Logo Polskiego Radia
Jedynka
Piotr Grabka 14.08.2013

Sopot walczy o swoje racje w interpretacji "ustawy śmieciowej"

Znany, polski kurort - Sopot, tak jak większość polskich miast i gmin, 1 lipca wcielił w życie przepisy ustawy o utrzymaniu czystości i porządku w gminach. Mieszkańcy są z tego faktu w większości zadowoleni.
Sopocki Zakład Oczyszczania MiastaSopocki Zakład Oczyszczania MiastaHanna Uszyńska/PR

Ich zdaniem wszystko przebiegło i nadal przebiega bez większych zakłóceń, miasto jest czyste, a odpady odbierane są na czas. Władze miasta również nie kryją zadowolenia, twierdząc, że pokazały, jak przeprowadzać tego typu reformy, bez niepotrzebnej rewolucji. Natomiast Ministerstwo Środowiska uważa,  że w Sopocie złamano prawo.

Po deptaku popularnie zwanym "Monciakiem" przetacza się, od rana do późnej nocy, ogromna ludzka fala. W słoneczny dzień spragnieni wypoczynku wczasowicze opalają się, grają w piłkę i spacerują po plaży. W kawiarnianych ogródkach trudno znaleźć wolne miejsce. Tak wygląda zwyczajny, wakacyjny dzień w Sopocie. Ale wprawne oko obserwatora zauważy często przejeżdżające ulicami samochody Zakładu Oczyszczania Miasta. Sprzątanie tak licznie odwiedzanej przez gości z całego świata miejscowości to nie lada wyzwanie. Janusz Kupcewicz–Szwoch, dyrektor ZOM szacuje, że przez rok od mieszkańców odebranych zostanie około 10 tysięcy ton odpadów.

Poprzednie audycje z cyklu "Czysta gmina" znajdziesz tutaj >>>
"Sopocianie segregują" – taki napis widnieje na plakatach, których w tym nadmorskim kurorcie naprawdę trudno nie zauważyć. Dzisiaj, aż 95 procent Sopocian zadeklarowało zamiar segregacji. To efekt programu segregacji odpadów, który realizowany jest nieprzerwanie od 2006 roku. Pierwszego lipca, w dniu wejścia w życie przepisów ustawy popularnie zwanej "śmieciową", dla większości z nich, poza wysokością opłaty i adresem, na który wpłacają comiesięczne należności, niewiele się zmieniło. Jak podkreśla Janusz Kupcewicz–Szwoch, Zakład Oczyszczania Miasta, który od lat odbiera śmieci od Sopocian, nawet nie zmienił obowiązującego harmonogramu odbioru nieczystości. Zwiększono jedynie liczbę punktów, do których docierają śmieciarki, dostawiono pojemniki do segregacji. Do 1 lipca ZOM obsługiwał 87 procent mieszkańców Sopotu. Dzisiaj jest to 100 procent. Pozostał tylko jeden problem: Zakład Oczyszczania Miasta nie został wybrany w drodze przetargu.
Pozostawienie własnej jednostce budżetowej – a taką właśnie jest ZOM w Sopocie - zadań związanych z odbiorem odpadów to decyzja kontrowersyjna, ryzykowna, ale jak twierdzą samorządowcy i władze, przemyślana i skonsultowana z obywatelami. Przeprowadzone badania opinii publicznej wykazały, że ponad 70 procent stałych mieszkańców kurortu chce, aby miasto miało bezpośrednią kontrolę nad wywozem i utylizacją śmieci - przynajmniej w początkowym okresie obowiązywania reformy. Niebagatelny był również argument finansowy. Powierzając tego typu zadanie jednostce budżetowej, urząd miasta ma bezpośredni wgląd w koszty, co umożliwia efektywne szukanie oszczędności. Założenia chwalebne, ale zarzut złamania prawa praktycznie pewny.
- W Sopocie nie złamaliśmy ustawy – przekonuje wiceprezydent miasta Bartosz Piotrusiewicz. – Ustawa mówi o obowiązku przeprowadzenia przetargu w sytuacji powierzenia zadania odbioru odpadów podmiotowi zewnętrznemu. Postanowili robić to własnymi siłami, a jednostka budżetowa, z formalnego punktu widzenia jest tym samym, czym na przykład wydział gospodarki nieruchomościami Urzędu Miasta lub prezydent Sopotu. Formalnie przypomina to sytuację gdybym osobiście ubrał kombinezon i pojechał sprzątać miasto. Mamy opinie prawne, które wskazują, że zachowaliśmy się absolutnie poprawnie. Urzędnicy z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska uważają jednak inaczej. Od 22 lipca, przez ponad dwa tygodnie w sopockim urzędzie miejskim trwała kontrola. Stwierdzono, że władze Sopotu złamały prawo nie ogłaszając przetargu. Wszczęte zostanie postępowanie w celu wydania decyzji o nałożeniu kary.
- To przykra decyzja – kontynuuje wiceprezydent Piotrusiewicz. Sopot jest jednym z nielicznych miast, gdzie reforma "śmieciowa" się udała. Mimo braku ogólnopolskiej kampanii informacyjnej, mieszkańcy zostali przeszkoleni i wiedzą jak segregować odpady. Udało się, bo nikomu nie powierzyliśmy tego zadania. Smuci tylko fakt, że Sopot - zamiast stać się przykładem do analizy i przemyślenia  jest karany - konkluduje.
Ale nie tylko z nieprzeprowadzenia przetargu znany jest ostatnio Sopot. W tym 38 -tysięcznym kurorcie, odwiedzanym corocznie przez ponad 2 miliony gości, nie lada wyzwaniem było wypracowanie takiej metody naliczania opłat, by uwzględnić zarówno potrzeby mieszkańców osiedli, jak i tych Sopocian, którzy wynajmują swoje mieszkania licznym letnikom. Wybrano metodę wodno-ryczałtową, znaną już dzisiaj w kraju jako "metoda sopocka".

- W Sopocie płacimy 14 złotych tak zwanego ryczałtu wodnego od każdego gospodarstwa domowego -  wyjaśnia Bartosz Piotrusiewicz. -  W ryczałcie są zawarte 4 metry sześcienne zużytej wody. Za każdy dodatkowy metr mieszkańcy dopłacają 3 zł 50 gr. Są to stawki za śmieci segregowane. Nieliczne osoby, które odpadów nie segregują, płacą 50 procent więcej. Władze Sopotu nie zapomniały również o osobach ubogich i rodzinach wielodzietnych.

Piotr Kurdziel, radny i prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Przy Lesie, a przede wszystkim jeden z pomysłodawców "metody sopockiej" podkreśla, że rodziny wielodzietne, czy też takie, którym opłata za odbiór odpadów bardzo wzrosła, mogą ubiegać się o wsparcie.
Dzisiaj w Sopocie nie ma problemów z odbiorem odpadów. Trafiają one do firmy o wdzięcznej nazwie "Eko Dolina", gdzie są sortowane, przetwarzane i unieszkodliwiane. Mieszkańcy podkreślają, że oszczędzono im kłopotów, jakie z odpadami, a właściwie ich nieodebranym nadmiarem, w pierwszych dniach lipca mieli gdańszczanie i gdynianie. Jest natomiast problem kary, od której, jak tylko zostanie nałożona, władze Sopotu z pewnością się odwołają.
- Nie ma żadnej gwarancji, że firma wybrana w przetargu dobrze wywiąże się z nałożonych na nią zadań. Były tego przykłady, chociażby podczas budowy autostrad - powiedział mi Janusz Kupcewicz–Szwoch, dyrektor Zakładu Oczyszczania Miasta. I coś w tym jest.  Na portalu trójmiasto.pl Piotr Weltrowski napisał "... w związku z problemami z wyłonionymi w przetargach firmami, pojawiają się gminy, które zrywają z nimi umowy: na Pomorzu uczyniły tak chociażby Kolbudy".

Nasze audycje są nadawane na antenach Radiowej Jedynki i Trójki. Mamy nadzieje, że to dzięki nam sami mogą Państwo ocenić czy gmina, w której Państwo mieszkają lepiej czy gorzej niż inne gminy w Polsce rozwiązała problem zagospodarowania odpadów, i czy za wywóz śmieci płacą Państwo więcej niż inni, czy też mniej.
Zachęcamy do słuchania naszych audycji oraz pisania do nas na adres: czystagmina@polskieradio.pl.

Hanna Uszyńska