Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Paweł Słójkowski 10.04.2014

Liga Mistrzów: Atletico nie musi bać się nikogo. To inni muszą się obawiać

Atletico Madryt przed piątkowym losowaniem półfinałowych par Ligi Mistrzów marzy o tym, żeby nie trafić na londyńską Chelsea. Jeśli Hiszpanie trafią na drużynę Jose Mourinho, w dwumeczu nie zagra bramkarz Thibaut Courtois.
Thibaut Courtois po meczu z BarcelonąThibaut Courtois po meczu z Barceloną PAP/EPA/JUANJO MARTIN

W środowym meczu półfinałowym Atletico pokazało niezwykłą piłkę, pełną zaangażowania, serca i walki.

Dominacja absolutna, Barcelona na kolanach

Całkowicie zdominowało faworyzowaną Barceloną, nie pozwalając jej w tym meczu na nic. Można powiedzieć, że takiej drużyny kibice nie oglądali już dawno. Prasa rozpływa się nad tym występem, nazwisko trenera jest odmieniane przez wszystkie przypadki w setkach artykułów i materiałów z całego świata. W pełni zasłużenie.

Gracze Diego Simeone awansowali do półfinału w rewelacyjnym stylu, a ich trener solidnie odrobił lekcję. Całkowicie zaskoczył Geraldo Martino i chyba nie tylko jego. W poprzednich meczach tych drużyn Atletico skupiało się na defensywie, rozbijając ataki Barcelony i nie kreując zbyt wielu okazji do strzelenia bramek.

Przedmeczowe komentarze zawodników "Dumy Katalonii" i mediów zapowiadały, że Atletico spróbuje po raz kolejny zamurować dostęp do własnej bramki - szczególnie, że w pierwszym spotkaniu ugrało na Camp Nou bramkowy remis 1:1, który dawałby awans w przypadku, gdyby na ich stadionie nie padła żadna bramka.

Bez pardonu dla nikogo

W środę drużyna Simeone wyszła na spotkanie z Barceloną z zupełnie innym nastawieniem. Od pierwszego gwizdka rzuciła się na rywali bez żadnego pardonu, grając niezwykle agresywnie. Spowodowało to zamieszanie w szeregach piłkarzy Martino i całą masę błędów.

Wynik nie oddaje tego, jak toczyło się to spotkanie. Słupki, poprzeczka i Pinto - te trzy elementy uchroniły Barcelonę od kompromitacji.

Tylu niedokładnych zagrań i pomyłek piłkarze środka pola nie zanotowali prawdopodobnie w całym sezonie, choć przecież miewali słabsze mecze. Obok tego spotkania przeszedł Leo Messi i zwrot ten można traktować całkiem dosłownie, biorąc pod uwagę to, jaki dystans pokonał Argentyńczyk przez cały swój pobyt na boisku.

Liga Mistrzów: Barcelona powalona przez huragan. Gdzie był Messi?>>>

Wyliczono, że gwiazda "Blaugrany" przebyła (mając w pamięci jego grę trudno używać słowa "przebiegła") dystans 7 kilometrów. To dwa razy mniej niż Koke, który strzelił jedyną bramkę  w tym meczu.

- Messi zrobił z ludzi idiotów podczas meczu z Atletico - powiedział były reprezentant Francji, Willy Sagnol, ostro krytykując występ Argentyńczyka w tym spotkaniu.

Panikę zawodników Barcelony można podsumować jednym zagraniem Andresa Iniesty. Hiszpan był zmuszony do rozpaczliwego wybicia piłki spod swojego pola karnego. Daleko, ale bez żadnego celu - byle dalej od wściekle atakujących go piłkarzy Atletico. Trudno przypomnieć sobie sytuacje, w których pomocnik byłby zmuszony do operowania w tym miejscu boiska, nie mówiąc już o wybijaniu piłki "na uwolnienie".

Barcelona jest znana z tego, że nie boi się gry pod pressingiem, potrafi zamęczyć rywali, a jej piłkarze zachowują zimną krew nawet we własnym polu karnym, ciągle szukając podaniem partnerów. Panika nie przydarza im się prawie nigdy. W tym przypadku jednak mit o tym, że pressing nie skutkuje przez cały mecz z "Blaugraną", został obalony.

Byle nie Chelsea

Atletico pisze piękną historię, jednak właściwie to dopiero początek opowieści o Diego Simeone i jego piłkarzach. Wygrali zachwyt i wielki szacunek, jednak w tym momencie nie mogą pochwalić się żadnym sukcesem. Wiadomo, że o triumf w Lidze Mistrzów będzie bardzo trudno, ale... wielki wpływ na końcowy efekt ich startu może mieć losowanie par półfinałowych.

Bayern, Chelsea czy Real? - to pytanie musi pojawiać się w głowie kibiców Atletico i działaczy tego klubu. Podopieczni Simeone potrafią wygrywać z Realem. Może statystyki w ich bezpośrednich starciach nie rzucają na kolana, jednak na pewno mają szansę z "Królewskimi".

Największym wyzwaniem dla Simeone byłby pojedynek z Pepem Guardiolą - starcie tych dwóch trenerów byłoby wisienką na torcie tegorocznej edycji. Skoro trener Atletico potrafił zneutralizować wszystkie atuty Barcelony, to w meczu z Bayernem miałby jeszcze większe pole do popisu.

Nikt w Madrycie nie chce trafić na Chelsea. Jest jeden główny powód - Thibaut Courtois. Bramkarz Atletico jest zawodnikiem klubu z Londynu, wypożyczonym do lidera Primera Division. Może to brzmieć kuriozalnie, skoro mowa o tak dobrym golkiperze, ale pozycja Petra Cecha na Stamford Bridge jest niepodważalna i Courtois nie miałby szans na regularną grę w Premier League.

Zapis w kontrakcie wypożyczenia uniemożliwia młodemu Belgowi grę w meczu z Chelsea. W tym sezonie wielokrotnie ratował on skórę swoim kolegom, jego brak na pewno będzie wielką stratą dla widowisku.

Na tym etapie nie ma już słabych drużyn i każde rozwiązanie jest możliwe. Po środowym meczu to jednak Atletico najbardziej zjednało sobie kibiców i pokazało, że na pewno nie będzie chłopcem do bicia, a nazywanie ich "Kopciuszkiem" jest niepoważne. Bliżej im do bandy piratów, prowadzonej przez herszta, który szacunek zdobywa przez zdobywanie kolejnych skalpów.

Paweł Słójkowski, polskieradio.pl