Logo Polskiego Radia
Jedynka
Marlena Borawska 14.10.2010

To wstyd być robotnikiem

Co piąty młody człowiek zaledwie dopuszcza myśl, że kiedyś mógłby pracować fizycznie.
To wstyd być robotnikiem fot. SXC

Zdaniem Zbigniewa Żurka z Business Centre Club pokutujemy za to, co działo się w PRL-u. Wówczas robotnik był pracownikiem gorszej kategorii.

- Ludzie wstydzą się tego, że można pracować fizycznie - tłumaczył w "Popołudniu z Jedynką" wiceprezes BBC.

Gość redaktora Pawła Wojewódki uważa, że w Polsce nadal panuje przekonanie, że lepiej być byle jakim urzędnikiem i mieć byle jakie biurko, niż być świetnym robotnikiem.

Tymczasem w Polsce brakuje wykwalifikowanych pracowników fizycznych i powoli zaczyna być to problemem.

Zbigniew Żurek zwraca uwagę, że upadek szkolnictwa zawodowego nastąpił już w III RP, czyli w czasach niepodległości. Zlikwidowano wówczas szkoły kształcące robotników wykwalifikowanych, a nie utworzono nic w zamian. Więc gdzie młodzi ludzie mogli zdobywać kwalifikacje? - Dzisiaj mamy wielu maturzystów tylko, że jak trzeba ten beton mieszać, to mają kłopoty - mówił na antenie Jedynki wiceprezes BCC.

(mb)

Paweł Wojewódka: Z edukacją w Polsce bywa różnie. Okazuje się, że nie ma wykwalifikowanych pracowników fizycznych, pozamykano zawodówki tak zwane, kiedyś były i to było podobno niedobrze, jak ktoś szedł do zawodówki, ale teraz właśnie takich specjalistów różnych – hydraulików, murarzy, stolarzy, betoniarzy, zbrojarzy nie ma, nie ma w Polsce, nie ma w Europie i nie ma w wielu rozwiniętych krajach świata i może z tym być problem. Tak mówią fachowcy.

Zbigniew Żurek (wiceprezes Business Center Club): Znaczy jest z tym problem w ogóle generalnie. I to smutno, to trzeba powiedzieć, to szkolnictwo zawodowe położone już w czasach niepodległości, w czasach III RP. Wymieciono szkolnictwo zawodowe, nie dano nic w zamian, dzisiaj mamy bardzo wielu maturzystów, tylko że jak trzeba ten beton mieszać, to mają oni kłopoty.

P.W.: No dobrze, a dlaczego tak naprawdę nie ma fachowców? Przecież w dzisiejszych czasach okazuje się, że to jest opłacalne. Rozumiem, że z Polski wyjechali do krajów zachodnich, tak?

Z.Ż.: Część wyjechała, część jest. To też jest, żebyśmy tak nie płakali, że w ogóle nie ma tych fachowców, bo gdyby rzeczywiście w ogóle nie było w Polsce fachowców, to nie budowałoby się tyle, ile się buduje, a buduje się ogromnie dużo w tej chwili. Część wyjechała, ale część jest i część pracuje.

P.W.: No tak, część pracuje, ale niedobory są i przeprowadzono takie badania, na przykład Niemcy przeprowadzili badania, no i okazało się, że co trzeci piętnastolatek mówi, że co trzeci piętnastolatek mówi, że on tym robotnikiem wykwalifikowanym mógłby zostać, dwóch absolutnie odrzuca taką możliwość. W Polsce jest jeszcze gorzej, badania mniej więcej mówią, że co piąty, co szósty młody człowiek dopuszcza myśl pracy fizycznej.

Z.Ż.: Na to się nałożyło bardzo wiele rzeczy, między innymi cała epoka Peerelu. Byliśmy niby krajem robotników i chłopów, ale proszę zauważyć, że ci, którzy niby byli włodarzami tego kraju, nie nazywano ich chłopami, tylko mówiono, że są to rolnicy, jakby się wstydzono powiedzenia chłop. Tak samo nie mówiono robotnik, tylko mówiono pracownik. Kolejny eufemizm, nie wiadomo, skąd. I to jest to, co do dzisiaj pokutuje między innymi. Ludzie wstydzą się tego, że można pracować fizycznie, często się ludzie wstydzą, tj. dalej być byle jakim urzędnikiem, ale jednak mieć biurko i dwa długopisy w ręku jest prawdopodobnie w społeczeństwie lepiej niż być świetnym fachowcem, świetnym robotnikiem. Przepraszam, pracownikiem.

P.W.: Ja się zastanawiam, czy grozi nam podobna historia, jaka zdarzyła się w latach 60., latach 70. na przykład we Francji czy u naszych zachodnich sąsiadów, u Niemców, że zaczniemy sprowadzać pracowników z różnych innych miejsc. No, z Afryki Północnej nie bardzo możemy, bo tutaj dominują Francuzi, Turcję przejęli Niemcy, więc nam co pozostaje?

Z.Ż.: Nam pozostaje ten kierunek, z którego dzisiaj bardzo wielu pracowników przyjeżdża. Jeżeli wchodzi się na niejedną małą budowę, słychać tam język bardzo podobny do polskiego, ale to nie jest polski i to nie jest również rosyjski. Gdybym mógł, zadałbym w tym momencie słuchaczom pytanie: jaki to jest język?

P.W.: Albo ukraiński, albo białoruski.

Z.Ż.: Albo oba.

P.W.: Albo oba. No dobrze, ale to tutaj rząd stworzył pewne ułatwienia, możliwość sześciomiesięcznego pobytu, ułatwienia rejestracyjne, no ale w dalszym ciągu ten niedobór jest i mówi się, że ze względu na to, że będziemy potrzebowali bardzo wielu pracowników, no to nawet mówi się, że być może to Chiny, być może to Indie, być może to jeszcze jakieś inne kraje azjatyckie w ciągu najbliższych lat zaczną w Polsce wykonywać te prace, których Polacy nie chcą wykonywać.

Z.Ż.: No więc właśnie. Ja przede wszystkim jednak sięgałbym, jeżeli już mamy sięgać za granicę, to do tej bliższej zagranicy, czyli Białoruś i Ukraina, to są nasi naturalni partnerzy, tutaj się łatwiej dogadać po ukraińsku niż po chińsku niewątpliwie...

P.W.: Kulturowo bliscy.

Z.Ż.: Jesteśmy kulturowo dużo, dużo bliżsi. Tutaj może trzeba odwagi. Ktoś kiedyś... to nie ja, ktoś kiedyś wymyślił niebieską kartę, czyli pozwolenie pracy w Polsce dla wszystkich, którzy mają wyższe wykształcenie. To brzmi paradoksalnie może, ale przyjedzie magister fizyk i będzie pracował na budowie, ale przeciętny magister fizyki podniesie kulturowo tę budowę w tym momencie, jak się już nauczy, co ma robić, będzie to na pewno robił z większą kulturą, nazwijmy to. Więc pomysł jest ciekawy, pomysł jest odważny. To jest jeden z pomysłów.

Poza tym sięgnijmy do własnego podwórka. W dalszym ciągu jesteśmy narodem bardzo mało mobilnym i dość wygodnym. Paradoksalnie chętniej wyjeżdżaliśmy kiedyś do Stanów Zjednoczonych niż do sąsiedniego województwa, zapominając o tym, że zmieniły się relacje płacowe i że dolar przestał już być takim fetyszem. I dzisiaj często prawie te same pieniądze można zarobić w sąsiednim województwie niż w Stanach czy gdzieś w Europie. O tym zapominamy. I nie uczymy ludzi, nie namawiamy ludzi, to, co to jest naturalne w krajach starszych demokracji, naturalne jest to, że wędruje się po świecie za pracą.

P.W.: Czyli wędruje się po Polsce za pracą, tylko że na tym świecie nawet nam bliskim jest troszkę łatwiej z mieszkaniami, troszkę łatwiej ze znalezieniem się w innym mieście, w innym środowisku. U nas jednak od 20 lat zaczęliśmy się nieco ruszać.

Z.Ż.: To prawda, tam jest łatwiej, ale mimo wszystko u nas nie jest aż tak trudno, jak się niektórym wydaje. Ja namawiam tych, którzy mają kłopoty ze znalezieniem pracy u siebie: rozejrzeć się, bo może gdzieś można znaleźć pracę troszkę dalej, ale jednak znaleźć.

P.W.: No dobrze, a szkolnictwo zawodowe? Czy nie warto wrócić do tych dobrych wzorców? Bo były dobre szkoły zawodowe, naprawdę były dobre szkoły zawodowe.

Z.Ż.: Znaczy już się wraca, my (mówię tu o Business Center Club, w ogóle o środowisku pracodawców) od lat namawiamy właściwe resorty, resort edukacji do odbudowy szkolnictwa zawodowego. Do tego trzeba pieniędzy, do tego trzeba fachowców. I to już się robi. Niestety były zaniedbania ostatnich lat, ale będziemy je, mam nadzieję, w najbliższych czasach likwidować.

P.W.: No dobrze. Miejmy nadzieję, że uda się namówić naszych współrodaków do tego, żeby zmienić zawód, na przykład zbrojarz-betoniarz.

(J.M.)