Logo Polskiego Radia
IAR
Andrzej Szozda 31.10.2012

Karolina Północna, dobre miejsce

Amerykański stan Karolina Północna jest dla mnie miejscem szczególnym. Po raz pierwszy przyjechałem tu dwa lata temu na kursy dziennikarskie na Uniwersytecie w Chapel Hill.
Wojciech CegielskiWojciech CegielskiAndrzej Szozda/Polskieradio.pl

Przekonałem się wówczas, że działająca na uczelni Szkoła Dziennikarstwa i Komunikacji Masowej nie na darmo cieszy się opinią jednej z lepszych w świecie. To grupa wspaniałych i profesjonalnych wykładowców, którzy nie tylko świetnie znają swój fach, ale z pasją i zaangażowaniem przekazują wiedzę młodym pokoleniom.

Ale Chapel Hill to coś znacznie więcej. To niesamowita i energetyczna mieszkanka młodych ludzi z całego świata. Uniwersytet cieszy się bowiem renomą w Stanach Zjednoczonych. W Chapel Hill studiują biali, Afroamerykanie, latynosi, Azjaci – ludzie różnych ras i kultur. Pobyt w takiej mieszance otwiera oczy. Sami studenci przyznają zresztą, że wiele się od siebie nawzajem uczą.
Północna Karolina to głównie stan rolniczy, produkujący m.in. truskawki – podobno są najpyszniejsze w całych Stanach. Ale to także skupiska wyższych uczelni oraz firm technologicznych, głównie związanych z biotechnologią. W całym stanie działa aż 16 publicznych uczelni. Przy większości z nich ulokowane są prywatne firmy. Dzięki temu, spora część absolwentów UNC po studiach ma szanse na pracę.

Ludzie z uniwersyteckich skupisk są bardzo otwarci, serdeczni i niewiarygodnie wręcz pomocni. Jak dla mnie, na tle całej Ameryki, to jedna z najbardziej przyjaznych społeczności.
Zostałem zaproszony na obiad przez grupę polskich naukowców, mieszkających w Raleigh, mieście oddalonym o około 20 mil od Chapel Hill. Tutejsza „Polonia“ to ludzie z tytułami doktorów i profesorów, którzy wyjechali do Ameryki jeszcze w latach 80., jako młodzi studenci czy doktoranci. Nie lubią mówić o sobie „Polonia“. Przy obiedzie rozmawiamy o Polsce, o niedawnych mistrzostwach Europy w piłce nożnej oraz o tym dlaczego warszawska Marszałkowska nie może stać polskim Champs Elysees. Ale także o ich codziennych problemach. Wychodzę ze spotkania z niedosytem, bo rzadko kiedy spotykam w świecie grupę tak otwartych i serdecznych Polaków, gotowych bezinteresownie pomóc, albo po prostu spędzić czas.
Na lotnisko zawozi mnie Benjamin, czarnoskóry kierowca, z pochodzenia Nigeryjczyk. Kiedy pytam o jego rodzinę, okazuje się, że jego babcia była w połowie Brytyjką, a w połowie Nigeryjką. Z kolei matka jego żony to córka Nigeryjczyka i Libanki, a ojciec ma pochodzenie francusko-indyjskie. Zaś jeden z jego synów ma żonę z Grecji. On sam uwielbia przyrządzać dla rodziny i przyjaciół potrway kuchni meksykańskiej.
Podróże kształcą. Zwłaszcza te do tak bardzo przemieszanych etnicznie i tak przyjaznych miejsc jak Karolina Północna.