Logo Polskiego Radia
Jedynka
Małgorzata Kucharska 31.08.2010

Szkoła pełna gadżetów

W nauczaniu ważniejszy jest autorytet pedagoga niż notebook czy iPod.

Szkoła stoi dziś przed trudnym wyzwaniem - z jednej strony nie może być zacofana, a z drugiej - powinna bronić starych wartości. Dyrektor I Liceum Społecznego przy ulicy Bednarskiej w Warszawie Jak Wróbel mówi, że dzisiejsze czasy nie są łatwe ani dla ucznia ani dla nauczyciela.

Według niego to co "morduje" polską szkołę, to kompleksy. Chodzi o zazdrość nauczycieli, których nie stać na sprzet elektroniczny, jaki mają uczniowie. Tymczasem według Wróbla pedagodzy nie powinni się wstydzić, że nie mają najnowocześniejszego iPoda czy komórki. - Oni mają wiedzę, doświadczenie - tłumaczy dyrektor.

Jego zdaniem nauczyciele w Polsce nie wierzą też w skuteczność swojej pracy. Wolą pracować mniej, mieć dłuższe wakacje i mniej zarabiać, niż skrócić urlop na przykład do czterech tygodni, ale za to zarabiać godziwie. - Niektórzy wyznają zasadę, że lepsza taka praca niż żadna - tłumaczy Wróbel.

Według niego wakacje powinny być krótsze, a rok szkolny dłuższy. - Wolę mieć mniej czasu wolnego, a więcej pieniędzy - powiedział Wróbel. Dodał, że jego zdaniem przyczyną takiej sytuacji jest zobojętnienie nauczycieli, którzy już wiele lat temu dali się wpisać w niekorzystny system pracy.

Jan Wróbel powiedział, że obecnie młodzież ma problem z koncentracją. Uczniowie nie potrafią odrabiać lekcji, a w czasie pracy w domu wykonują kilka czynności na raz, co daje mniejsze efekty. - Dziś uczeń jedną ręką pisze wypracowanie, a drugą stuka w klawiaturę i sprawdza co słychać u znajomych na Facebooku - wyjaśnia pedagog.

Komentując nowe rozporządzenie w sprawie promowania ucznia z jedynką na świadectwe, Wróbel dodał, że jego zdaniem to dobre rozwiązanie. - To daje większą odpowiedzialność radzie pedagogicznej danej szkoły - zakończył nauczyciel.

(mk)

*

  • Zuzanna Dąbrowska: Moim gościem jest Jan Wróbel, publicysta, dyrektor I Społecznego Liceum przy ulicy Bednarskiej w Warszawie. Witam pana.

    Jan Wróbel: Bardzo mi miło.

    Z.D.: Już pan jest gotowy na jutro? Biała koszula, garnitur. Jako dyrektor musi pan dawać przykład młodzieży.

    J.W.: Młodzi ludzie mogą mieć na ten temat inne pojęcie. Myślę, że trzeba się tak ubrać, żeby uczeń widział, że dla nauczyciela początek roku to jest święto.

    Z.D.: A jest?

    J.W.: To jest takie trudne święto, zwłaszcza że trudno świętować coś, co jest co roku, przez np. 20 albo 30 lat. Ale szczerze mówiąc, szkoła przy wszystkich wadach, o których się mówi i o których się często nie mówi, to jednak jest instytucja dosyć taka niebywała, muszę powiedzieć, to znaczy cywilizacja, która schodzi w dół, to jest w największej części ona schodzi po tych szczebelkach, które daje szkoła. No to mogą powiedzieć: tak, święto.

    Z.D.: A czy to jest tak, że szkoła się sama rozwija i jest coraz lepsza i ta cywilizacja w coraz to lepszy sposób jest przekazywana, kształtowana, czy staramy się obronić pewien poziom, to, co jest, i to jest taka troszkę „obrona Częstochowy”?

    J.W.: Hm, to jest jedno z najciekawszych pytań, dlatego że bardzo wielu nauczycieli tych bardzo dobrych i dobrych, czyli „sól ziemi”, ma jednak w sobie wbitą tę obronę twierdzy, obronę Jasnej Góry. A to nie jest takie specjalne mądre, dlatego że szkoła nigdy nie... Szkoła powinna być tak jak... posługiwać się tym mottem, które kiedyś towarzyszyło dżentelmenowi przedwojennemu: dżentelmen nigdy nie idzie z modą, idzie zawsze pół kroku za modą. Pół kroku, ale nie półtora, nie pięć, nie sto, prawda?

    Z.D.: No właśnie, bo się robi wtedy przepaść.

    J.W.: Robi się przepaść. Więc szkoła powinna być taka troszeczkę spóźniona w stosunku do uczniów, o kilka lat, ale na przykład obrona książki, a to jest taka świętość, książka to cywilizacja, nie może być prowadzona w taki sam sposób, w jaki się prowadziło 20 lat temu czy 30.

    Z.D.: A dramat chyba zaczyna się wtedy, kiedy szkoła ze względu np. na braki finansowe nie może dorównać wyzwaniom technicznym, które dla uczniów są czymś zwykłym.

    J.W.: To zależy od szkoły, bo jedna jest rzecz, która morduje szkołę i tylko jedna – kompleksy. Jeżeli szkoła pokazuje na zewnątrz, że ma kompleksy, bo np. uczeń ma iPoda, a szkoła go nie ma, to to jest śmierć szkoły. Otóż szkoła nie musi mieć iPodów. Dobrze, żeby mogła, i dobrze, żeby miała prawo powiedzieć sobie: nam technika nie jest potrzebna. Ja kiedyś pisałem tekst dla Newsweeka. Bardzo podobne pytanie, które pani mi zadała, otrzymałem, to było właśnie takie pytanie o to, jaka będzie szkoła przyszłości. Odpowiedziałem, że szkoła przyszłości to będzie taka, w której będą trzy elementy: kreda, tablica i nauczyciel. Wszystko inne odpadnie, cała ta gadżeciarnia... Gadżety są fajne i sam ich używam, ale to są tylko gadżety w pełnym znaczeniu tego słowa, to są takie zabawki, które mają wywołać pewne zainteresowanie. Ale przecież nie gadżetem mamy się interesować, tylko treścią, którą nauczyciel chce sprzedać pod tym pozorem.

    Z.D.: No tak, ale nowoczesne środki komunikacji na przykład powodują, że zmienia się relacja między rodzicami i nauczycielami, uczniami i nauczycielami, są elektroniczne dzienniczki, są sposoby zawiadamiania o klasówkach, o materiale do przerobienia, które pojawiają się w Internecie, i jeżeli dobra szkoła, taka jak pańska, którą pan prowadzi, jest w stanie za tym nadążyć, a szkoła, która nie ma takich środków, która nawet nie pomyślała o tym, żeby otworzyć konto e-mailowe, bo nie ma komputera, no to z kolei przepaść między szkołami się zwiększa.

    J.W.: W praktyce jest tak, że nośnikiem cywilizacji jest nauczyciel, a nie technologia. To nie może być po prostu żadnych wątpliwości. Ja miałem taką okazję w tym roku oglądać kilka szkół, publicznych zaznaczam, tzw. państwowych. Poziom nasycenia sprzętem komputerowym jest w ogóle nieporównywalnie większy niż mojej szkoły, chociaż niby moja szkoła jest prywatna i tak dalej. I w związku z tym, że jest prywatna, nie ma pieniędzy strukturalnych na rozwój technologiczny. Szkoły publiczne to mają. A na przykład z drugiej strony ta moja szkoła jest, jeżeli chodzi o tzw. dzienniczek elektroniczny, myślę, że jakieś 5, 10 lat do przodu w stosunku do większości szkół, które znam.

    Z.D.: To proszę opowiedzieć.

    J.W.: Mój dzienniczek elektroniczny pozwala mi zawiesić dla uczniów, na koncie, do którego mają dostęp uczniowie mojej grupy czy klasy, dowolny materiał dydaktyczny – kawałek podręcznika, artykuł, ilustrację, pewno mógłby i plik muzyczny, gdybym nie był ja z kolei cofnięty w rozwoju technologicznym. Luka technologiczna, jeżeli powstaje, to raczej powstaje tam, gdzie nauczyciele sami nie mają takiego nawyku używania technologii, którą dostarcza świat. A to nie jest związane z tym, czy jest komputer w szkole, czy nie, bo komputer w szkole jest, tylko jeszcze musi mieć ten drugi element – człowieka.

    Z.D.: Czy da się porównać młodzież, która jutro rozpocznie w tych trzech licealnych klasach naukę, z młodzieżą sprzed 10 lat na przykład?

    J.W.: Tak naprawdę myślę, że zjawisko, z którym w ogóle sobie musimy radzić, nie tylko w szkole, to jest ogromne rozproszenie, to znaczy 10 lat temu młodzież była rozproszona trochę w stosunku do tej rzeczywistości, którą mamy dzisiaj, kiedy jest rozproszona bardzo. I nie ma co chyba zawodzić z tego powodu, nie ma co miauczeć, że kiedyś było lepiej, bo ja też nie przypominam sobie takiego pokolenia, które nie mówiło, że kiedyś było lepiej. Więc nie wierzmy w to, nigdy nie było lepiej. Lepiej będzie. A i to pewno nie. Rozproszenie, które widać, jak uczeń przystępuje do zrobienia pracy domowej. „Za moich czasów”, czyli gdzieś tak w połowie XIV wieku, człowiek przystępował do pracy domowej, biorąc do ręki zeszyt, a dzisiaj oni coraz częściej biorą do ręki myszkę, klawiaturę i zaczynają szukać odpowiedzi na zadane przez nauczyciela pytanie w Internecie, drugą ręką stukają w Gadu-Gadu, trzecią stukają w inną stronę, Sciaga.pl czy coś takiego, a czwartą z kolei ręką ma jakieś tam inne medium komunikacyjne, piątą wreszcie strzelają w Facebooka. I robią to równocześnie. To dla mniej jest zabójcze, a widzę, że dla nich nie jest zabójcze i...

    Z.D.: Ale właśnie, jest czy nie jest? Bo to jest...

    J.W.: To znaczy jest czy nie jest... Jest. Nie można walczyć z tym za pomocą takiego powiedzenia „mnie to nie służy”, bo jemu służy, psiakrew, to znaczy potem pójdzie do pracy, większość, znaczy duża część absolwentów liceów pójdzie do pracy, w której to rozproszenie będzie dalej występować. Słuchajcie, no, mało kto z nas będzie miał taki przywilej pracy w kopalni czy przy piecu hutniczym, gdzie musi być skoncentrowany na jednej czynności przez ileś godzin i to świadczy jakby o jego klasie pracowniczej. Znaczna część z nas będzie chodziła do prac, w których a to jest zebranie, a to trzeba coś przygotować, a to trzeba jedną ręką trzymać się sztachety, drugą wołać: niestety!, trzecią jeszcze esemesy wysyłać...

    Z.D.: No ale też trzeba spojrzeć, co tam u znajomych, na Facebooku na przykład.

    J.W.: Tak. I że to po prostu... Mnie to się wydaje utrudniające życie i utrudniające rozwój, ale choćby nie wiem, jak mi się wydawało, że tak jest, ja tego nie zmienię. No i teraz nauczyciel może albo postawić żagiel pod wiatr, żeby coś z tego było, albo może nieraz w ogóle nie rozwijać żagla, tylko pagajem tam spokojnie sobie szurgać obrażony na cały świat, że świat jest dzisiaj taki głupi, że młody człowiek nie wraca do domu i nie otwiera książki, żeby sobie poczytać, tylko otwiera sobie notebooka. Mnie to denerwuje. I co z tego?

    Z.D.: Ten rok szkolny, który się teraz zaczyna i który, jak to zwykle bywa, z punktu widzenia Ministerstwa Edukacji musi się charakteryzować jakimiś nowościami, to co mamy nowego? Przede wszystkim to chyba, że rok szkolny ma być dłuższy o tydzień.

    J.W.: Jeszcze sam nie do końca zrozumiałem w końcu interpretację pojęcia roku szkolnego. Można powiedzieć coś, co większą chyba część moich kolegów nauczycieli rozjuszy. Ja uważam, że rok szkolny jest w Polsce za krótki, wakacje za długie. Uważam, że daliśmy sobie, ale nie że teraz, już w wolnej Polsce, już kiedyś, kiedyś temu, wolna Polska tylko podtrzymuje taki obyczaj. Daliśmy sobie wmusić pewien system płacenia w szkole, który jest mniej więcej oparty na zasadzie: mało płacimy, dużo dajemy czasu wolnego. Ja bym wolał mieć mało czasu wolnego i dużo pieniędzy. I myślę, że jest sporo nauczycieli, która by poszła na taki układ: zarabiajmy na rękę tyle, żeby nam ludzie zazdrościli, ale w zamian za to miejmy tyle samo urlopu, ile mają ludzie, tak cztery tygodnie, pięć...

    Z.D.: No to rewolucyjna teoria, przynajmniej dla Związku Nauczycielstwa Polskiego.

    J.W.: Bo też ten związek raczej tworzą ludzie, którzy myślą sobie: lepiej mieć jakąś pracę niż żadną, lepiej mieć pracę, w której jest dużo czasu wolnego, skoro i tak pieniędzy nie będzie, a w nie po prostu mało kto wierzy. Ale to jest niedobrze. I to właściwie nie do sporu o tegoroczne zakończenie roku, bo tydzień w tę, tydzień wewte tutaj wiele nie zmieni, a po prostu jak pomyślimy sobie, że w czerwcu trochę, w lipcu całość, w sierpniu całość przeznaczone jest na urlop płatny, a potem jeszcze są ferie prawie dwa tygodnie w grudniu, dwa tygodnie w styczniu czy w lutym, no to w sumie mamy najdłuższy urlop płatny w całej Polsce. Płatny, ale jak marnie.

    Z.D.: A druga nowość – to, że można zdać do następnej klasy, mając jedynkę?

    J.W.: No, to mi się wydaje bardzo rozsądnym rozporządzeniem, dlatego że zawiera ono jasny przepis, że jest to decyzja rady pedagogicznej, nie ma automatyzmu. Uczeń automatycznie zdaje z klasy do klasy, jeżeli zaliczył wszystkie... wszystkie oceny ma pozytywne, zaliczył rok. A jeśli ma jakąś niepozytywną, to teraz tylko rada pedagogiczna może podjąć taką decyzję, że mimo jedynki wchodzisz do następnej klasy. Czyli wszystkie te takie kwiki na ten temat, że obniżamy znowuż poziom edukacji i człowiek będzie mógł mieć pałę i przechodzić z klasy do klasy, to nieprawda. Po prostu odpowiedzialność rady nauczycieli jest trochę większa niż do tej pory. I dobrze.

    Z.D.: Będziemy mieć więc w tym roku szkolnym trochę, jak mówi klasyk, plusów dodatnich, plusów ujemnych. Mam nadzieję, że i nauczyciele, i dzieci i młodzież jakoś dobrze ten rok szkolny przeżyją, czego bardzo serdecznie im życzę.

    J.W.: Amen.

    Z.D.: Moim gościem był dyrektor I Społecznego Liceum przy ulicy Bednarskiej w Warszawie, publicysta Jan Wróbel. Dziękuję za rozmowę.

    J.W.: Dzięki.

    (J.M.)