Logo Polskiego Radia
Jedynka
Aneta Hołówek 23.10.2012

Koledzy na dopingu pociągnęli Armstronga na dno

W annałach światowego kolarstwa 41-letni Lance Armstrong nie będzie już pierwszym kolarzem, który siedmiokrotnie wygrał Tour de France, lecz oszustem, inicjatorem nielegalnych praktyk dopingowych.
Lance ArmstrongLance ArmstrongHaggisnl/ Wikimedia Commons

Lance Armstrong został pozbawiony zwycięstw w TdF i dożywotnio zdyskwalifikowany przez Międzynarodową Unię Kolarską (UCI). W uzasadnieniu stwierdzono, że kolarz swoje sukcesy osiągnął przy użyciu niedozwolonych środków dopingowych. Unieważniono też inne wyniki uzyskane przez Armstronga począwszy od 1 sierpnia 1998 roku.

- Dla Lance'a Armstronga nie ma żadnego miejsca w kolarstwie - zdecydowanie oświadczył szef UCI Pat McQuaid.

>>>Armstrong bez medali i z dyskwalifikacją

Dla wielu kolarzy, mimo oskarżeń, Lance Armstrong pozostanie jednak przykładem. Jeden z najlepszych polskich cyklistów, Dariusz Baranowski, który z Amerykaninem jeździł w grupie US Postal, darzy go ogromnym szacunkiem. - Dla mnie był zawsze wielkim zawodnikiem - podkreśla w rozmowie z Rafałem Bałą . - Było widać jak się ścigał i że kosztowało go to wiele sił - dodaje Baranowski.

Okazało się jednak, że w świecie kolarstwa jest wielu ludzi, którzy pałają chęcią zemsty. Wśród nich między innymi Floyd Landis, który współpracował z Armstrongiem w US Postal i sam wygrał Tour de France w 2006 roku, a kilkanaście miesięcy później został zdyskwalifikowany za doping. Zakończył karierę i jako pierwszy rzucił kamieniem w Armstronga w 2010 roku. Po jego oskarżeniach posypała się cała lawina informacji od innych kolarzy, którzy postanowili pociągnąć Armstronga na dno.

Tytuły Armstronga zdobyte w Tour de France nie powędrują w ręce innego kolarza. Organizatorzy wyścigu opowiadają się za pozostawieniem "pustych" miejsc na liście zwycięzców wyścigu, tym bardziej, że kilkakrotnie tuż za Armstrongiem imprezę kończył ... inny dopingowicz.

O konsekwencjach, w tym finansowych, jakie grożą Armstrongowi w materiale Rafała Bały.

ah