Logo Polskiego Radia
Jedynka
Marlena Borawska 06.10.2010

Spóźniona reakcja na dopalacze

Pierwszy sklep z dopalaczami powstał dwa lata temu w Łodzi. Obecnie w całej Polsce jest ich prawie tysiąc.

Podczas rozmowy w studiu radiowej Jedynki poseł SLD Marek Balicki stwierdził, że dzisiejsza sejmowa debata dotycząca projektu nowelizacji ustawy antynarkotykowej jest mocno spóźnioną reakcją na problem dopalaczy.

- Ten problem nie pojawił się nagle, ale narastał stopniowo - mówił Balicki.

Jak tłumaczył w rozmowie z Przemysławem Szubartowieczem pierwszy sklep z dopalaczami w Polsce powstał dwa lata temu i już wtedy pojawiły się głosy mówiące o zagrożeniu jakie niosą te środki.

- Wtedy pojawiły się pierwsze sygnały i ze strony samorządowców, i obywateli, że te dopalacze mogą być groźniejsze od tradycyjnych narkotyków - mówił na antenie Jedynki poseł SLD.

Były minister zdrowia oświadczył także, że pierwszy projekt ustawy, który miał ograniczyć zagrożenia związane z dopalaczami SLD złożyło w Sejmie półtora roku temu.

- Tylko wówczas rząd miał inne podejście, mówił, że będziemy powiększać liczbę zakazów, by zwiększyć skuteczność działania - tłumaczył Balicki i dodał, że ustawa została zmieniona już dwa razy i nadal nie widać efektów.

Tymczasem obecna minister zdrowia Ewa Kopacz zapowiedziała, że niektóre zapisy, które znalazły się w projekcie Sojuszu złożonego półtora roku temu znajdą się w najnowszym projekcie.

- Dzisiaj nagle się obudzili, bo wcześniej uznali, że są one niezgodne z unijnym prawem. Dzisiaj mówią inaczej - stwierdził poseł, który był gościem Jedynki.

Marek Balicki obawia się jednak, że "pisany na kolanie" projekt może przynieść odwrotne skutki. Jako przykład poseł podał zapis dotyczący możliwości wycofania na osiemnaście miesięcy produktu wobec którego są podejrzenia, że może szkodzić zdrowiu.

- Ten przepis został wprowadzony do inspekcji sanitarnej. W przypadku podejrzenia, że jakikolwiek produkt zagraża zdrowiu, to inspektor sanitarny nie ma wyboru i musi wstrzymać jego obrót - tłumaczył podczas rozmowy z Przemysławem Szubertoweiczem poseł SLD.

Poza tym jak stwierdził Marek Balicki przygotowywane w pośpiechu przepisy balansują na granicy prawa.

(mb)

Przemysław Szubartowicz: Marek Balicki, klub poselski Sojuszu Lewicy Demokratycznej i były minister zdrowia.

Marek Balicki: Dzień dobry, witam.

P.S.: Panie ministrze, no tak, pytania bardzo trudne, a pytanie trudne jest takie, co zrobić, żeby zniknęły dopalacze czy żeby problem dopalaczy zniknął. Dzisiaj w sejmie odbyła się na ten temat debata, występował m.in. premier Donald Tusk, który mówi, że końcowy projekt nowelizacji tzw. ustawy antynarkotykowej dotyczący dopalaczy musi być wspólny, i premier apeluje, żeby ten projekt szybko nabrał kształtu już ostatecznego. W międzyczasie, jeśli można tak powiedzieć, aresztowano pana Bratko, który jest właścicielem sieci sklepów z dopalaczami. To wszystko się działo dzisiaj. Padały rozmaite opinie. No i pytanie. Pan również uczestniczył w tej debacie i jest pan zadowolony z przebiegu debaty i z propozycji i ma pan nadzieję, że rzeczywiście taki problem zniknie?

M.B.: Debata zaczęła się o godzinie jedenastej piętnaście, rzeczywiście przybył premier, ale projekt ustawy, który był przedmiotem debaty, który wczoraj był przyjęty przez Radę Ministrów, ja otrzymałem na godzinę przed debatą. Też dlatego powiedziałem, że sprawą trzeba się zająć, z pewnością ona nie cierpi zwłoki, no ale żeby ocenić ten projekt, to trzeba przynajmniej go dokładnie przeczytać, zapoznać się z ekspertyzami i zapytać ekspertów, którzy zajmują się zwalczaniem narkomanii i pokrewnych zjawisk, a na to czasu nie było. Podkomisja została dzisiaj wybrana, jutro ma rozpocząć prace. Nie wiem, czy zdąży, bo szereg zapisów tego projektu, jak już później po debacie zdążyłem sobie spokojniej przeczytać, może budzić wątpliwości.

Ale co ja jeszcze powiedziałem w debacie? Uważam, że ważne jest, żeby... w ogóle dla wiedzy publicznej to jest ważne. Ten problem dopalaczy według premiera nagle, teraz w ostatnich dniach stał się tak wielkim problemem, chociaż już dwa lata temu, pod koniec wakacji w 2008 roku wtedy się problem zaczął rozwijać, został założony pierwszy sklep i wtedy zaczęły stopniowo, jak te sklepy... na razie, jeden, pięć, dziesięć, piętnaście, wtedy pojawiały się pierwsze sygnały i ze strony samorządowców, i ze strony obywateli, że te dopalacze mogą być groźniejsze od tych tradycyjnych narkotyków.

P.S.: To w takim razie dlaczego rząd nie zrobił wtedy takiej głośnej debaty jak dzisiaj? Bo dzisiaj to brzmiało naprawdę dramatycznie, Donald Tusk mówił, że musimy działać prawie że na granicy prawa, że musimy działać solidarnie, że jest mało czasu i że jest to taka ofensywa bardzo radykalna, bym powiedział.

M.B.: No i zapytałem premiera, odpowiedzi nie uzyskałem, chyba poza jednym – że wszyscy popełniają błędy, ale ten błąd w sprawie dopalaczy w przypadku rządu jest podwójny, bo projekt ustawy taki, który miałby rzeczywiście ograniczyć zagrożenia związane z dopalaczami, został przygotowany. I w marcu 2009 roku, czyli półtora roku temu, klub Sojuszu Lewicy Demokratycznej skierował do Laski Marszałkowskiej projekt. Tylko wówczas rząd miał inne podejście, mówił, że będziemy powiększać liczbę zakazów, że to będzie skuteczne, dwa razy ustawa zmieniona i jak widać, nie przyniosła żadnych rezultatów.

P.S.: Tylko minister zdrowia Ewa Kopacz mówiła, że niektóre zapisy z tego projektu eseldowskiego znajdą się i w tym.

M.B.: No, dzisiaj nagle się obudzili, tylko półtora roku temu wydali opinię, że taką drogą nie można, bo to jest sprzeczne z prawem unijnym, a dzisiaj mówią inaczej. No ale dobrze, że się rząd obudził, tylko że... bo problem niewątpliwie wymaga reakcji władz publicznych, to nie może być tak, że w sklepach są sprzedawane preparaty, które zawierają nie wiadomo, co, nie wiadomo, jakiej mocy i z tego powodu dochodzi do jakichś zatruć. Tylko pisany na kolanie projekt, sam premier mówił, że nie wiadomo, czy jest zgodny z Konstytucją, może się obrócić przeciwko. Niektóre zapisy są takie, że ja muszę powiedzieć... no na przykład jest ten proponowany przez panią minister, że jak mamy podejrzenie, że jakiś produkt jest zagrażający dla zdrowia, to na 18 miesięcy można go wycofać z rynku, zbadać i jeśli okaże się, że on nie przynosi...

P.S.: Ale to rozumiem, że może być tak, że każdy produkt.

M.B.: No tak, bo tu zmieniamy nie ustawę narkotykową...

P.S.: Czyli mydło na przykład, szampon albo takie produkty.

M.B.: Ten przepis został wprowadzony do Ustawy o inspekcji sanitarnej. Nie tak jak te inne, co to jest ten produkt zastępczy. I tu już wprost będzie się mówić, że w przypadku podejrzenia, że jakikolwiek produkt zagraża zdrowiu, to inspektor sanitarny nie ma wyboru, musi wstrzymać jego obrót. No to jak taki...

P.S.: Czyli tabletki przeciw mdłościom sprzedawane w supermarketach bez recepty także mogą być brane pod uwagę? Bo to jest pytanie: jak się definiuje te dopalacze?

M.B.: Ja bym powiedział, że tabletki one są zbadane i tam wiadomo, że więcej jest korzyści niż...

P.S.: Rozumiem, w takim razie jak definiuje się dopalacz?

M.B.: Ale alkohol, wódka, na podstawie tego przepisu inspektor sanitarny, gdyby chciał go stosować, nie tak jak premier mówi, na granicy prawa, czyli przymykać oko na jedne rzeczy, a na drugie nie przymykać, to będzie musiał wycofywać alkohol ze sklepów. No, to świadczy o tym, że cel słuszny, tu wszyscy się zgadzamy, że problem jest, ale na kolanie przygotowywane zapisy budzą słuszny niepokój już niektórych prawników. Profesor Filar dzisiaj w czasie posiedzenie sejmu wypowiadał się...

P.S.: Tak, profesor Filar mówił, proszę państwa, tak dzisiaj, że na problem dopalaczy trzeba patrzeć szerzej, że wymaga to zupełnie innego spojrzenia, że te same uregulowania prawne dotyczące sprzedaży niewiele mogą zmienić, bo jego zdaniem ważne jest znaleźć odpowiedź na pytanie, np. jak to się dzieje, że szczególnie młodzi ludzie uciekają od realnego świata, czyli to jest taki apel o edukację. Ale również Paweł Piskorski, szef Stronnictwa Demokratycznego, do którego Marian Filar należy, mówił dzisiaj, że propozycja premiera jest zła, że to jest niedobrze, bo działa się na granicy prawa, bo to niewiele załatwi, że reakcja jest spóźniona. I jednocześnie Stronnictwo mówi o tym, żeby znieść karę za posiadanie niewielkiej ilości narkotyków miękkich, w tym marihuany. I to jest takie echo, jak sądzę, różnych takich komentarzy, które mówią, że za chwilę w podziemiu dilerzy zaczną sprzedawać narkotyki i tego się już w ogóle nie da kontrolować, tak jak do tej pory nie za bardzo dało się to kontrolować. I te dopalacze były takim, można powiedzieć, środkiem, że niby kontrolujemy, niby legalnie.

M.B.: Takim trochę środkiem zastępczym, chociaż dopalacze, te obecne dopalacze, te, które spowodowały taki niepokój, to są syntetyczne substancje, czyli nie jakiegoś tam pochodzenia naturalnego roślinnego, tylko syntetyczne, i one są groźniejsze od wielu tych tradycyjnych narkotyków, na przykład od marihuany, bo one lepiej trafiają do tych receptorów komórkowych. Tak zresztą mówią eksperci. I czego premier nie zrobił? Premier nie odpowiedział na pytanie: co spowodowało tak wielką popularność w Polsce akurat? Bo Polska jest ewenementem, nigdzie nie ma w Europie tysiąca sklepów z dopalaczami. W Stanach Zjednoczonych...

P.S.: Ale jest problem z prawem unijnym w tej sprawie.

M.B.: Tak, tylko dopalacze nigdzie nie są takim problemem jak u nas. Nawet jeden z wybitnych ekspertów ds. narkomanii Colonna, który był w Polsce, udzielał wywiadu dwa tygodnie temu, powiedział: w Stanach Zjednoczonych w ogóle nie ma sklepów z dopalaczami. A dlaczego? Bo tam jest inaczej skonstruowane prawo narkotykowe, w taki sposób, że oczywiście obrót, to wszystko, handlarzy się ściga, karze, zresztą wczoraj w telewizji pokazywano jakiś przykład z Hiszpanii i to słusznie, ale tam nie karze się użytkowników, konsumentów, czyli ofiary, za to, że posiadają przy sobie niewielką ilość narkotyków. I powiem, że dwa czy trzy tygodnie temu do sejmu trafił projekt przygotowany przez Ministerstwo Sprawiedliwości idący w tym kierunku. On będzie wymagał też jak ta ustawa dopracowania, tam dołączenia tabeli, ile tych gramów można posiadać, żeby za to nie być ukaranym, tak jak jest w Niemczech, jak jest w Czechach, jak jest w Portugalii, Hiszpanii, we Francji, w zdecydowanej większości krajów.

Ale dzisiaj premier zapomniał o przyczynie, o tych głównych mechanizmach w kompleksowym spojrzeniu, a skupił się na tym, co jest bardzo medialne, co łatwo spektakularnie pokazać, że premier w roli szeryfa zrobi porządek. Ale jak tych innych regulacji nie będzie i tak samo nie będzie programów edukacyjnych w szkołach, bo to jest nasza wada, szkoła... pani minister Hall dopiero wczoraj chyba zdecydowała się na jakiś list do dyrektorów szkół, a to nie chodzi o listy do dyrektorów szkół, tylko o poważne...

P.S.: Tylko że taki program edukacyjny również może być nieskuteczny, bo młodzież, jak to zwykle, jest mądrzejsza od dorosłych, niekiedy oczywiście, i mówi tak: skoro wódka jest legalna, skoro papierosy są legalne, państwo z tego czerpie ogromne zyski, a jednocześnie są to substancje bardzo szkodliwe, no to w takim razie władza wykazuje się jakąś hipokryzją, bo trzeba wszystko zamknąć i nie dopuszczać do sytuacji, albo zalegalizować i jakoś otoczyć ochroną prawną i farmakologiczną pewnie te substancje, które mogłyby być sprzedawane.

M.B.: No tak, to wiemy, że młodzież jest przekorna, że lubi zawsze wypatrywać słabe punkty, ale ja bym powiedział, co jest ważne w przypadku młodzieży, zresztą dorosłych również – wyuczenie asertywności, czyli dobra informacja, jakie zagrożenia wiążą się z różnymi produktami. Ja mówię: nie straszyć, tylko rzetelnie informować o zagrożeniach i uczyć. U nas szkoła powinna uczyć postaw asertywnych, umiejętności odmawiania. Jeśli 30% uczniów trzecich klas gimnazjów w Warszawie znalazło się w towarzystwie, w którym brało się narkotyk, i 60%, w którym piło się alkohol, to nie chodzi o to, że ich się uda odseparować, bo tego się nie uda, tylko musimy uczyć umieć zachować w sytuacji, kiedy jest proponowany (...).

P.S.: Ja bym jeszcze nie zapominał o rodzinie w tym aspekcie, że rodzina i wychowanie również jest ważne i być może zajrzenie w tamtym kierunku mogłoby odpowiedzieć na pytanie: dlaczego młodzi ludzie tak chętnie uciekają od rzeczywistości?

M.B.: No i to wiemy, bo to psychologowie wskazują szereg czynników, również tych, które się biorą w rodzinie. Ale dzisiaj, przy internecie, przy tych szybkich zmianach cywilizacyjnych nierzadko bywa tak, że jeśli chodzi o środki odurzające, jeśli chodzi o pewne aspekty życia seksualnego rodzice są tymi, którzy ostatni dowiadują się, co robią ich dzieci, i rodzicom może trudniej wypracowywać te postawy właściwe, które... Metodologia ich jest wypracowana, w Stanach Zjednoczonych wiele programów dość skutecznie było przeprowadzonych. Uczyć umieć powiedzieć: nie. Bo straszenie powoduje, że młodzież chce sprawdzić, czy to rzeczywiście tak jest, bo widzi po kolegach i koleżankach, że nie wszyscy do szpitala (...).

P.S.: I to jest, panie ministrze, dobra puenta naszej rozmowy. Dzisiaj jeszcze sejm zajmował się in vitro, ale to jest temat na zupełnie inną rozmowę. O tym zapewne porozmawiamy jeszcze na antenie Jedynki nie raz. Marek Balicki, bardzo dziękuję za rozmowę.

M.B.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)