Wirtualny marsz to innowacyjna akcja społeczna, która odbędzie się wyłącznie w Sieci. Na stronie wielkimarsz.pl można stworzyć wirtualnego demonstranta, wybrać jego wygląd, ubranie i przygotować dla niego transparent. 11 czerwca wszystkie stworzone awatary wezmą udział w demonstracji przeciwko cyberprzemocy
– Do akcji przyłączyło się kilkadziesiąt stron internetowych z całej Europy. Ci wirtualni demonstranci sformułują animowany pochód, który przejdzie 11 czerwca przez te wszystkie strony. Zachęcamy do udziału przede wszystkim dzieci i młodzież, ale także wszystkich dorosłych – powiedział w PR24 Szymon Wójcik z fundacji Dzieci Niczyje.
Nie bagatelizujmy cyberprzemocy
Przemoc w Sieci przejawiać się w bardzo różnorodny sposób. To zarówno zastraszanie lub wysyłanie gróźb przez Internet, ale także obraźliwe wiadomości oraz publikowanie kompromitujących materiałów. Niektóre z przejawów cyberprzemocy mogą pozornie wydawać niegroźne, ale znane są przypadki nastolatków, którzy w wyniku tego typu zachowań uciekli z domu, lub nawet popełnili samobójstwo.
– Internet jest dla młodzieży podstawowym sposobem komunikacji. Dla nastolatków waga tego, co dzieje się na portalach społecznościowych jest dużo większa, niż dla ich rodziców. Czasami brakuje zrozumienia, a bagatelizowanie tego jest niebezpieczne. Nawet głupi wpis w Internecie dla dziecka może być ważniejszy, niż słowa wypowiedziane wprost – podkreślał Gość PR4.
Szkoła przeciwko przemocy w Sieci
Fundacja dzieci niczyje od lat prowadzi kampanie przeciwko cyberprzemocy skierowane nie tylko do młodzieży, ale także do rodziców i nauczycieli. To właśnie szkoła spełnia coraz istotniejszą rolę w zapobieganiu przemocy w Internecie.
– Nauka o zagrożeniach w Internecie trafiła już do programów szkolnych. Wciąż jednak brakuje materiałów do pracy nad tym tematem, który bardzo dynamicznie się zmienia. Dlatego nasza fundacja stara się wypracowywać gotowe scenariusze lekcji, które nauczyciele mogą wykorzystywać na zajęciach informatyki oraz godzinach wychowawczych – wyjaśnił Szymon Wójcik.
PR24/Anna Mikołajewska