Logo Polskiego Radia
Jedynka
Marlena Borawska 24.06.2010

Pawlak wie dlaczego przegrał wybory prezydenckie

Waldemar Pawlak juz wie dlaczego uzyskał tak słaby wynik w wyborach prezydenckich. Przegrał nawet z Januszem Korwin-Mikke. Nie poparli go partyjni koledzy, a wyborcy zachowali się praktycznie i zagłosowali na liderów sondaży.

Brak poparcia kolegów z partii w końcówce kampanii oraz skierowanie sympatii własnych wyborców w kierunku liderów sondaży spowodowało, że lider ludowców przegrał wybory prezydenckie, otrzymując zaledwie 295 tys. głosów. - Już w pierwszej turze wyborcy zdecydowali się na głosowanie na kandydatów skazanych przez media i sondaże na wygraną - powiedział w "Sygnałach dnia" lider ludowców Waldemar Pawlak.

– Niektórzy znajomi mówili mi wręcz – cenimy cię, ale będziemy głosowali na Komorowskiego czy Kaczyńskiego – mówi.

Waldemar Pawlak jest zdania, że pod koniec kampanii prezydenckiej zabrakło mu również poparcia Janusza Piechocińskiego. – Najpierw mnie gorąco namawiał na kandydowanie, a w końcówce dał strzał w plecy, co nie było przyjemne - mówi. Piechociński powiedział, że „jak nie ma woli zwyciężania, tylko się odrabia pańszczyznę, to nie ma co liczyć na sukces”. – Można różne uszczypliwe rzeczy mówić – komentuje Pawlak. Za dobry przykład podaje Grzegorza Napieralskiego, któremu liderzy lewicy udzielali wsparcia podczas całej kampanii.

Gość Jedynki jest zdania, że pomimo złego wyniku w wyborach prezydenckich, nie ma kryzysu w PSL. Przyznaje, że od początku nie był chętny na kandydowanie. Przypomina, że partia chciała w wyborach wystawić kobietę, ale wypadek pod Smoleńskiem sprawił, że trzeba było zmienić plany.

Waldemar Pawlak pytany na kogo jego wyborcy powinni oddać głos w drugiej turze przyznaje, że są oni pewni swego. – Jeżeli poznają odpowiedzi na pytania, jakie postawiliśmy, a te odpowiedzi przedstawimy publicznie jutro na radzie naczelnej oraz w naszej prasie, to na pewno w sposób świadomy zagłosują w drugiej turze – mówi.

Szef ludowców nie zdradza jeszcze na kogo przekaże swój głos.

(łk)

  • Krzysztof Grzesiowski: Nasz gość: Waldemar Pawlak, Wicepremier, Prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego. Dzień dobry, panie premierze.

    Waldemar Pawlak: Dzień dobry panom, dzień dobry państwu.

    K.G.: Już pan przeanalizował swój wynik z I tury wyborów?

    W.P.: Przeglądam, przeglądam też wyniki w wyborach senatorskich. Jest zróżnicowana sytuacja.

    K.G.: Senatorskich akurat? Dlaczego?

    W.P.: A dlatego, bo były wybory w trzech okręgach senatorskich, w jednym z okręgów, w okręgu płocko-ciechanowskim wygrał kandydat PSL-u, pan Michał Boszko, starosta, zacny człowiek, zaangażowany samorządowiec. Myślę, że to dobry sygnał też, że te wybory miały taki zróżnicowany charakter – z jednej strony wybory prezydenta, a więc jednej osoby, z drugiej strony wybory przedstawicieli do senatu i w okręgu płockim to jest właśnie Michał Boszko, w okręgu katowickim wiceprezydent Katowic, a w okręgu rzeszowskim żona pana senatora Stanisława Zająca.

    K.G.: Michał Boszko dostał 132 tysiące głosów?

    W.P.: Tak, tak.

    K.G.: A pan dostał 295 tysięcy w całym kraju.

    W.P.: Tak. No, to jest taki ciekawy paradoks.

    K.G.: To czy pan Boszko jest tak mocny w swoim okręgu, a pan tak słaby w całym kraju?

    W.P.: No, wie pan, w 2007 roku w tym samym okręgu ja też uzyskałem znaczącą liczbę głosów, natomiast myślę, że mamy tu do czynienia z taką sytuacją, że już w I turze wielu wyborców zdecydowało się na głosowanie na kandydatów wskazanych przez media i sondaże, niektórzy znajomi mówili mi wręcz nawet, że słuchaj, cenimy ciebie, ale będziemy głosowali na Komorowskiego czy Kaczyńskiego po to, żeby już w I turze wygrał, po to, żeby ten drugi nie wygrał. No, to była bardzo ciekawa argumentacja, myślę, że pokazująca, jak ludzie w sposób taki bardzo praktyczny i prosty podchodzą do wyborów, żeby pewne rzeczy rozstrzygać, nie patrząc na jakieś partyjne uwarunkowania.

    K.G.: Ceni pan sobie opinię Janusza Piechocińskiego?

    W.P.: Umiarkowanie, ponieważ w odróżnieniu od polityków SLD, którzy na początku nawet może i krytykowali kandydaturę Grzegorza Napieralskiego, to jednak w drugiej fazie poszli zdecydowanie za swoim liderem, natomiast Janusz Piechociński jakby trochę odwrotnie, to znaczy najpierw gorąco namawiał, żeby kandydować, a później, w końcówce dał taki strzał w plecy, mówiąc krótko i obrazowo, co nie było zbyt przyjemne na końcówce tej kampanii.

    K.G.: Powiedział, że jak się nie ma woli zwyciężania, tylko się odrabia pańszczyznę, to nie ma co liczyć na sukces.

    W.P.: Wie pan, można różne rzeczy uszczypliwe mówić, natomiast chcę podkreślić, że na przykład Aleksander Kwaśniewski czy Ryszard Kalisz, którzy niekoniecznie sympatyzowali z Grzegorzem Napieralskim na początku, to jednak w czasie kampanii, a szczególnie w ostatnich dniach...

    K.G.: Wsparli (...)

    W.P.: ...dali wyraźne sygnały, że stoją za nim twardo. I to było też hasło do gromadzenia się środowiska, trzeba przyznać, że dość udanego. Natomiast wygląda też na to, że w tej II turze nikt nie będzie się zwracał do zorganizowanych środowisk, tylko próbuje rozszarpać ten elektorat i jeden kandydat, i drugi bezpośrednio podchodząc pod elektorat lewicowy. Więc być może nasi wyborcy nawet zachowali się rozsądnie, nie wchodząc w tego typu pośredni etap, tylko od razu ocenili, kto jakie ma sympatie już od razu na II turę i nie tracili czasu.

    W.P.: Zanim o II turze, panie premierze, to znaczy, że w Polskim Stronnictwem Ludowym dobrze się dzieje?

    W.P.: Wie pan, są różne osoby i ja sobie bardzo cenię współpracę z ogromną i zaangażowaną częścią Stronnictwa, z tymi ludźmi, którzy niezależnie od klimatu, który był bardzo trudny, z zaangażowaniem i z poświęceniem przykładali się do kampanii i w swoich środowiskach też przekonywali ludzi, bo to była taka syzyfowa praca, to było takie przekonywanie osoby po osobie, bo nastrój był bardzo, bardzo trudny.

    K.G.: No, najpierw trzeba jeszcze było pana przekonać, żeby pan się zdecydował.

    W.P.: No, niezupełnie, wie pan. Po...

    K.G.: Tak było, panie premierze, nie był pan chętny od początku do tego, by startować.

    W.P.: Tak, gdyby to były wybory w normalnym terminie, to proponowałem, żebyśmy z naszego środowiska wystawili kobietę, i być może trzeba było zachować większą determinację w takim trwaniu przy swojej koncepcji, bo warto byłoby podjąć tego typu ryzyko nawet, natomiast trzeba pamiętać, że po tej katastrofie smoleńskiej prawdę mówiąc nie za bardzo był czas i miejsce na jakieś zbyt skomplikowane analizy i konstrukcje polityczne. Wiadomo było, że jest wypadek– dramatyczny, zginął prezydent, zginęło jeszcze prawie stu wybitnych polityków i ludzi życia publicznego – i trzeba było podjąć to ryzyko, nie zważając na konsekwencje i na zagrożenia. Z mojej strony na początku już kampanii był bardzo mocny akcent położony na dialog i porozumienie, potem kandydaci, którzy we wcześniejszych miesiącach praktycznie się zagryzali czy rozbijali, nagle zmienili front i zaczęli mówić jednym głosem o porozumieniu, o zgodzie, o dialogu. To...

    K.G.: Bo wybory prezydenckie, panie premierze, to kampania wizerunkowa, jak pan doskonale wie.

    W.P.: No, trochę tak, trochę, natomiast jakbym zadał takie pytanie: „To niech mi pan powie, co takiego wizerunkowego zabłysło nagle w kampanii pana marszałka Komorowskiego czy pana premiera Kaczyńskiego?”, to ja nie bardzo mogę sobie przypomnieć coś takiego, co by rzucało na kolana wyborców. To raczej było już w mediach i w sondażach szczególnie takie popchnięcie w kierunku stadnego odruchu do tylko dwóch kandydatów, że po prostu szkoda czasu na roztrząsanie innych propozycji. Myśmy mówili, że ta I tura może być momentem takiego gromadzenia się i pokazania, że w Polsce jest różnorodność poglądów, ale wielu ludzi uznało, że szkoda czasu tracić na jakieś dywagacje polityczne, że trzeba od razu stawiać na któregoś z tych kandydatów, których wskazują media, i kandydaci przez to z tej pierwszej dwójki patrzyli na kampanię w dość specyficzny sposób, nawet specjalnie nie byli zainteresowanie debatami, prezentowaniem poglądów, bo mieli praktycznie za darmo wejście do II tury. I tak na dobrą sprawę dzisiaj nawet trudno powiedzieć, jakie mają poglądy na serio, bo sądzą się w sądzie...

    K.G.: No, są dwie debaty, może dowiemy się.

    W.P.: No, sądzą się w sądzie. Myśmy zadali takie pytania, które nam pozwolą troszeczkę może bardziej pokazać i dla naszego środowiska, ale też szerzej: dla wyborców w Polsce, jakie są poglądy kandydatów na sprawę własności, polityki rodzinnej, polityki rolnej, podejście do rozwoju, czy to ma być rozwój zrównoważony, czy taki bardziej...

    K.G.: Tak, bo nawet ma być sprawa żłobka w każdej gminie z funduszy publicznych, czy są za, czy przeciw.

    W.P.: Tak.

    K.G.: Ja tylko tak zastanawiam, kiedy tak czytam te listy pytań do kandydatów na fotel prezydencki, bo pan, panie premierze, w końcu kieruje partią, która jest w koalicji rządowej, pewne pomysły, które tutaj pan przedstawia, pewne pytania, można by chyba załatwić na drodze parlamentarnej, coś uchwalić, przedstawić projekt jakiejś ustawy.

    W.P.: Zgadza się, na przykład to, o czym pan wspomniał, sprawa żłobków przez panią minister Fedak jest już prowadzona od dłuższego czasu i jest trochę tak zamulana w tych trybach administracyjnych...

    K.G.: A kto ją zamula?

    W.P.: No, jeżeli pojawiają się pytania ciągle dotyczące źródeł finansowania, dotyczące tego, ile to będzie kosztować. Ja tylko dla porównania powiem...

    K.G.: Ale pan zna stan kasy państwowej?

    W.P.: Tak, ale znam też takie śmiałe projekty, jak Orliki czy drogi powiatowe, takie „starostówki”, to tutaj jakoś specjalnych rozterek nie ma. Znam też takie gesty wobec wielkich korporacji, jak na przykład Eureko, które za odstąpienie od zakupu 20% akcji PZU otrzymało w ramach takiego odstępnego 4,8 miliarda złotych. Tak że myślę, że tutaj nie problemem są pieniądze, tylko swego rodzaju taka dziwna pryncypialność, że niektóre...

    K.G.: A pan był przeciw Orlikom i powiatówkom?

    W.P.: Nie, właśnie byłem za i liczyłem na to, że będzie pewnego rodzaju rewanż. Tylko tu jest właśnie takie asymetryczne podejście, że niektóre projekty są entuzjastycznie promowane i prowadzone. No, weźmy chociażby sprawę budowy stadionów, to są też dużo większe pieniądze niż żłobki, a myślę, że stadiony są potrzebne na Euro 2012, ale gdyby były trochę skromniejsze, to mielibyśmy w każdej gminie żłobek i nie byłoby problemu. Mówię tylko o takich proporcjach, że to jest właśnie polityka i rozstrzyganie, na co przesuwamy trochę bardziej akcenty. Z naszej strony na te społeczne sprawy chcielibyśmy położyć trochę większy akcent, szczególnie teraz w ciągu tego najbliższego roku.

    K.G.: A czy i w jaki sposób wyborcy, pańscy wyborcy, sympatycy Stronnictwa dowiedzą się, jak mają zachować się w II turze, o ile oczywiście przyjmą to do wiadomości i będą chcieli z tej podpowiedzi skorzystać? Czy to będzie jakaś uchwała Naczelnego Komitetu Wykonawczego, czy coś takiego?

    W.P.: W moim przekonaniu wyborcy, którzy głosowali na mnie, są absolutnie pewni swego i zupełnie superświadomi i przekonani, więc w moim przekonaniu, jeżeli będą znali odpowiedzi na te pytania, które postawiliśmy, a będziemy starali się te odpowiedzi przedstawić publicznie jutro na Radzie Naczelnej, przestawić także w naszej prasie w Internecie, to na pewno ci wyborcy, którzy głosowali, w tak trudnych warunkach zdecydowali się oddać głos na mnie, w sposób bardzo racjonalny, świadomy i przemyślany będą głosowali w II turze. Natomiast ważne jest, aby te odpowiedzi pokazać szerszej publiczności, także tym wyborcom, którzy zagłosowali już w I turze, bo często to był taki odruch właśnie emocji i serca i przekonanie, że już ta I tura może rozstrzygnąć...

    K.G.: A nie rozstrzygnęła.

    W.P.: ...bez jakiegoś głębszego wchodzenia w to, jakie programy, jakie pomysły mają poszczególni kandydaci.

    K.G.: A pan, panie premierze, już wie, na kogo, czy będzie pan czekał na odpowiedzi na pytania?

    W.P.: Czekam na te odpowiedzi i...

    K.G.: Odpowiedzi pan pewnie zna.

    W.P.: Tak, ale mogę się trochę zdziwić, bo wie pan, na przykład głośna sprawa prywatyzacji szpitali – wydawało się, że w tej sprawie jest takie dość jasne przekonanie, a tu już zaskoczenie, bo przed sądem obaj kandydaci wykazali, że żaden z nich nie jest zwolennikiem. No, w różnym stopniu są przeciwni tej idei, natomiast zabawność sytuacji polega na tym, że w realnym życiu mamy szpitale publiczne, nawet państwowe kliniki, mamy szpitale samorządowe, społeczne, prowadzone przez spółdzielnie, a także szpitale i kliniki prywatne, gabinety lekarskie też prywatne. Czyli w realnym życiu mamy mieszaną gospodarkę i to jest bardzo dobre rozwiązanie, bo jak odnoszę tu często taki prosty przykład – premier, profesor Łuczak, kiedy organizował szkolnictwo wyższe, nie zamykał szkół publicznych, ba, nawet rozszerzył zakres działania szkół zawodowych państwowych, ale otworzył drzwi dla szkół prywatnych. Powstała bardzo różnorodna mieszanka własnościowa, organizacyjna, która ma spełniać jednolite standardy. I szkolnictwo wyższe myślę, że jest takim dobrym przykładem pozytywnej transformacji, gdzie nie niszczono jednostek publicznych, a rozwinięto prywatne.

    K.G.: Może tylko przed sądem padają słowa prawdy, panie premierze. Dziękuję...

    W.P.: No, wie pan, wygląda to trochę zabawnie, jak kandydaci zamiast przedstawić opinii publicznej, sądzą się przed sądem.

    K.G.: Dziękuję. Waldemar Pawlak, Wicepremier, Prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego, gość Sygnałów Dnia.

    (J.M.)