Logo Polskiego Radia
PAP
Marta Kwasnicka 06.07.2011

"Program kosmiczny NASA jest pozbawiony sensu"

Takiego zdania jest pracujący dla agencji ekspert ds. lotów kosmicznych, Robert Zubrin. Uważa on, że jedynym celem, który może skonsolidować program, jest wysłanie ekipy załogowej na Marsa.
Mars: najbardziej intrygująca planeta Układu Słonecznego - wizja artysty.Mars: najbardziej intrygująca planeta Układu Słonecznego - wizja artysty.Glow Images/East News

Robert Zubrin, kierujący firmą badawczą Pioneer Astronautics, twierdzi, że obecny program kosmiczny USA, na który wydano przez ostatnie 10 lat 100 mld dolarów, "zaprowadził donikąd i nie przyniósł żadnych wyników".

Obama nie wie, co dalej

- Od 8 czerwca 2011 roku, kiedy to prom kosmiczny wykonał swój ostatni lot, administracja prezydenta Obamy nie wie, co robić dalej - twiedzi Zubrin. Jak wyjaśnia specjalista, przez ostatnią dekadę program kosmiczny USA miał charakter doraźny i realizował jedynie pojedyncze, nie powiązane ze sobą inicjatywy badawcze. Tymczasem działania NASA może zdynamizować jedynie stworzenie konkretnego projektu oraz wyznaczenie jego daty docelowej. A cóż sprawdzi się w tej roli lepiej niż lot załogowy oraz zbadanie powierzchni Marsa.

Ekspert zauważa, że koszty tego programu nie byłyby tak wysokie, jak podaje się w obecnych estymacjach lotu załogowego na Czerwoną Planetę. Niemal wszystkie technologie niezbędne do przeprowadzenia misji są już bowiem dostępne.

Zbudować bazę marsjańską

Zubrin przedstawił zresztą projekt i hipotetyczny scenariusz takiej misji. Jej pierwszym etapem byłoby lądowanie na Marsie systemu produkcyjnego Earth Return Vehicle. ERV to bezzałogowa fabryka-laboratorium i jednocześnie statek powrotny dla astronautów. Jego jedynym zadaniem byłoby przygotowanie chemicznego paliwa rakietowego z marsjańskiego metanu i tlenu przy udziale miejscowego dwutlenku węgla oraz wodoru, który z kolei można pozyskać z przestrzeni kosmicznej lub w niewielkich ilościach przywieźć z Ziemi. Poza paliwem rakietowym ERV wyprodukowałby także paliwo chemiczne do wytwarzania prądu w generatorach stacji marsjańskiej.

Po kilku miesiącach prawidłowego działania ERV drugi statek przywiózłby na powierzchnię Marsa moduł załogowy. Ten wylądowałby niedaleko ERV i po dodaniu części wyposażenia z kontenerów transportowych lądownika (m.in. elektrowni słonecznej) utworzyłby pierwszą pełną stację załogową na Marsie.

Na stacji tej pierwsza ekipa astronautów, korzystając z lekkich skafandrów kosmicznych oraz łazików, prowadziłaby przez badania naukowe i eksplorację powierzchni w okolicach bazy. Po około 1,5 roku astronauci weszliby do ERV i wystartowali w podróż powrotną na Ziemię. Stacja pozostałaby tymczasem na Marsie, zabezpieczona dla kolejnych astronautów, którzy przywieźliby dodatkowe moduły, umożliwiające przebywanie na Marsie większej liczby badaczy przez dłuższy czas.

Brakuje tylko transportera

Zubrin uwąża, że jedynym elementem brakującym do realizacji takiej misji jest obecnie ciężki statek transportowy, zdolny przemierzać znaczne odległości w Kosmosie - następca pojazdów serii Saturn V. Kiedy statek taki zostanie już skonstruowany i dopracowany, misję będzie można rozpocząć.

Ekspert zwraca uwagę, że w "erze Apollo" (1961-1973) cały roczny budżet NASA zamykał się - według obecnego przeliczenia - w kwocie 19 mld dolarów, czyli odpowiadał zaledwie 5 procentom całkowitych rocznych wydatków USA na technologie i badania kosmiczne dziś. - Mimo tego NASA osiągała wtedy 100 razy lepsze wyniki niż obecnie. A to dlatego, że miała spójny projekt i cel oraz datę jego realizacji, zaś kierownictwo wiedziało, co trzeba skonstruować, aby ten projekt uruchomić - dodaje Zubrin.

(ew/pap)