Logo Polskiego Radia
Jedynka
Andrzej Gralewski 26.08.2010

Kościół porzucił krzyż

Kościół w pewnym sensie ten krzyż porzucił i nie chce się do niego przyznać - mówi w "Sygnałach Dnia" wiceprzewodnicząca SLD Katarzyna Piekarska. A politycy nie umieją tego sporu rozwiązać.
Katarzyna PiekarskaKatarzyna Piekarskafot: W. Kusiński/PR

Biskupi zaapelowali o powołanie wspólnego komitetu w sprawie upamiętnienia katastrofy smoleńskiej. Wezwali też, by w sporze politycznym, którego „zakładnikiem” stał się krzyż, oddzielić sprawę samego krzyża od postulatu upamiętnienia ofiar katastrofy smoleńskiej godnym pomnikiem.


Zdaniem Katarzyny Piekarskiej, grupa kilku fanatyków terroryzuje władze państwowe i władze Warszawa. Rozmówczyni Jedynki uważa, że władze nie umieją tej sprawy rozwiązać i zastanawia się, czy nie jest to władzy na rękę. - Bo mówimy o krzyżu, a nie o działalności rządu - podkreśla.

Działaczka Sojuszu zgadza się z biskupami, że konflikt wokół krzyża, a upamiętnienie ofiar katastrofy to dwie różne rzeczy. Jednak - jej zdaniem - powołanie komitetu budowy pomnika nic nie zmieni, bo zaczną się spory, kto ma wejść w skład tego komitetu. - Władze Warszawy będą musiały ten konflikt wreszcie rozwiązać i zdecydować o pomniku. Nie będzie jakiś samozwańczy komitet decydował o tym gdzie pomnik stanie i z czego ma być zrobiony, bo to jest początek anarchii - ocenia.

Katarzyna Piekarska uważa, że potrzebna jest ustawa parytetowa, czyli gwarantująca kobietom większy udział w życiu publicznym. Ale zwraca uwagę, że oprócz kolejności na listach wyborczych, ważna też jest infrastruktura. Nie ma przedszkoli i żłobków. Bez nich kobiety nie będą się angażować w działalność publiczną. Piekarska sama jest matką samotnie wychowująca 11-letniego syna i wie, jak trudno kobiecie dzielić życie rodzinne i zawodowe.

Piekarska podkreśliła, że trzeba też zagwarantować kobietom takie miejsca na listach wyborczych, aby miały szanse wygrać. Mówiąc o przygotowywanym projekcie ustawy o parytetach, posłanka podkreśliła, że listy wyborcze, na których nie zachowano by zasady parytetu, nie powinny być rejestrowane.

Wiceprzewodnicząca SLD ironicznie radzi Januszowi Palikotowi, że jeśli chce realizować swoje plany rozdziału Kościoła od państwa to powinien wstąpić do Sojuszu. Bo to SLD realizuje jego postulaty. A na poważnie to Katarzyna Piekarska zauważa, że Palikot już składał wiele obietnic, np. dotyczących eutanazji, ale na mówieniu się skończyło. - On jest taka gadułka - ocenia działaczka.

Rozmawiał Krzysztof Grzesiowski

(ag)

*

  • Krzysztof Grzesiowski: Katarzyna Piekarska, Wiceprzewodnicząca Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Witamy w Sygnałach o poranku.

    Katarzyna Piekarska: Witam serdecznie, dzień dobry.

    K.G.: Zacznijmy może od stanowiska Rady Biskupów Diecezjalnych. Oto z Częstochowy dowiedzieliśmy się wczoraj w sprawie krzyża przed Pałacem Prezydenckim, że to nie jest konflikt o krzyż, jest to konflikt o styl, sposób, formę upamiętnienia wydarzeń smoleńskich i jak dodają biskupi „nie jesteśmy władni, żeby ten problem móc rozwiązać”, koniec cytatu. Co pani o tym sądzi?

    K.P.: Bardzo dziwi mnie to oświadczenie biskupów, bo ono tak naprawdę niczego nowego nie wnosi, jesteśmy w punkcie wyjścia. A z drugiej strony to przykre, że Kościół w jakimś sensie ten krzyż porzucił, nie chce się do niego przyznać. Politycy nie potrafią tego sporu rozwiązać i tak naprawdę od kilku tygodni, od wielu już tygodni mamy taką oto sytuację, że grupka kilku fanatyków tak naprawdę sterroryzowała władze w mieście, władze publiczne, które to władze też nic z tym krzyżem nie chcą zrobić. I teraz tak – albo rzeczywiście to jest jakaś bezradność władzy, która nie potrafi tego konfliktu rozwiązać, albo być może władzy ten konflikt jest na rękę, ponieważ odwraca uwagę od innych problemów, ponieważ zamiast rozmawiać o tym, co dla Polek i Polaków jest istotne, rozmawiamy tak naprawdę o sprawie drugorzędnej, czyli czy krzyż ma stać, czy nie ma stać przed Pałacem Prezydenckim. Natomiast mi się bardzo podobał...

    K.G.: A jaką wartość ma ten apel o powołanie komitetu, który by zdecydował o sposobie, formie upamiętnienia w Warszawie ofiar katastrofy (...)?

    K.P.: Tylko to będzie za chwilę pytanie: a kto do tego komitetu ma wejść, a kto do niego ma nie wchodzić? Kto jest godzien, żeby tam być, albo nie? Będzie kolejna dyskusja. Tak że ja myślę, że ktoś w którymś momencie będzie musiał po prostu ten krzyż stamtąd przenieść i to tę sprawę zakończy, bo jedna kwestia to jest przeniesienie krzyża, natomiast zupełnie inną kwestią jest kwestia upamiętnienia i to, w jakiej formie, gdzie ma stanąć pomnik ofiar, i to jest sprawa też oczywista i nie widzę powodu, żeby krzyż miał stać do momentu, dopóki nie powstanie pomnik, bo to są dwie zupełnie różne sprawy i one się nijak do siebie wzajemnie mają.

    K.G.: Mówi pani „ktoś”. A kto się kryje za tym słowem „ktoś”? (...)

    K.P.: Kto ma o tym zdecydować? No, wie pan, to jest jasno sprecyzowane w przepisach, ponieważ, jak rozumiem, pomnik stanie w Warszawie, w związku z tym władze Warszawy zdecydują, gdzie, jaka będzie forma tego pomnika, kto go wykona. I to jest jasno określone i w ten sposób tylko to się może toczyć. Nie może być tak, że jakiś samozwańczy komitet będzie decydował, z czego, kto i gdzie będzie stawiał w Warszawie pomniki, bo to jest początek anarchii.

    K.G.: Jak pani sądzi, kiedy światło dzienne ujrzy w postaci obowiązującego prawa ustawa o parytetach w wyborach do sejmu?

    K.P.: No, prace są już zaawansowane, więc mam nadzieję, że sytuacja już dojrzała do tego, aby wreszcie taką ustawę w Polsce przyjąć, ustawę, która pomoże w tym, aby było więcej kobiet w tej przestrzeni publicznej. I wzorem innych państw tam, gdzie takie regulacje wprowadzono, tych pań jest w polityce więcej. Mam tylko nadzieję, że docelowo będzie to 50 na 50, a nie jak się w tej chwili proponuje 35.

    K.G.: Znaczy Sojusz jest za taką propozycją, tak? 50 na 50.

    K.P.: Tak, ale za pewnym dochodzeniem do takiego standardu. To jest jedna sprawa. Ale trzeba sobie powiedzieć, że same dzisiaj parytety, wprowadzenie tych parytetów niczego nie załatwi. Potrzebne są także takie regulacje, aby na przykład, no, już może nie metoda suwakowa, czyli powiedzmy kobieta – mężczyzna czy mężczyzna – kobieta, żeby to było naprzemiennie, bo można tak ustawić listę, że żadna z pań się nie dostanie, bo będą one na tych gorszych, mniej atrakcyjnych...

    K.G.: Panowie z przodu, panie z tyłu.

    K.P.: Dokładnie. Natomiast żeby przynajmniej w pierwszej trójce czy w pierwszej właśnie piątce była odpowiednia reprezentacja obydwu płci. Tak że takie regulacje są potrzebne. No i niewątpliwie także inna zupełnie kwestia, niezwiązana już z tą ustawą czy z ordynacją wyborczą, a trzeba pamiętać, że nie będzie tych pań więcej, jeżeli nie będzie odpowiedniej infrastruktury związanej ze żłobkami, z przedszkolami. Sama jestem mamą, która samotnie wychowuje jedenasto- już prawie -letniego syna i wiem, jak to jest trudne. Więc musi też powstać cała infrastruktura, która będzie sprzyjała temu, żeby te panie angażowały się w działalność publiczną. I kolejna sprawa to są szkolenia dla pań. Ja takie szkolenia dla kandydatek do samorządów będę organizowała w ramach Sojuszu Lewicy Demokratycznej.

    K.G.: Pytam o te parytety, bo jest ten obywatelski projekt ustawy wprowadzający 50-procentowy parytet. Kongres Kobiet zainicjował ten pomysł. I teraz mamy coś takiego, że według tego projektu partia, która nie zachowa parytetu, nie będzie mogła zarejestrować list wyborczych. A tu ze strony Platformy Obywatelskiej grozi taka poprawka, że będzie można zarejestrować taką listę, na której nie ma parytetu, pod warunkiem że partia zapłaci karę finansową, o.

    K.P.: Znaczy ja myślę, że jeżeli nie będzie tego...

    K.G.: Szukamy obejścia?

    K.P.: Na to wygląda. Ja myślę, że jeżeli nie będzie takiego bata w postaci niezarejestrowania listy, to tych pań na liście nie będzie po prostu czy będzie ich zdecydowanie za mało. Moim zdaniem tylko ta bardzo ostra sankcja w postaci niezarejestrowania listy może przynieść odpowiedni efekt. Natomiast tutaj no to wiadomo, że te bogatsze partie, które mają więcej pieniędzy z budżetu, zapłacą taką karę i powiedzą: okay, nie ma problemu, zapłaciliśmy karę, wszystko jest w porządku. A nie jest w porządku, bo tych pań jest zdecydowanie za mało, jest nas około 20% w tej chwili w parlamencie i myślę, że dzisiaj wszyscy oczekujemy, żeby było więcej pań.

    K.G.: A kończąc ten wątek, profesor Piotr Winczorek, konstytucjonalista, powiada, że albo bronić niezarejestrowania list, albo nakładać takie kary, które byłyby bardzo bolesne finansowo, bardzo wysokie, nie ma trzeciej drogi.

    K.P.: Nie ma. Znaczy ja uważam, że mimo wszystko jestem za tym, że lista, która nie spełnia kryteriów parytetów powinna nie zostać po prostu zarejestrowana, a wtedy panie, aktywne działaczki znajdą się na listach i znajdą się na dobrych miejscach.

    K.G.: Rozmawiamy o relacjach państwo – Kościół, mówimy o parytetach. To zupełnie tak jakby Janusz Palikot siedział po drugiej stronie naszego stołu, naszego biurka w studio.

    K.P.: Wczoraj napisałam na swoim Facebooku, że jeżeli rzeczywiście pan Janusz Palikot myśli poważnie o tych postulatach, które głosi, to znaczy rozdział Kościoła od państwa, refundacja in vitro, związki partnerskie, to może lepiej, żeby się zapisał na przykład do Sojuszu Lewicy Demokratycznej, ponieważ tylko Sojusz Lewicy Demokratycznej gwarantuje, że takie projekty zostaną przygotowane, ponieważ cały pakiet związany z relacjami państwo – Kościół jest w tej chwili przez nas przygotowywany, pewne założenia do określonych rozwiązań, jest już gotowy praktycznie projekt ustawy dotyczący związków partnerskich, przy czym powiem, że dotyczy on tak par homo- jak heteroseksualnych. I myślę, że jesienią zostanie złożony do Laski Marszałkowskiej. Jest od bardzo długiego już okresu czasu, leży nasz projekt ustawy dotyczący refundacji zapłodnienia in vitro, tak że jeśli poważnie pan Janusz Palikot myśli o tych postulatach, to może powinien działać w SLD. Kiedyś zresztą miał taką koszulkę, że jestem z SLD. [śmieje się]

    K.G.: A gdyby stało się odwrotnie – że sympatycy SLD nagle życzliwym okiem spojrzą na inicjatywę Janusza Palikota?

    K.P.: Znaczy mówiąc już zupełnie poważnie, ja pamiętam, że Janusz Palikot mówił już i o potrzebie zmiany prawa w obrębie eutanazji i rozwiązania tych problemów, mówił o związkach partnerskich, o bardzo wielu rzeczach mówił, tylko jakoś na mówieniu się skończyło i nie słyszałam, żeby przygotował jakieś regulacje, które by te trudne i drażliwe problemy rozwiązywały.

    K.G.: I jeszcze jedna sprawa. Dziennik Polska dzisiejszy...

    K.P.: Tak że on jest taka chyba troszeczkę gadułka, lubi sobie pogadać.

    K.G.: No, będzie niedługo kongres jego partii, jego stowarzyszenia, właściwie nie partii jeszcze, zobaczymy, jak (...)

    K.P.: Znaczy zobaczymy. Ja myślę też, że to jest takie pokazywanie muskułów przed sądem partyjnym i ja myślę zresztą, że z Platformy nie zostanie wyrzucony i wtedy...

    K.G.: No, tu większość polityków Platformy mówi, że włos mu z głowy nie spadnie, tak że...

    K.P.: Tak jak zwykle.

    K.G.: I jeszcze ta kwestia, o której...

    K.P.: Ja myślę, że on jest Platformie potrzebny, jak coś się ma dziać, są jakieś trudne decyzje, to wyskakuje wtedy pan Janusz Palikot.

    K.G.: Wspomniałem o dzienniku Polska dzisiejszym. „Rewolucja Napieralskiego usunie starych, wciągnie do sejmu młodych...”

    K.P.: [śmieje się]

    K.G.: Czyli co? Nieprawda?

    K.P.: W Sojuszu Lewicy Demokratycznej są potrzebni i ci działacze, jak to ktoś określił, znaczy nawet wiemy, kto, średniostarszego pokolenia, jak i ci działacze młodzi, których bardzo dużo ostatnio zapisuje się do Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Po kampanii Grzegorza Napieralskiego naprawdę bardzo dużo ludzi zapisało się do naszej młodzieżówki. Tak że są potrzebni i jedni, i drudzy. I tak jest. Na listach, które ja przygotowuję w ramach Mazowsza, ponieważ jestem szefową struktur mazowieckich, jest bardzo dużo ludzi dwudziestokilku-, trzydziestolatków, ale są też ludzie, którzy są doświadczonymi już bardziej samorządowcami. Tak że to będzie taki miks, ale najważniejsze jest to, żeby to byli ludzie, którzy są w stanie przyciągnąć wyborców i którzy są znani w swoich środowiskach jako tacy działacze na rzecz właśnie tych małych ojczyzn.

    K.G.: A czy to oznacza, że przy okazji najbliższych wyborów parlamentarnych w przyszłym roku (oczywiście jeśli wygra) będziemy mówić na przykład „panie senatorze” do Ryszarda Kalisza?

    K.P.: Mówi pan o wyborach...

    K.G.: Tak, parlamentarnych.

    K.P.: Czyli jeżeli Ryszard Kalisz będzie chciał kandydować...

    K.G.: Oczywiście, jeśli wygra.

    K.P.: ...do senatu, no to będziemy do niego mówić „panie senatorze”, ale na razie jest posłem, nie słyszałam, żeby chciał kandydować do senatu. Wydaje mi się, że to zależy od niego. Tak naprawdę, no, on jest specyficznym politykiem i czasami może powinien ugryźć się w język, jak krytykuje Sojusz na zewnątrz, bo uważam, że krytyka jest potrzebna, powinniśmy sobie mówić prawdę, ale na naszych zamkniętych posiedzeniach, bo tam jest miejsce, natomiast na zewnątrz pokazywać jednolite stanowisko. Ale jest to wybitny polityk, wybitny prawnik i tak naprawdę jego pozycja w Sojuszu nie jest zagrożona.

    K.G.: Katarzyna Piekarska, Wiceprzewodnicząca Sojuszu Lewicy Demokratycznej, nasz gość. Dziękujemy za rozmowę.

    K.P.: Dziękuję bardzo.

    (J.M.)