Logo Polskiego Radia
Jedynka
Michał Górski 10.02.2022

"Anne z Zielonych Szczytów". Zamach na klasykę?

Pod koniec stycznia ukazało się nowe wydanie kultowej powieści Lucy Maud Montgomery. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie "zamach" tłumaczki Anny Bańkowskiej na dotychczasowe wyobrażenia czytelników. Była Ania, jest Anne. Było Zielone Wzgórze, są Zielone Szczyty.

"Przyznaję się do winy: zabiłam Anię, zburzyłam Zielone Wzgórze i pozbawiłam je pokoiku na facjatce. Proszę jednak o łagodny wymiar kary, zważywszy na to, że ktoś kiedyś musiał się podjąć tego niewdzięcznego zadania" - tak we wstępie do "Anne z Zielonych Szczytów" pisze sama Anna Bańkowska. Jak się okazuje, początkowo wyrok Czytelników był bardzo srogi.

"Anne z Zielonych Szczytów" - między hejtem, a pochwałami

Anna Bańkowska przekonuje, że choć przyzwyczailiśmy się do tytułowego "wzgórza", które w swoim tłumaczeniu sprzed lat zapoczątkowała Rozalia Bersztajnowa, to angielskie "gable" w istocie oznacza szczyt. Szczyt domu, dodajmy, czyli trójkątną ścianę pod spadzistym dachem. W nowym przekładzie otrzymujemy również oryginalne imiona i nazwy miejsc. Gdy pojawiły się pierwsze informacje na ten temat, na autorkę nowego przekładu spadła fala krytyki, przeradzająca się w hejt. - Najpierw pisali o mnie "małolata, która chce zabłysnąć". Jak się dowiedzieli ile mam lat, to już byłam "stara purchawa, która na starość szuka taniego poklasku" - wspomina Anna Bańkowska.

Wszystko uległo zmianie w tydzień po premierze "Anne z Zielonych Szczytów". Nagle w sieci zaczęły pojawiać się w przeważającej większości komentarze pozytywne. Okazuje się, że autorka nowego tłumaczenia, z powieścią pod starym tytułem po raz pierwszy spotkała się w wieku dziewięciu lat. "Ania z Zielonego Wzgórza", stała się niezwykle ważna w jej życiu. - Przez jakiś czas utożsamiałam się z Anią, miałam przyjaciółkę, która była wiernym obrazem Diany, więc ciągle bawiłyśmy się też w Anię - mówi gość "Moich książek". Wówczas, ani też później, gdy po latach Anna Bańkowska czytała kolejne tomy serii o Ani, nie przypuszczała, że zajmie się w zawodowym życiu tłumaczeniami.


Posłuchaj
28:03 2022_02_09 23_09_44_PR1_Moje_ksiazki.mp3 "Anne z Zielonych Szczytów" to zupełnie nowy przekład powieści Lucy Maud Montgomery (Moje książki/Jedynka)

 

"Anne z Zielonych Szczytów" - w hołdzie autorce

Choć Anna Bańkowska oryginał powieści przeczytała dopiero na krótko przed rozpoczęciem tłumaczenia, świadomość tego jak brzmi rzeczywisty tytuł, miała już wcześniej. Odszukiwała również materiały i rozmowy z osobami, które już wcześniej podejmowały próby nowych przekładów powieści, m.in. z Agnieszką Kuc. Gdy po pewnym czasie otrzymała propozycję zajęcia się kultową książką, wiedziała że to zadanie dla niej. W nowej wersji nie ma więc "dolinki", jest natomiast "dołek". Nie ma "pokoiku na facjatce", jest natomiast "pokój na górze", a krople walerianowe, których Ania omyłkowo użyła podczas przyrządzania tortu, zgodnie z oryginałem stały się anodyną czyli lekiem na ból stawów.

Co istotne, Anne różni się od Ani charakterem. Jest mniej egzaltowana i infantylna, bliższa za to czytelnikom dorosłym. Gość audycji zaznacza jednak, że nie było to działanie świadome, a w wykonywanej pracy najważniejsze było pozostawanie w zgodzie z oryginałem. - To czytelnicy muszą przyjąć wizję autora, a tłumacz powinien być jego ambasadorem. Dlatego właśnie przywróciłam, a nie zmieniłam oryginalny tytuł - wyjaśnia w rozmowie z Magdą Mikołajczuk i dodaje, że dotychczasowe wydania mogły być próbą dostosowania się do wymagań rynku. - Z reguły, tytuły książkom nadaje dział marketingu - nie ukrywa.

Fb/Wydawnictwo "Marginesy"

Porozmawiajmy o przekładzie

"Anne z Zielonych Szczytów" to nie jedyne w ostatnich latach nowe wydanie klasyki literatury. Mamy nowego "Ulissesa", mamy nowy "Rok 1984" czy "Żołnierza Szwejka" zamiast "Wojaka Szwejka". Zamiast "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta mamy natomiast "W poszukiwaniu utraconego czasu". I choć są osoby, dla których wielką przygodą jest szansa porównania dwóch wersji tej samej książki, to duża część czytelników mocno przywiązuje się do swoich pierwszych literackich wrażeń.

Krzysztof Cieślik, tłumacz literatury angielskiej i krytyk literacki, podkreśla, że jednym z bodźców do tworzenia nowych przekładów, jest upływ czasu. - Przekład starzeje się wtedy, kiedy język którym zostaje napisany, jest już nieczytelny. Wtedy często trzeba ten nowy przekład zrobić. Nie wyobrażam sobie, żebyśmy czytali "Iliadę" czy "Odyseję" wyłącznie w pierwszych przekładach - mówi na antenie Programu 1 Polskiego Radia.

Gość "Moich książek" nie ma wątpliwości, że ponownego tłumaczenia wymagają książki, które dotąd były tłumaczone z języka drugiego lub trzeciego, a nie z języka oryginału. Dodaje jednocześnie, że przekłady rządzą się swoimi prawami, wśród których jest również prawo autonomicznego dzieła sztuki. - Jeżeli weźmiemy "Giaura" Byrona, w przekładzie Mickiewicza, to nikt nie będzie rywalizował o to, by przebić polszczyznę Mickiewicza, natomiast możemy pokusić się o przekład wierniejszy - tłumaczy i dodaje, że najważniejszym powodem dla ponownych przekładów arcydzieł literatury światowej, jest chęć stworzenia przekładów możliwie najbliższych oryginałowi.


Okładka książki "Anne z Zielonych Szczytów".jpg Okładka książki "Anne z Zielonych Szczytów".jpg

Zobacz też:

***

Tytuł audycji: Moje książki

Prowadzi: Magda Mikołajczuk

Goście: Anna Bańkowska (tłumaczka), Krzysztof Cieślik (tłumacz)

Data emisji: 10.02.2022 

Godzina emisji: 23.09

mg