Logo Polskiego Radia
Czwórka
Darek Matyja 06.10.2011

Stare i nowe książki sportowe - Droga do finału

Książka sprzed 36 lat przypominająca najlepsze czasy polskiego futbolu - mistrzostwo olimpijskie 1972 i trzecie miejsce mistrzostw świata 1974.
Stare i nowe książki sportowe - Droga do finałufot. Darek Matyja

Chcąc wlać nieco optymizmu w serca polskich kibiców piłki nożnej przed zbliżającymi się mistrzostwami Europy w piłce nożnej postanowiłem przypomnieć doćć leciwą ksiażkę, opisująca największe sukcesy polskiej piłki z lat 70. ubiegłego wieku.

Ksiażka "Droga do finału" autorstwa Stanisława Nowosielskiego i Wojciecha Szkieli opisuje nie tylko same sukcesy polskich piłkarzy ale i ciężkie chwile przed finałowym turniejem mistrzostw świata w Niemczech w 1974 roku.

Wtedy niewielu było takich, którzy wierzyli, że Polsce uda się choćby wyjść z grupy, w której mieliśmy potęgi piłkarskie: Włochy i Argentynę oraz zupełnie nieznane Haiti. Co gorsze przed mistrzostwami nasi piłkarze grali po prostu... żle.

Dziennikarze i kibice obawiali się kompromitacji na mistrzostwach świata. Na początku roku Polacy co prawda wygrali z Schalke 2:1, ale kilka dni później przegrali 0:1 z Fiorentiną - a trener Ferrucio Valcareggi stwierdził nawet, że Polacy nie mają zielonego pojęcia o taktyce gry... Po kilku miesiącach tę opinię musiał dość mocno zwerfikować.

Po wiosennym remisie z Fortuną Dusseldorf w Warszawie 1:1 kibice zaczynali tracić cierpliwość, a czara goryczy przelała się w Stutgarcie gdzie Polska przegrała z VFB 1:4 (7. miejsce w lidze niemieckiej).

Krytyka kadry był druzgocąca... Jedynie Kazimierz Górski zachowywał spokój twierdząc po tym meczu krótko: "Dobra nauka". Uważał też, że jeszcze jest wiele do zrobiienia ale i sporo czasu...
I faktycznie nasza kadra zaczęła grać coraz lepiej. M.in. w kolejnych sparingach zremisowała z Belgią i wygrała 2:0 z Grecją. Na mistrzostwach zaś zaprezentowała się jak nigdy wcześniej. Wygrane z Argentyną (3:2), Haiti (7:0), Włochami (2:1), a w późniejszej fazie rozgrywek ze Szwecją (1:0) i Jugosławią (2:1)... Dopiero deszczowy półfinał z RFN zastopował "Orłów Górskiego (0:1), którzy jednak zdołali się odrodzić w meczu o trzecie miejsce z Brazylią (1:0).

Zawsze miło poczytać o sukcesach polskich sportowców, nawet jeśli od tych chwil minęło już wile lat. Mam jednak nadzieję, że historia czasami się powtarza i może po serii nie najlepszych wystepów zespół Franciszka Smudy, podobnie jak kadra Kazimierza Górskiego w 1974 roku, także zdoła się godnie zaprezentować podczas finałów mistrzostw Europy. Oby po tej imprzie można było przeczytać książki o podobnym tytule jak "Droga do finału".


Darek Matyja