Logo Polskiego Radia
PolskieRadio 24
Michał Skrzesiński 16.11.2016

Krzysztof Wyszkowski: SB próbowała otruć Annę Walentynowicz

- Nie znam dokładnie akt, częściowo są one utajnione. Niewątpliwie akcja miała doprowadzić do śmierci, a przynajmniej do takich szkód zdrowotnych, które zablokowałyby działalność publiczną Anny Walentynowicz - mówił w Polskim Radiu 24 Krzysztof Wyszkowski, świadek w procesie trzech byłych funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa oskarżonych o próbę otrucia działaczki opozycji.

Esbecy mieli podjąć działania zmierzające do podania Annie Walentynowicz środka farmakologicznego Furosemid, który w małej dawce mógł spowodować odwodnienie organizmu, a w dużej zatrucie, nawet śmierć. Do próby otrucia Walentynowicz miało dojść w 1981 roku w Radomiu, gdzie zaplanowała spotkania z załogami zakładów pracy. Miała nocować u swojej znajomej, ale stało się inaczej.

- To zupełny przypadek. Takich sytuacji w naszej działności było więcej, ale znane są tylko te, które się nie udały. Trzeba pamiętać, że funkcjonariusze SB niszczyli przede wszystkim te dokumenty, które były dowodami ich zbrodniczej działalności. Dowodów na akcje zmierzające do zamordowania lub przynajmniej uszkodzenia zdrowia osoby prześladowanej rzeczywiście jest mało - powiedział Krzysztof Wyszkowski. Jak tłumaczył, wiedza na te tematy często pochodzi z relacji byłych agentów, którzy z czasem zmienili front.

Wyszkowski wyjaśniał, że miała to być typowa akcja Służby Bezpieczeństwa. - Podsuwała funkcjonariusza, który udawał przyjaciela, stawał się bardzo użyteczny, serdeczny, zapraszający do domu, spełniał drobne przysługi. W ten sposób uzyskiwał zaufanie i mógł w odpowiednim momencie zadać cios, który zlecili mu zwierzchnicy - powiedział opozycjonista z czasów PRL. 

Krzysztof Wyszkowski SB podsuwała funkcjonariusza, który udawał przyjaciela, stawał się bardzo użyteczny, serdeczny, zapraszający do domu, spełniał drobne przysługi. W ten sposób uzyskiwał zaufanie i mógł w odpowiednim momencie zadać cios, który zlecili mu zwierzchnicy

Członek Kolegium IPN przyznał również, że Anna Walentynowicz dowiedziała się o sprawie przypadkowo - z nielicznych akt, które przetrwały. Niechętnie o tym rozmawiała, bo zamieszana jest w nią jej była bliska koleżanka, również działaczka "Solidarności", zarejestrowana w aktach SB jako TW "Karol".– Jest niedoróbka w pracy gen. Czesława Kiszczaka, którą jako wicepremier podjął w rządzie Tadeusza Mazowieckiego. Częściowo akta się zachowały, zachowały się też dokumenty rzekomej przyjaciółki Anny Walentynowicz. Okazała się być tak bardzo zaufaną agentką, że została nawet ukadrowiona przez SB. To rzadki przypadek - powiedział Wyszkowski.

Byli esbecy nie przyznają się do winy. Grozi im do pięciu lat więzienia.

Polskie Radio 24/tj