarza. A może takim postanowieniem wielkopiątkowym niech będzie: pójdź, drogi czy droga, zbadaj się, bo odwlekanie takiego wyroku wcale go nie zawiesza, a czasami się może okazać, że to jest tylko taka obawa, która jest zupełnie nieracjonalna i na szczęście nie jesteśmy chorzy. To to po pierwsze.

A jeśli chodzi... pyta pan o cierpienie, to to jest tajemnica i to jest ten... i za to jestem wdzięczny moim pacjentom, moim przyjacielem, nauczyłem się o niej nie mówić, nie mądrzyć i nie być ekspertem, bo to oni są ekspertami. Musielibyśmy ich zapytać i to każdy z nich jest ekspertem na swój sposób jedyny, niepowtarzalny. To tajemnica, która może być wielkim dramatem i wielkim wyrokiem, ale potrafi też być zbawienna. I może dlatego patrząc na cierpienie, mękę i śmierć Chrystusa na krzyżu, każdy, kto cierpiąc będzie potrafił z tego dramatu, z tego paradoksu wznieść się do tego, żeby mieć udział w zbawczych cierpieniach Chrystusa – tak mówi o tym teologia i chrześcijański sens cierpienia – to zwycięży, również w tym, że również w tym wypadku, choć to niełatwe, choć często kiedy widzę cierpiących, kiedy widzę cierpiących moich rówieśników albo cierpiące dzieci, to siebie pytam: jak ja bym zdał egzamin z tego cierpienia? I nie mam łatwych odpowiedzi.

G.Ś.: Nie ma łatwych odpowiedzi. A jak ksiądz rozmawia z ludźmi, którzy cierpią w hospicjach, którzy umierają?

P.K.: Ja i wszyscy ludzie w hospicjach, w zakładach opieki paliatywnej uczymy się jednego – że najważniejszym elementem rozmowy z pacjentem jest jego słuchanie, aktywne słuchanie, takie otwarte uszy, otwarte oczy, otwarte serce, komunikacja niewerbalna obok tej werbalnej, bo tak dużo mówią gesty albo to, co nie jest powiedziane. I obecność. Ja myślę, że nie ma lepszej rozmowy niż rozmowa i dar obecności, trwania, czuwania przy ciężko chorym. I to jest ważniejsze niż słowa, niż nawet te wszystkie, które staramy się znaleźć. Myśmy wspólnie z hospicjami taką książkę „Zdążyć z prawdą” napisali. To świadectwa, w których tak naprawdę jest mowa o tym, że to sztuka, której się ciągle musimy uczyć, podobnie jak właśnie sztuka akceptowania cierpienia. Więc słuchać, to pierwsze. I być z chorym.

G.Ś.: Być z chorym, z kimś z rodziny, kto umiera?

P.K.: Tak, tak, być i nie bać się tego. To również w akcji, którą prowadzimy „Umierać po ludzku” takie głównie przesłanie, żeby nie zostawiać tego tylko służbie zdrowia. Chory i umierający pacjent, człowiek, który boi się przede wszystkim samotności, boi się tego, że będzie pozostawiony bez opieki. I dlatego bliscy, rodzina, przyjaciele powinni być jak najczęściej i czuwać. W hospicjach to norma. Chcielibyśmy również, żeby to była norma w szpitalach, domach pomocy, a jeśli nie ma rodziny, żeby zastąpiły tę rodzinę zastępy wolontariuszy. I dlatego również i do młodych, ale również do młodych emerytów, do wolontariuszy grupy „50+” adresujemy takie zaproszenie. Hospicja czekają, jeśli ktoś w Wielki Piątek chce postanowić coś ważnego, to zapraszamy do wolontariatu, zapraszamy na stronę hospicja.pl, gdzie jest wykaz wszystkich ośrodków hospicyjnych w Polsce, zapraszamy do tego, żeby pomyśleć, może trochę poczytać o tym, jak szczególna to służba. I jeśli ktoś poczuje takie powołanie, bo ja wierzę, że to też jest powołanie do tego, żeby służyć człowiekowi, żeby z nim być, żeby – tak myślimy po ludzku – „zmarnować” trochę czasu. Ale – co jest niezwykłe – wolontariusze, którzy zdecydują się ten czas zmarnować, mówią po tym, jak wiele otrzymali.

Może porównywalnie do tych odważnych, którzy zostali pod krzyżem Jezusa, choć wielu chodziło za Jezusem, tylko kilka osób wytrwało w tym najtrudniejszym momencie jego życia, w Jego umieraniu, w tragicznej śmierci. I myślę, że niech to będzie zachęta dla tych, którzy może się wahają, może już o tym myśleli, a może chcieliby coś dobrego zrobić i dzisiaj takie postanowienie mają. Zapraszamy, by jako wolontariusze pomagać ciężko chorym, umierającym w hospicjach.

G.Ś.: Proszę księdza, a jak powinno się rozmawiać z kimś, kto umiera? Powinno się mówić całą prawdę? Chory ma prawo wiedzieć, co się z nim dzieje?

P.K.: Tak, chory ma prawo, bo nikt z nas nie lubi być okłamywany, nie lubi być oszukiwany. Więc na pewno ma prawo do tego, żeby znał prawdę o sobie, o swoim życiu, o swojej kondycji. Natomiast to musi być prawda, która jest przekazywana tak jak lekarstwo. Lekarstwo potrafi być zbawienne i lecznicze, ale potrafi w dużej dawce zabić albo bardzo poważnie zaszkodzić. I podobnie jest z przekazywaniem prawdy. Ona powinna być dawkowana tak jak chce tego sam pacjent, sam chory niejako daje sygnały, ile może znieść. Właśnie dlatego tak ważna jest ta komunikacja niewerbalna, aktywne słuchanie, tak ważne jest to, żeby się wczuć w sytuację tego człowieka, żeby go posłuchać, żeby nie zabić taką prawdą, która może jest prawdziwa, ale jest wyrokiem, który potrafi człowieka przygnieść.

G.Ś.: Lekarz też powinien powiedzieć nawet najgorszą prawdę?

P.K.: Tak, choć właśnie tutaj szczególnie, w sztuce lekarskiej, proszę zauważyć – mówimy o sztuce, a nie o zawodzie, mówimy o powołaniu, a nie o profesji, bo wymaga to, oczywiście, dużego taktu, wyczucia i czasu. Dzisiaj wielu moich przyjaciół, lekarzy mówi o tym, że tego czasu nie ma, dlatego tak dobrze, że w wielu placówkach, klinikach, w hospicjach obok lekarzy są również psychologowie. To są ludzie, którzy mają wspierać, którzy ten brak czasu lekarza mają uzupełnić swoją kompetencją. Tę samą rolę mogą i pełnią wiele razy kapelani. Oni również się kształcą, przygotowują, więc to, co w hospicjach jest już standardem, interdyscyplinarna opieka, razem. Mamy kilka profesji, ale opiekujemy się tym samym człowiekiem i z różnych stron staramy się go zrozumieć, a znajdujemy też czas, żeby o tym porozmawiać, żeby ten człowiek stał się centrum naszej uwagi. Nie procedury, nie kompetencje każdego z nas, ale człowiek, który cierpi i chce pomocy. I jeśli będziemy zjednoczeni w tej pomocy, to zrobimy to lepiej. To chcemy zaproponować również, żeby było bardziej obecne w szpitalach i w domach opieki.

Jasne, kondycja służby zdrowia jest powszechnie znana i nie zamierzam o tym mówić, natomiast są zawsze dwa sposoby na wychodzenie z trudnych, kryzysowych sytuacji – albo narzekać, albo próbować coś zrobić. I myślę, że hospicja, opieka paliatywna, ta wspólna troska służby zdrowia, Kościoła i wolontariatu, tego trzeciego sektora i organizacji pozarządowych pokazuje, że można mimo tego, że pieniędzy ciągle brakuje, mimo tego, że właściwie ciągle przy każdej okazji.

Więc pozwolę sobie nawet w Wielki Piątek i mam nadzieję, że pan na to pozwoli, poprosić o jeden procent dla hospicjów. My również bez tego nie możemy funkcjonować. Natomiast pracujemy, ludzie widzą tę pracę i wspierają. I myślę, że taką naszą największą radością jest to, że my nie odchodzimy od pacjentów, że my nie strajkujemy, że nie zostawiamy człowieka bez pomocy, bo z drugiej strony nie ma już następnej instancji po hospicjum, która może człowiekiem się zająć. My na końcu drogi żyjącego człowieka mamy szczególny trud, ale też szczególny przywilej – być przy nim.

G.Ś.: Przeczytałem prawa człowieka umierającego, które ksiądz, jak widziałem, także podpisał, i tam jest punkt, który szczególnie mnie zastanowił: „Chory ma prawo do niezgody na uporczywą terapię przedłużającą umieranie”. Co to znaczy?

P.K.: Wszyscy dobrze wiemy, a przynajmniej większość społeczeństwa, gdybyśmy zbadali, czym jest eutanazja – to skrócenie życia na życzenie pacjenta albo wbrew jego woli i jest tam wiele jeszcze innych elementów, których nie chcę rozwijać, ale mało w Polsce. I wiemy o uporczywym przedłużaniu życia, o tym, że umieranie z godnością zakłada również drugą stronę – tę jedną znamy i słusznie przeciwko niej protestujemy, bo eutanazja nie jest rozwiązaniem. Opieka hospicyjna i medycyna paliatywna są właśnie odpowiedzią na to: troska do końca życia.

Ale jest też druga strona. Ona zwłaszcza dochodzi do głosu, kiedy ta nowoczesna medycyna i technologia połączy się z takim uporczywym dążeniem rodzin do tego, żeby za wszelką cenę ratować życie, co jest dobre, dopóki ma uzasadnienie, dopóki to rzeczywiście może przynieść jakieś pozytywne, dobre dla człowieka chorego skutki. Ale kiedy wiadomo już, że z punktu widzenia medycyny i całej wiedzy nie uda się uratować życia, to takie uporczywe jego podtrzymywanie albo przedłużanie jest równie dużym wykroczeniem takim etycznym, jak eutanazja, bo jest ingerencją w ludzkie życie, jest takim uporczywym podtrzymywaniem życia, które powinno już zgasnąć, powinno się skończyć. To bardzo trudny temat, on również przez bioetyków, przez etyków jest dyskutowany i w opinii wielu lekarzy to jest również temat, o którym powinniśmy więcej mówić.

Jeśli odnosimy to do cierpień Jezusa na krzyżu dzisiaj, bo Wielki Piątek, do Jego agonii, to ona była wystarczająco długa i dramatyczna. I pewno gdybyśmy zaproponowali (to zabrzmi drastycznie może), żeby Jezus jeszcze powisiał i jeszcze pocierpiał na krzyżu, no to wszyscy byśmy ze słusznym oburzeniem przeciwko temu zaprotestowali.

Jeśli to się dzieje w szpitalu bo ktoś stara się za wszelką cenę załatwić jeszcze kolejną, być może najnowszą, ale w wiedzy powszechnej i w doświadczeniu i lekarzy, i całego otoczenia już nie ratującą tego życia i nie dającą żadnej nadziei procedurę, to czy gdybyśmy byli w pełni świadomi, że to nasze załatwianie, to nasze uporczywe staranie się, to wywieranie nacisku na środowisko lekarzy, to zwłaszcza na oddziałach intensywnej terapii, ale również gdzie indziej, miewa miejsce, to czy byśmy świadomi tego chcieli przedłużać cierpienia i męki bliskiej, kochanej nam osoby? Może warto o tym pomyśleć czasami, kiedy lekarze sugerują: może już starczy, może już wystarczy tego ciągłego dopominania się?

To bardzo delikatne i bardzo trudne, bo z jednej strony jest miłość do tego człowieka niewątpliwa, z jednej strony jest troska i walka o życie, ale z drugiej strony jest też zaufanie do całej wiedzy medycznej, całej postawy etycznej lekarza, którzy taką informację przekazuje.

No i właśnie, w środku jest zawsze cierpiący człowiek. To tak jak rozwieszony pomiędzy niebem i ziemią Jezus, który cierpiał w samotności, którego cierpienie miało zbawczą wartość. I my, patrząc też na umierającego człowieka, widzimy w tym trudnym i paradoksalnie po ludzku do końca niezrozumiałym doświadczeniu szansę na to, że to może być doświadczenie, które chociaż zamyka oczy jednym, to otwiera je drugim. Tak powiedziała moja przyjaciółka i wolontariuszka, która umierała w hospicjum w Gdańsku, świętej pamięci Ilona. I myślę, że to są bardzo prawdziwe słowa.

G.Ś.: Bardzo trudne dzisiaj tematy, ale i dzień szczególny – Wielki Piątek. Moim gościem był ksiądz Piotr Krakowiska, Krajowy Duszpasterz Hospicjów. Dziękuję.

(J.M.)