Skomentował w ten sposób wydarzenia z poniedziałkowego Marszu Niepodległości podczas którego podpalono budkę wartowniczą przed ambasadą Rosji w Warszawie. W zamieszkach zaatakowany został też squat przy ul. Skorupki, spłonęło również kilka samochodów. W sumie zatrzymano 72 osoby.
Piechociński przypomniał, że są święte daty w polskiej historii jak 3 maja, 15 sierpnia i 11 listopada, w których trzeba wykrzyczeć z siebie radość bycia ze sobą, a nie przeciwko sobie. - W myślach zadawałem sobie pytanie, co by powiedzieli Piłsudski, Witos i Dmowski, gdyby zobaczyli tych, którzy powołując się na nich, "świętowali" ich wielki sukces - powiedział Piechociński.
Święto Niepodległości - czytaj więcej >>>
Jego zdaniem wśród organizatorów i inicjatorów tego typu marszów brakuje odpowiedzialności. Jednak za to, co się wydarzyło w poniedziałek wszyscy ponoszą odpowiedzialność. - Brakuje nam siły i refleksji. Brakuje nam spokojnej rozmowy. W codziennym życiu wobec tych wielkich dat jest tak duże przyzwolenie na agresję, często na zwykłe i prymitywne chamstwo, na niegodne zachowania, że później, gdy ludzie znajdą się w tłumie, to wychodzi z nas to, co najgorsze. To jest objaw zatrucia naszego wspólnego ducha i zwykły prymitywizm - powiedział Piechociński.
Wicepremier i szef PSL tłumaczył też, że odpowiedzią na wydarzenia z 11 listopada nie może być kolejna próba zmiany ustawy o manifestacjach i zgromadzeniach publicznych i dyskutowania o tym, czy zakrywanie twarzy kominiarką jest najlepszym sposobem na anonimowość.
Z Januszem Piechocińskim rozmawiał Krzysztof Grzesiowsk
>>>Zapis całej rozmowy
"Sygnały dnia" na antenie Jedynki od poniedziałku do soboty między godz. 6.00 a 9.00. Zapraszamy!
tj