Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
Sylwia Mróz 11.12.2012

Wybuch apokaliptycznego humoru: strach się bać

Ci którzy uważają, że za kilka dni nastąpi koniec świata, mogą się bardzo gorzko rozczarować. Zdecydowana większość Meksykanów ten temat uważa za świetny powód do... żartów.
Jedna z karykatur: Wystarczyło mi miejsca tylko do 2012 roku. - mówi jeden z Majów, na co inny odpowiada: Ha Pewnego dnia przyprawi to kogoś o zawał sercaJedna z karykatur: "Wystarczyło mi miejsca tylko do 2012 roku." - mówi jeden z Majów, na co inny odpowiada: "Ha! Pewnego dnia przyprawi to kogoś o zawał serca"elombligodelocio.com

Za zaledwie kilka dni wszyscy się przekonamy co z końcem świata. Poszukując informacji o Majach i końcu ich kalendarza, co i rusz napotykam na różne karykatury apokalipsy. W jednej z nich czytam, że Majom zabrakło miejsca i dlatego ich kalendarz kończy się na 2012 roku. Do tego dodano komentarz "Ha! Kiedyś przyprawi to kogoś o zawał serca!".

Pod innym z rysunków pojawia się komentarz napisany jak najbardziej na poważnie, że przepowiednie cywilizacji Majów nie są prawdziwe. Badacze z najważniejszego uniwersytetu w kraju UNAM potwierdzają, że 21 grudnia kończy się tylko faza w kalendarzu, ale nie oznacza to definitywnego końca ludzkości.

źr.
źr. sp.rian.ru

Apokaliptyczny humor atakuje mnie z każdej strony. Na jednym z humorystycznych obrazków możemy przeczytać, że: "W 2012 spadną ceny benzyny, Nikita Michałkow dostanie Oscara, a Mołdawia wygra Mistrzostwa Europy w piłce nożnej. Ale o końcu świata nic nie wiem...". do tego dopisek: "Powiedział już wszystko".

Meksykanie nie obawiają się końca świata, bo zgodnie z koncepcją Azteków i Majów czas płynie cyklicznie, a nie linearnie. A więc po starym cyklu nastąpi nowy; nic się nie skończy, po prostu zacznie się coś nowego. Charakterystyczna dla kultury judeochrześcijańskiej koncepcja czasu jako czegoś, co w pewnym momencie się zamyka, nie ma więc w warunkach meksykańskich mocy.

Latynoskie pojęcie czasu

A propos czasu, przebywając dłużej w Meksyku, doświadczam na nowo, co to znaczy czekać w kolejce do kawiarni po 40 minut i dłużej. Albo jak to jest spóźnić się o wielokrotność studenckiego kwadransa, nawet jeśli wychodzę na spotkanie dużo przed czasem. Manana, znana tak dobrze z Hiszpanii, tutaj nabiera nowych odcieni.

Patrząc na to z polskiej perspektywy, gdzie kolejka oznaczałaby wrzask, pisk i wzywanie kierownika lokalu, pozazdrościłam Meksykanom luzu i rozkoszowania się czekaniem, czy rozmową ze znajomym, z którymi zaraz usiądą do stolika i zamówią jedzenie oraz picie. Nie potrzeba się denerwować, skoro jest to stały element życia. Przecież tyle pożytku może przynieść stanie w kolejce, w której zawsze można zawrzeć nowe znajomości. Pozytywne aspekty kolejki docenili i pięknie opisali w książce "Nasz mały PRL" Iza Meyza z Witkiem Szabłowskim, którzy przenieśli się na pół roku do PRL-u.

Bez wątpienia czas w Meksyku płynie inaczej. Niby te same godziny na cyferblacie, a tykanie zegara nie różni się niczym, ale jednak sposób, w jaki ludzie są w nim zanurzeni, jest zasadniczo inny. Luźniej, spokojniej, "jak nie dziś, to jutro". Jeśli nie ten koniec świata, to może inny... Najważniejsze to nie tracić pogody ducha i tak przeżyć jutro, jakby to był nasz ostatni dzień życia.

Sylwia Mróz z Meksyku, polskieradio.pl