Logo Polskiego Radia
Jedynka
Agnieszka Kamińska 07.11.2012

Hajdarowicz: tekst o trotylu to prowokacja

Konfabulacja, zbitek informacji zebranych na mieście - tak ocenia tekst o trotylu właściciel "Rzeczpospolitej" Grzegorz Hajdarowicz.
Hajdarowicz: tekst o trotylu to prowokacjaPAP arch./Andrzej Hrehorowicz

Grzegorz Hajdarowicz, prezes zarządu wydawnictwa przypuszcza, że tekst "Trotyl na wraku tupolewa" to efekt prowokacji. Czyjej? - Nie wiem. (Jednak) nasz drogi sąsiad cieszy się, że nie musi wygrywać w tym kraju wyborów, Polacy potłuką się sami ze sobą - powiedział szef wydawnictwa w radiowej Jedynce.

Hajdarowicz potwierdził, że nie miał żadnych wątpliwości podejmując decyzję o zwolnieniu naczelnego ”Rzeczpospolitej” Tomasza Wróblewskiego, autora artykułu Cezarego Gmyza i innych dziennikarzy za ten tekst. Powiedział, że komisja, czyli rada nadzorcza spółki, dokonała wnikliwego badania. Sprawa jest według niego ewidentna. - Jakie można mieć wątpliwości? - pytał.

Cezary Gmyz mówił w radiowej Jedynce, że wszystkie informacje były rzetelnie zebrane, że nie zmieniłby w swoim tekście nic, miał potwierdzenie w czterech źródłach, a teraz ma jeszcze więcej danych potwierdzających to, co napisał.

>>> Posłuchaj, co mówił Cezary Gmyz w radiowej Jedynce

- Szkoda, że nie przedstawił żadnego wiarygodnego źródła. Nie chodzi o nazwiska, ale coś, co wskazywałoby, że miał wiarygodne źródła - odpowiadał na to prezes Presspubliki.

Według prezesa spółki, termin na udokumentowanie upłynął w poniedziałek o 14. - W poniedziałek o 16 spotkaliśmy się z nim, (spotykaliśmy się) też z innymi dziennikarzami. To co przedstawił Cezary Gmyz nie nadaje się do czegokolwiek, na pewno nie uprawniało "Rz" do napisania tekstu z takim tytułem stwierdzającym. Tytuł był bardzo ostry, stwierdzający fakt, a nie było pokrycia dla niego. Wiarygodność jest najważniejsza, dlatego nie wyobrażam sobie, żeby takie informacje niesprawdzone pojawiały się na łamach "Rz" - mówił o wyniku rozmowy Hajdarowicz.

Cezary Gmyz mówi, że nie mógł ujawnić źródeł, gdyż informatorzy się nie zgodzili, a poza tym o części z nich wiedział Tomasz Wróblewski.

Jednak Grzegorz Hajdarowicz uważa, że z wyjaśnień przedstawionych przez Gmyza nie wynikało nic, co wskazywałoby na realność jego stwierdzeń. - Myślę, że jest to zbitek informacji, które uzyskał na mieście. Nie dyskutuję o sprawie. Chodzi mi o to, że "Rz" musi być pismem wiarygodnym. Według nas nie było żadnych podstaw żeby napisać taki tytuł, taki tekst o materiałach wybuchowych. To jest konfabulacja. Zwykła czysta konfabulacja i tyle – powiedział.

Hajdarowicz mówi, że nie czytał tekstu przed publikacją. - Nie wiedziałem o jego powstawaniu. Natomiast zostałem ściągnięty do Polski i wpół do pierwszej w nocy redaktor naczelny przy świadkach powiedział mi, że ma w pełni udokumentowany, potwierdzony materiał, który jest bardzo wrażliwy społecznie, który potwierdził mu prokurator generalny Seremet - opowiadał. Wiedział, że mowa jest tam o tupolewie i wizycie prokuratorów w Smoleńsku. Poprosił więc, by był to tekst "wyważony, rzeczowy, operujący faktami, nie zawierający domysłów i żeby miał racjonalny tytuł”. - Jeśli ktoś nie mówi mi prawdy, jak mogę z nim współpracować - mówił o efekcie końcowym. Przyznał, że był świadom, że tekst o takiej tematyce może wywołać polityczną burzę. Wydaje mu się, że to była prowokacja. Czyja? - Nasz drogi sąsiad cieszy się, że nie musi wygrywać w tym kraju wyborów, Polacy potłuką się sami ze sobą - powiedział Hajdarowicz.

>>>Przeczytaj całą rozmowę

Grzegorz Hajdarowicz komentował też zarzuty PiS wobec niego, o zamachu na wolność słowa. - Myślałem do tej pory, że PiS szanuje własność prywatną - powiedział.

Hajdarowicz zaznaczył, że inny tekst Cezarego Gmyza, o PiT-ach wysyłanych na Białoruś był świetnie udokumentowany. - (Wtedy) wiedział, jak się dokumentuje materiały, nie ujawnił swojego źródła. Dlaczego teraz nie był w stanie teraz udokumentować tej informacji? - pytał.

Rozmawiała Kamila Terpiał-Szubartowicz

agkm