Logo Polskiego Radia
Jedynka
Luiza Łuniewska 15.04.2011

Inflacji winna spekulacja

Prof. Leokadia Oręziak (SGH): Prosto jest zwalczać inflację, ale to powoduje spowolnienie wzrostu gospodarczego. Trzeba znaleźć rozwiązanie pośrednie.
Leokadia OręziakLeokadia Oręziakfot: W. Kusiński PR

Na 45 zł prof. Leokadia Oręziak, ekonomistka z SGH szacuje wartość tegorocznego koszyczka wielkanocnego. W porównaniu z marcem zeszłego roku ceny wzrosły o 4.3 proc. Rada Polityki Pieniężnej zapowiedziała, że podniesie stopy procentowe. Być może wyhamuje to niekorzystna tendencję.

Według prof. Oręziak Bank Centralny stoi teraz przed poważnym dylematem. - Walka z inflacja kosztuje zahamowanie możliwości wzrostu gospodarczego - wyjaśnia. Oczywiście coś z inflacją trzeba zrobić, bo powoduje realny spadek wartości naszych wynagrodzeń, rent, wszelkich zasobów pieniężnych. Nakręcają sie oczekiwania inflacyjne, rosną koszty pracy. Ale... ostrożnie.

- Jest wiele przyczyn wzrostu cen żywności. Od klęski nieurodzaju w Rosji i na Ukrainie, które to kraje są tradycyjnymi eksporterami, poprzez większe zapotrzebowanie Chin i Indii, aż do popytu spekulacyjnego - tłumaczy prof. Oręziak.

Popyt spekulacyjny bierze sie stąd, że podmioty, które były zaangażowane na rynku tradycyjnych instrumentów finansowych, gdy te okazały się bardzo ryzykowne, próbują robić pieniądze na handlu żywnością.

Prof. Oręziak wini też Stany Zjednoczone, które drukują pusty pieniądz i utrzymują bardzo niskie stopy procentowe, napędzając popyt właściwie na wszystko. A to odbija się m.in. na cenach paliw.

- Gdyby inflacja w takim rozmiarze miała miejsce tylko w Polsce, byłaby bardzo niepokojąca. Ale to dotyczy to całego świata - mówi ekonomistka. - Może w niektórych krajach strefy euro ten wzrost jest mniejszy, a w krajach bogatszych wzrost cen, zwłaszcza żywności jest mniej dotkliwy. Ale dotyczy to wszystkich - tłumaczy gość "Popołudnia z Jedynką".

Wyjaśnia, że w UE istnieje mechanizm polityki żywnościowej, którego podstawowym celem jest zapewnienie rozsądnych cen dla konsumentów. Tym razem to się nie udało. Zapewne trzeba będzie go udoskonalić.

Rozmawiała Zuzanna Dąbrowska.

(lu)

Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy kliknąć "Inflacja" w boksie "Posłuchaj" w ramce po prawej stronie.

Na "Popołudnie z Jedynką" zapraszamy codziennie w godz. 15.00 – 19.30.

*****

Pełny tekst rozmowy:

Zuzanna Dąbrowska: Przejdziemy do rozmowy, chociaż aż się boję, bo to rozmowa o pieniądzach, o cenach. Moim gościem jest pani prof. Leokadia Oręziak, Szkoła Główna Handlowa. No, pieniądze i ceny przede wszystkim tego koszyka, tych baranków, tych jajek, tego mazurka, tego wszystkiego. Dlaczego ceny tak rosną strasznie żywności?

Prof. Leokadia Oręziak: Dzień dobry, witam serdecznie. Myślę, że jest wiele przyczyn, które powodują wzrost cen żywności i większość z nich nie leży po stronie naszego kraju, to są przyczyny ogólnoświatowe, ponieważ ceny żywności rosną w całym świecie i wszyscy to dość boleśnie odczuwają, w niektórych krajach szczególnie, tam, gdzie kraje są mniej zamożne, gdzie wydatki na żywność stanowią dużą część dochodu. Zatem po prostu ceny rosną także z tego powodu, że część tradycyjnych eksporterów, jak Rosja czy Ukraina, teraz ma mniejsze możliwości po nieurodzajach eksportowania żywności, popyt większy jest zgłaszany przez takie kraje, jak Chiny, Indie, kraje bogatsze. Ale też nie bez znaczenia jest to, że w ogóle duży popyt spekulacyjny jest ze strony różnych instytucji, które w swoim czasie były bardzo zaangażowane na rynku instrumentów finansowych, które to okazały się bardzo ryzykowne i okazuje się, że teraz też można próbować robić pieniądze na spekulowaniu towarami żywnościowymi.

Z.D.: Ale mimo tego, że jest wolny rynek czy jak chcą niektórzy – tak zwany wolny rynek, to przy tych próbach spekulacyjnych jednak państwo ma chyba coś do powiedzenia.

L.O.: Myślę, że tak. W ogóle jeśli chodzi o produkty rolne, to trzeba tu powiedzieć, że nasz kraj jako członek Unii Europejskiej jest objęty wspólną polityką rolną, a jej podstawowym celem są rozsądne ceny dla konsumentów. Te rozsądne ceny generalnie udawało się zapewniać przez bardzo długi czas, ale jak okazało się, ta polityka też czasami nie jest doskonała i chociażby w odniesieniu do cukru takich rozsądnych cen nie udało się zapewnić. Więc to będzie podstawa do przemyśleń, jak zmienić to, żeby rzeczywiście w sytuacjach takich kryzysowych, kiedy jest ogromny popyt na rynku międzynarodowym, żeby Unia też jakoś potrafiła na to odpowiedzieć i rolnictwo też było do tego dostosowane.

Z.D.: Żeby spekulacja była możliwa, to potrzebne jest zapotrzebowanie społeczne, tak chyba było z cukrem, że trochę się wszyscy przestraszyliśmy tego, że jego cena rośnie i w lekkiej panice wykupywaliśmy cukier. No i na efekty nie trzeba było długo czekać, są dane dotyczące inflacji – 4,3 za marzec, czyli o 4,3% zapłaciliśmy więcej za te same produkty co w marcu zeszłego roku, no to jest niedobrze, to już jest wysoki poziom miesięcznej inflacji.

L.O.: Jest to raczej wysoki, choć oczywiście trudno jeszcze to nazwać jakąś drożyzną, bo gdyby to w Polsce tylko tak było, to już by było bardzo niepokojące, ale ponieważ to dzieje się powszechnie w całym świecie i jest inflacja dość wysoka, z tym, że nasza wydaje się wyższa niż gdzie indziej, bo średnia unijna jest mniejsza, w strefie euro też, ale są kraje, jak Wielka Brytania czy inne, gdzie inflacja jest bardzo podobna. Więc podobnie reagują różne kraje na te same przyczyny, jakimi jest wzrost światowych cen żywności, a także produktów... surowców mineralnych, które też pośrednio rzutują na ceny żywności, jak ropa naftowa. Więc w efekcie nasz kraj myślę, że jest, przynajmniej Narodowy Bank Polski czujny i już dał wyraz temu, obawiając się, że nadmierne oczekiwania inflacyjne będą powodować dalszy wzrost inflacji. Więc pewnie działania podjął takie, które są potrzebne, a pytanie jest otwarte: co będzie dalej?

Z.D.: No właśnie, działania. Bo tutaj się zbiegają dwie tendencje: kiedy jest drożej, no to rośnie nacisk na płace, począwszy od płacy minimalnej, już minister pracy Jolanta Fedak zapowiedziała wzrost płacy minimalnej do 1500 złotych. Ale przecież nie tylko minimalnej, w ogóle wzrost płac. Jeśli się więcej wydaje, przede wszystkim na jedzenie, to związki zawodowe i sami pracownicy chcą zarabiać więcej, z drugiej strony groźba inflacji, więc np. Rada Polityki Pieniężnej podnosi stopy procentowe. Powinna podnieść, powinna przymrozić troszkę?

L.O.: No, tutaj zawsze jest taki dylemat, że z jednej strony dobrze by było inflację zwalczyć, bo ona w końcu powoduje realny spadek wartości posiadanych przez nas zasobów finansowych, naszych wynagrodzeń, emerytur, renty, wszystkiego, co ma wymiar pieniężny. Oczywiście to by było dobre, gdyby nie to, że walka z inflacją kosztuje w postaci obniżania możliwości wzrostu gospodarczego. Więc to jest taki dylemat, z którym borykają się wszystkie banki centralne i właściwie wybierają jakąś drogę pośrednią, bo inflację można zwalczyć w krótkim czasie, ale co by się stało wtedy ze wzrostem gospodarczym? Więc potrzebny jest pewien umiar i taki umiar pewnie i u nas jest, ale w innych krajach... ale to też oznacza, że może jakaś droga pośrednia będzie obierana po to, żeby inflację jednak zwalczyć, bo jeśli inflacji się nie zwalcza, to oczekiwania inflacyjne stają się na tyle duże, że już później to znajduje wyraz i w płacach, i w cenach, i nakręca się ta spirala cen i płac, którą później trudno powstrzymać.

Z.D.: Ale z drugiej strony żyjemy w takim, a nie innym czasie, mamy rok kampanii wyborczej i to nie jest dobry moment do tego, żeby schładzać czy zamrażać gospodarkę, raczej odpowiada się na te oczekiwania obywateli, którzy chcą, żeby było ich stać na to samo co rok wcześniej czy dwa lata temu, prawda? Że nie chcemy się słuchać tych, którzy strzegą kursów, którzy strzegą tej kasy państwowej i mówią: nie, nie, nie, przyhamujmy.

L.O.: No, ale myślę, że bank centralny ma zawsze ważną rolę do spełnienia, żeby chronić pieniądz, bo jeśli dopuści się do tego, że pieniądz marnuje się czy traci na wartości zbyt szybko, to ostatecznie na tym najbardziej stracą zwykli ludzie, którzy nie mają możliwości rewaloryzowania otrzymywanych przez siebie świadczeń, że tak szybko nie indeksuje się ni płacy, ni emerytury, ni renty. Zatem jeśli inflacja jest nadmierna, to straty ponoszą wielkie grupy społeczne. Więc temu trzeba zapobiegać, przeciwdziałać, co czasami kosztuje, wyższe stopy procentowe zmniejszają może trochę wzrost gospodarczy.

Z.D.: Są takie obszary, które inflację napędzają i koszty napędzają. To na pewno są ceny paliw. Kiedy jechałam dzisiaj do radia, popatrzyłam sobie, tak szybciutko przegląd zrobiłam stacji benzynowych. No, straszne ceny, na najtańszych stacjach litr benzyny 5,20. To ma swój wpływ na gospodarkę i na tendencje rozwojowe lub właśnie przeciwdziałające rozwojowi. Będą dalej rosły pani zdaniem te ceny?

L.O.: Już kiedyś wydawało się, że cena ropy osiągnie jakąś niebotyczną wielkość, ale tu trzeba mieć nadzieję, że może w końcu ten wzrost się zatrzyma, ponieważ te czynniki, które napędzają popyt na surowce, może one przestaną tak działać. Myślę, że wielkie znaczenie ma ta polityka, którą Stany Zjednoczone prowadzą, dodrukowując pusty pieniądz i napędzając popyt na wszystko właściwie. Więc chociażby może jeśli ten czynnik przestanie mieć takie znaczenie, to już może będzie mogło się to jakoś zatrzymać. Więc nie można powiedzieć, że to jest nieodwracalne, że to, co teraz jest powyżej tych 100 dolarów za baryłkę, że to jest właściwie... A może znowu będzie w nie tak odległym czasie cena niższa? Tego tak do końca nie wiadomo, chociaż oczywiście pesymiści mówią, że może być znacznie wyższa. Ale myślę, że to się powinno normować w jakimś rozsądnym czasie.

Z.D.: Często tak jest, że czy w wypadku tego załamania cukrowego w Polsce, czy w o wiele większej skali i w o wiele dłuższym czasie, jeśli chodzi o ceny benzyny czy ropy, podejrzewamy, że gdzieś ktoś na tym, krótko mówiąc, robi pieniądze, ponieważ rozbudzone oczekiwania skutkują popytem, no i właśnie takimi pośrednikami pojawiającymi się na rynkach, którzy korzystają z koniunktury. Tylko jest zawsze taki moment, kiedy przestają, kiedy to już jest niemożliwe. Taki moment, jeśli chodzi np. o paliwa, przyjdzie pani zdaniem?

L.O.: Właściwie takie bańki spekulacyjne to one czasami pękają i właściwie wtedy trudno przewidzieć, jaka będzie sytuacja. Ale to, że bardzo wiele instytucji jest zaangażowanych w takie manipulowanie na rynku surowców i towarów żywnościowych, wynika właśnie z nadmiaru środków pieniężnych. To niskie stopy procentowe w wielu krajach, głównie w Stanach Zjednoczonych, i ta dodatkowa emisja pieniądza coś takiego spowodowały i bańka może pęknąć. I wtedy oczywiście znowu trudne do przewidzenia konsekwencje dla wszystkich powstają, bańki spekulacyjne nie są nigdzie dobre. I niedobrze jest, że teraz takie bańki nabijają się, po prostu wzrastają na rynku surowców i towarów rolnych.

Z.D.: Ale jedna wiadomość jest dobra, dlatego że jak wyczytałam w prognozach, jajka nie podrożeją, więc jakoś tę Wielkanoc w najgorszym razie na jajkach, no, może z majonezem chociaż, przetrwamy.

L.O.: Bo być dlatego, że nie da się tym towarem spekulować, to musi być towar świeży i nie da się go przechowywać tak długo, jak cukier.

Z.D.: No to w takim razie w nadziei na smaczne jajka już nie mówmy więcej o tych cenach. Dziękuję bardzo. Moim gościem była prof. Leokadia Oręziak z SGH.

(J.M.)