Logo Polskiego Radia
Dwójka
Bartosz Chmielewski 26.11.2013

Cudzoziemcy w PRL-u: przyjeżdżali nie tylko z miłości

- O Polsce nie wiedziałam prawie nic. Wyobrażałam sobie, że ten kraj jest nie do życia, ale byłam młoda, nie bardzo się przejmowałam - w "Przestrzeniach kultury" przyglądaliśmy się świadectwom cudzoziemców, którzy zdecydowali się na życie za żelazną kurtyną.
Warszawa, 1955. V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów.Warszawa, 1955. V Światowy Festiwal Młodzieży i Studentów.PAP/Adam Mottl
Posłuchaj
  • Cudzoziemcy w PRL-u: przyjeżdżali nie tylko z miłości (Za kurtyną PRL-u/Dwójka)
Czytaj także

Dlaczego tu przyjechali? Jak radzili sobie w świecie realnego socjalizmu? Lina Nawrocka, która do Polski przybyła z Francji w roku 1965, tłumaczy, że kierowała nią miłość do Polaka.

- Wszyscy byli zdziwieni: co ta za wariatka, która się decyduje się na przyjazd do Polski. Przecież to samobójstwo! Ale mąż chciał żyć w swoim kraju, więc wylądowałam w Pabianicach - wspominała.

Pierwszy szok Lina Nawrocka przeżyła wjeżdżając do NRD, gdzie pełno było zasieków z drutu kolczastego, a zza okien samochodu widać było zaorane, bezkresne pola. Nie lepszych wrażeń dostarczył jej pierwszy spacer po Pabianicach i warunki mieszkaniowe jej nowych sąsiadów.

- Przygnębiło mnie pierwsze spotkanie z tłumem, burym i zmęczonym. Zszokowało mnie, że nikt nie patrzył, czy ktoś jest na jego na drodze. Ludzie w siebie uderzali. Mieszkania były kołchozami bez życia, bez zapachów kuchennych.

Mimo tych negatywnych wrażeń Linie Nawrockiej szybko udało się uodpornić na przejawy siermiężnej polskiej rzeczywistości. - Miałam tę filozofię, że jak czegoś nie ma, to po prostu można urządzać życie inaczej. W sklepowych kolejkach zamiast się denerwować siadałam na stołeczku i pisałam listy. Poza tym te korale z papieru toaletowego były naprawdę urocze - wspominała z uśmiechem.

Francuzka szybko też zorientowała się, że w sklepach nie opłaca się jej dobrze mówić po polsku. Jako osoba z zagranicy łatwiej zdobywała niedostępne towary.

Prof. Jerzy Kochanowski z Instytutu Historycznego Uniwersytetu Warszawskiego, redaktor książki "Warszawiacy nie z tej ziemi. Cudzoziemscy mieszkańcy stolicy 1945-1989", zauważył z kolei, że dla wielu Polaków kontakt z osobami z zagranicy był urozmaiceniem, a nawet elementem budowania swojego prestiżu. - Przeróżni kierownicy biur czy fabryk poczytywali sobie za zaszczyt zatrudnianie cudzoziemca.

Ci ostatni przyjeżdżali do Polski nie tylko z powodów sercowych, lecz także zwyczajnie za pracą.

- To mit, że bezpośrednio po wojnie Włochy, Francja, Niemcy były zamożne. Wielu cudzoziemców osiadło na Śląsku, bo tam był przemysł, możliwości zarobku. Poza tym polskie władze dawały im mieszkania i same oferowały pracę - podkreślał.

Jak ci, którzy zdecydowali się zamieszkać w PRL-owskiej Polsce, oceniają tamtą rzeczywistość? Czy Polska Ludowa była krajem przyjaznym dla cudzoziemców? O tym w nagraniu audycji "Za kurtyną PRL-u".

Audycję przygotowali Agata Kwiecińska i Michał Nowak.