Logo Polskiego Radia
Jedynka
Andrzej Gralewski 25.10.2010

Ludzie są zniechęceni

Wydarzenia łódzkie nie zmieniły postawy polityków, a zniechęcają do polityki coraz więcej wyborców.
Marcin DumaMarcin DumaW. Kusiński PR
Posłuchaj
  • Marcin Duma o wpływie polityki na frekwencje wyborczą
Czytaj także

Stały się jedynie inspiracja do mobilizowania własnych elektoratów - ocenił w magazynie "Z kraju i ze świata" Marcin Duma, szef Instytutu Badania Opinii Publicznej Homo Homini. Gość Zuzanny Dąbrowskiej zwraca uwagę, że politycy trochę jak "chłopcy w piaskownicy" przerzucają się oskarżeniami kto pierwszy zaczął i kto powinien przeprosić.

Jego zdaniem, wyborcy nie zmobilizują się i nie pójdą głosować, żeby wyeliminować z polityki tych, którzy im nie pasują. Raczej ludzie nie pójdą głosować i zasilą ten elektorat, który nie chodzi do wyborów. - Efekt brudnej i brutalnej polityki będzie odwrotny do tego, co ludzie deklarują, czyli wiekszego zainteresowania się polityką - podkreśla Duma

Marcin Duma uważa, że wybory samorządowe są najbardziej enigmatyczne dla zwykłych ludzi. Na poziomie gminy jeszcze znają i kojarzą kandydatów, ale na szczeblu powiatów czy województw to dla nich czarna dziura.

Aby wysłuchać rozmowy z Marcinem Dumą kliknij w "Marcin Duma o wpływie polityki na frekwencję wyborczą" w boksie Posłuchaj

Magazyn "Z kraju i ze Świata " na antenie Jedynki w dni powszednie o godz. 12:05

(ag)

*

Zuzanna Dąbrowska: Moim gościem jest pan Marcin Duma, Instytut Badania Opinii Publicznej Homo Homini. Witam pana.

Marcin Duma: Dzień dobry.

Z.D.: Słyszeliśmy przed chwilą o kolejnej inicjatywie politycznej będącej pewną konsekwencją tego, co stało się w zeszłym tygodniu w biurze PiS w Łodzi, tej tragedii, która miała tam miejsce. Czy sądzi pan, że ze strony polityków zarówno rozmowy, wieczne rozmowy pełne agresji na temat tego, jak budować front nieagresji, oraz inne inicjatywy, są próbą przejęcia wiodącej roli czy paniczną obroną własnych pozycji, bo scena polityczna nie umie sobie poradzić z sytuacją?

M.D.: To, co obserwujemy w tej chwili, to tak naprawdę dalszy ciąg tych samych sporów i wojen, które obserwowaliśmy przed wydarzeniami łódzkimi. Zmienił się tylko i wyłącznie temat tej debaty. Przerzucanie się odpowiedzialnością za to, kto pierwszy zaczął, oczywiście przypomina z jednej strony trochę piaskownicę, natomiast jest tytułem do mobilizowania swoich elektoratów bądź też demobilizowaniem elektoratów strony przeciwnej. I stąd to prześciganie się w przerzucaniu odpowiedzialności, jak również w pomysłach na to, co zrobić, żeby drugi raz coś takiego się nie wydarzyło.

Z.D.: No właśnie, powiedział pan o mobilizowaniu i demobilizowaniu elektoratów, ale mamy jeszcze do czynienia z takim zjawiskiem, jak elektorat negatywny. Czy taka spirala, którą nakręcają politycy, jest w stanie zmniejszyć elektorat negatywny? Wszyscy twierdzą, że właśnie ten elektorat negatywny wobec poszczególnych polityków jest bardzo ważny, że stanowi o ich miejscu na scenie i rzeczywistym poparciu społecznym.

M.D.: O miejscu na scenie politycznej, takim realnym poparciu partii (...) stanowi coś, co zwykliśmy nazywać żelaznym elektoratem, czyli ci wyborcy, którzy na pewno pójdą do głosowania i na pewno wybiorą określoną partię. W związku z tym, jeżeli obserwujemy tę sytuacją, z którą mamy teraz do czynienia, czyli tę całą grę i taką dosyć niesmaczną grę wokół tego morderstwa, które się wydarzyło w biurze PiS-u w Łodzi, to tak naprawdę nie traci na tym Prawo i Sprawiedliwość, nie traci na tym Sojusz Lewicy Demokratycznej. Jedyną partią, która może na tym zamieszaniu stracić, jest Platforma Obywatelska, a to tylko i wyłącznie dlatego, że część jej wyborców to nie są ludzie, którzy są zdecydowani uczestniczyć w procedurach, takich jak wybory, i ocena tej polityki jako czegoś bardzo brudnego, brutalnego może ich zniechęcić w ogóle do udziału w życiu publicznym, w tym chociażby do tego podstawowego aktu, jakim jest chodzenie do wyborów.

Z.D.: No właśnie, a ci, którzy nie głosują, ta bardzo duża grupa między 30 a 50% w zależności od różnych wyborów Polaków, którzy po prostu nie chodzą na wybory? Czy ta sytuacja może ich jeszcze bardziej zniechęcić, czy też może – wręcz przeciwnie – zmobilizować do tego, żeby z kartką wyborczą pójść choćby 21 listopada do lokalu wyborczego i powiedzieć: nie, to mi się nie podoba, ja wybieram tego, a nie innego polityka?

M.D.: Biorąc pod uwagę takie zjawisko, jakie obserwujemy, czyli zmniejszającą się frekwencję wyborczą w poszczególnych kolejnych wyborach im dalej od 89 roku, no to myślę, że ten efekt takiej brudnej, brutalnej polityki będzie dokładnie odwrotny od tego, który politycy deklarują, będziemy mieli do czynienia raczej z mniejszym udziałem, z mniejszą chęcią udziału ludzi w wyborach niż z tym, że postanowią wziąć sprawy we własne ręce, kartę do głosowania, długopis i w ten sposób zadecydować o kształcie polskiej sceny politycznej czy o kształcie polskiej polityki. Prędzej się zniechęcą i powiększą tę rzeszę niegłosujących. Przy czym warto powiedzieć, że ona jest znacznie większa niż 30–50%, bo to jest od 40 do 70%. Przypomnijmy, że mamy wybory europejskie, gdzie głosuje dwadzieścia parę procent wyborców.

Z.D.: To prawda, ale słyszałam kiedyś kuluarową rozmowę polityków, którzy mówili między sobą: przecież to wcale nie jest tak źle, że 50% wyborców nie poszło na wybory, bo to znaczy, że im się podoba, że im nie zależy, nie chcą niczego zmienić, więc po prostu nie idą, i to znaczy, że to jest dla nas w pewien sposób mandat zaufania. Czy to jest mandat zaufania, czy to jest wyraz takiego niezadowolenia, które może kiedyś zagrozić tym spokojnym w kuluarach sejmu politykom?

M.D.: Ja się trochę nie dziwię, że pojawiają się opinie, że 50% nie poszło, no to nie jest jeszcze tak najgorzej. No, jakby te 50% poszło, to na kogo by zagłosowało? Lepsza jest bezpieczna i przewidywalna sytuacja, kiedy ten elektorat możemy tak sobie w miarę pofrakcjonować, zobaczyć, kto na kogo głosuje, i mniej więcej w jakichś tam granicach przewidzieć wynik wyborczy, a...

Z.D.: Ale może w wyborach samorządowych jest łatwiej znaleźć kogoś, na kogo można głosować, bo przecież na poziomie gmin, a nawet powiatów startują różne organizacje, stowarzyszenia, listy niezależne.

M.D.: Wybory samorządowe z jednej strony są bliżej ludzi, natomiast z drugiej strony trzeba pamiętać też o tym, że to są chyba najbardziej enigmatyczne dla wyborców wybory, no bo mamy tam do czynienia z trzeba szczeblami i tak naprawdę z czterema kartami do głosowania, z czego wybory do powiatu czy do województwa to jest już kompletna abstrakcja dla wyborcy.

Z.D.: A sprawdzimy, jak to będzie, już 21 listopada. Bardzo dziękuję za rozmowę. Moim gościem był Marcin Duma, Instytut Homo Homini.

M.D.: Dziękuję bardzo.

(J.M.)