Logo Polskiego Radia
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 14.09.2015

Co politycy proponują podatnikom i pracownikom? Wiele obietnic i pomysłów, ale jeszcze dość niejasnych

PO zapowiedziało likwidację składek do ZUS i na NFZ, obniżenie stawki PIT do 10 proc., likwidację umów śmieciowych. Z kolei PiS zaproponowało m.in. obniżkę podatku CIT dla przedsiębiorców, wprowadzenie tzw. podatku bankowego i od hipermarketów. Co do stawki godzinowej obydwie partie są zgodne: powinno to być co najmniej 12 zł /godz.
Posłuchaj
  • Podano nam, jeśli chodzi o plan podatkowy, jedynie kilka podstawowych faktów: jaka jest minimalna stawka, jaka jest maksymalna, ale nie wiadomo, co jest po środku komentuje gość Jedynki Łukasz Kozłowski z organizacji Pracodawcy RP. (Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Gość Polskiego Radia 24 Przemysław Ruchlicki, ekspert Krajowej Izby Gospodarczej zastanawia się, co oznacza "powszechny podatek" w odniesieniu do proponowanych przez PO zmian systemie podatkowym. (Błażej Prośniewski, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Obniżenie kosztów pracy jest zmianą we właściwym kierunku. Koszty pracy w Polsce generalnie przyczyniają się do tego, że mamy dość wysokie bezrobocie i dużą szarą strefę – zauważają eksperci na antenie radiowej Czwórki. (Elżbieta Szczerbak, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Co prawda nikt Ci tyle nie obieca, co polityk przed wyborami, to jednak zarówno te propozycje rozwiązań podatkowych, jak i te związane z rynkiem pracy, są z jednej strony małą, a z drugiej – wielką rewolucją w funkcjonowaniu naszej gospodarki.

Na razie znamy zarys programu…

Zdaniem Przemysława Ruchlickiego, eksperta Krajowej Izby Gospodarczej trudno to nazwać konkretnymi pomysłami czy planem. To jest zarys. – W którym pominięto pewne niekorzystne marketingowo elementy, a resztę opakowano bardzo ładnie, w kilka nośnych haseł – ocenia gość Polskiego Radia 24.

Czekamy więc na konkrety, bo tak naprawdę to, co powiedziano już na konwencjach partyjnych, to jeszcze nic nie znaczy.

– Najstosowniejszym sposobem na odniesienie się do propozycji PO jest przypomnienie słów Sokratesa: „Wiem, że nic nie wiem”. Problem polega bowiem na tym, że te propozycje są dosyć niekonkretne. Podano nam, jeśli chodzi o plan podatkowy, czyli ten najistotniejszy, jedynie kilka podstawowych faktów: jaka jest minimalna stawka, jaka jest maksymalna, ale nie wiadomo – co jest po środku. Podano jedną kwotę odnoszącą się do kosztów tej propozycji i to, od jakich czynników zależy stawka podatkowa, czyli że od wielkości dochodów, liczby członków rodziny, a także liczby dzieci w rodzinie. To niestety zbyt mało, by móc odnosić się do tych propozycji. Wymagałaby one większego skonkretyzowania aniżeli tych kilka zdań w programie wyborczym – komentuje gość Jedynki Łukasz Kozłowski z organizacji Pracodawcy RP.

… szczegółów nie znamy, ale jest idea

Szczegółów istotnie brakuje, ale może warto zastanowić się nad samą ideą. Chodzi o to, aby zastąpić dzisiejszy podatek PIT i składki odprowadzane zarówno przez pracownika, jak i przez pracodawcę jedną nowa stawką podatku, która miałaby wynosić od 10 proc. do prawie 40 proc. (39,5 proc.) dla najlepiej zarabiających. Natomiast administracja podatkowa zajmowałaby się tym, żeby część tych pieniędzy trafiała do ZUS, część do NFZ, a reszta do budżetu centralnego.

Wydaje się, że dla przedsiębiorców byłoby to dobre rozwiązanie.

– Trzeba to rozpatrywać w kilku wymiarach. Jeśli chodzi o ograniczenie, uproszczenie biurokracji systemu podatkowego, to jest to zmiana jak najbardziej słuszna i przyniosłaby pozytywne skutki. Korzystnie wpłynęłaby na funkcjonowanie polskich przedsiębiorców, ograniczyłaby obowiązki biurokratyczno-prawne nałożone na nich i dlatego jest to koncepcja warta rozważenia – ocenia Łukasz Kozłowski.

Nie ma reform bez kosztów

Ale są też koszty tej reformy, jak mówi minister finansów Mateusz Szczurek, szacowane są one na kwotę ok. 10,2 mld zł. Czyli tyle trzeba by dołożyć z innych podatków, ale wtedy PIT byłby efektywnie niższy.

– Ta zmiana nie ogranicza się tylko do zmniejszenia samej biurokracji, wpływa też na stawki podatkowe. Ale musimy mieć świadomość tego, że tutaj żadnych cudów nie będzie. W perspektywie podatkowej 10 mld zł to nie jest dużo. Np. wprowadzenie kwoty wolnej od podatku na poziomie 8 tys. zł rocznie, jak proponuje PiS, przyniosłoby jedynie 75 zł miesięcznie każdemu podatnikowi. To jednak przy takiej skali wydatków, 20 mld zł rocznie, nie jest dużo – uważa gość Jedynki.

A propozycja PO jest znacznie skromniejsza. Nie powinniśmy się więc łudzić, że większość osób zarabiających płacę minimalną będzie płacić podatek PIT na poziomie 10 proc.

– Wynika to z prostego rachunku. Gdyby każda osoba zarabiająca płacę minimalną, i ani złotówki więcej, płaciłaby ten 10-proc. podatek, to już samo wdrożenie tego rozwiązania kosztowałoby 10,4 mld zł, czyli przekroczyłoby to o 200 mln zł budżet wyznaczony przez PO na realizację tego Programu – podkreśla Łukasz Kozłowski.

Te 10 proc. będzie płacić tylko bardzo nieliczna część naszego społeczeństwa, osoby żyjące faktycznie na progu egzystencji. Będą to osoby zarabiające płacę minimalną, mające dodatkowo małżonka na utrzymaniu oraz co najmniej dwoje dzieci. W przypadku takich gospodarstw domowych dochód na osobę balansowałby na granicy 400–500 zł. Natomiast osoba samotna, singiel zarabiający płacę minimalną – nie ma co liczyć na skorzystanie z tego 10-proc. podatku.

Propozycja nowego liczenia podatków

Także baza podatkowa byłaby inna, sposób liczenia podatków. Bo wtedy płaca minimalna to nie byłaby taka, jak w tym roku czyli 1750 zł brutto, tylko liczone byłoby tzw. brutto-brutto. Czyli nie tylko to, ile wpisujemy w umowie o pracę, ale także to, ile pracodawca musi jeszcze dorzucić na składki do ZUS.

– To jest racjonalna zmiana, ponieważ obecne wynagrodzenie brutto nie mówi nam o niczym innym, niż jaka jest podstawa naliczania naszego podatku, czy naszych składek na ZUS. Nie jest to ani koszt pracodawcy, ani nasze wynagrodzenie netto. Po wprowadzeniu tego rozwiązania przynajmniej będziemy wiedzieli, ile rzeczywiście nasz pracodawca przeznacza na nasze wynagrodzenie, jaka jego część jest realnie zabierana właśnie w formie podatków. I to jest na pewno działanie zmierzające ku przejrzystości systemu podatkowego. Dlatego też zasługuje na pochwałę – podkreśla ekspert Pracodawców RP.

Transparentne zasady wyliczania

Przejrzystość to jest chyba główny cel i główna zmiana, która by przyszła wraz z wprowadzeniem tego rozwiązania, ponieważ efektywna stawka podatkowa zmieni się stosunkowo nieznacznie. Jest to urealnienie tego poziomu, który mniej więcej już teraz jest, z pewnymi korektami. Obecnie nisko zarabiająca rodzina z co najmniej dwójką dzieci, płaci podatek plus składki efektywnie na poziomie zbliżonym do 10 proc. Wynika to z przyjętego w 2014 roku rozwiązania, jakim jest ujemny podatek dochodowy, wynikający z ulgi na dzieci. Jest to więc pewnego rodzaju urealnienie, a nie rewolucja, jeśli chodzi o same stawki podatkowe.

Bez ulg podatkowych, ale za to z kontraktem o pracę

W proponowanych rozwiązaniach nie byłoby żadnych ulg, kwoty wolnej od podatku czy kosztów uzyskania przychodu, ale byłoby co innego: jednolity kontrakt o pracę. Byłoby to nowym rozwiązaniem na rynku pracy, które zastąpiłoby i etaty, i umowy zlecenia czy o dzieło. Ta „rewolucja” podatkowa oparta jest właśnie na tych zmianach.

– Znowu nie wiemy jednak, jak to będzie wyglądało w szczegółach. Patrząc na te rodzaje umów, które miałyby być zastąpione jakimś kontraktem, to prawdopodobnie byłaby wyciągnięta pewna średnia z umów cywilnoprawnych i umów o pracę – jeśli chodzi o ochronę pracownika i obowiązki pracodawcy. To może oznaczać, że obecni pracownicy byliby trochę mniej chronieni, czyli szło by to w kierunku postulatów pracodawców, i uelastycznienia czasu pracy, a z kolei osoby na umowach cywilnoprawnych byłyby chronione trochę lepiej niż obecnie – uważa Przemysław Ruchlicki z KIG.

Czy będzie ich to kosztowało więcej, jeśli chodzi o podatki? – wydaje się, że nie. Ponieważ już teraz umowy cywilnoprawne są dosyć mocno opodatkowane, w zbliżony sposób co dochody z pracy.

Etatowcy mogą być niezadowoleni

Ale jak taką ustawę przeprowadzić przez Sejm, przez Radę Dialogu Społecznego, czy związkowcy zgodzą się na zupełnie nowy kontrakt, chociaż w debacie publicznej ten temat pojawił się już kilka lat temu? Są też sugestie instytucji międzynarodowych, że takie rozwiązanie poprawiłoby sytuację na naszym rynku pracy.

– Instytucje międzynarodowe z coraz większym sceptycyzmem się do tego odnoszą. Ze strony OECD pojawiają się głosy, że to jednak nie jest lek na wszelkie zło. Można w ramach istniejących umów, usuwając pewne różnice pomiędzy nimi, uzdrowić sytuację bez jednolitej umowy. Na pewno wprowadzenie tego byłoby trudne, choćby z tego powodu, że ograniczyłoby to uprawnienia znacznej części pracowników. Bo dopiero po trzech latach pracy uzyskiwalibyśmy np. pełne uprawnienia urlopowe (26 dni) u danego pracodawcy. To by wpłynęłoby na pogorszenie sytuacji osób z pewnym stażem pracy, a które akurat zmieniają swoje miejsce zatrudnienia – wylicza gość Jedynki.

Jak zauważa Rafał Sadoch, główny ekonomista Go Markets, jednolita umowa na rynku pracy to także ostatecznie wyższe koszty dla pracodawcy.

– Gdy osoby zatrudnione na umowy cywilnoprawne zostaną zatrudnione na kontrakt, to obciążenia pracodawcy po tej stronie po prostu wzrosną. Dlatego obawiam się, że gdyby te propozycje były wprowadzone w takim kształcie jak usłyszeliśmy na konwencji PO, to per saldo mogłoby to nawet nie prowadzić do obniżenia kosztów pracy, a podwyższyć je – ocenia gość Czwórki.

Dualizm na rynku pracy do likwidacji?

Ale z drugiej strony nie byłoby w jednej firmie dwóch pracowników wykonujących te same zadania, tyle że jeden na etacie, w dość komfortowych warunkach, a inny na umowie zlecenia, martwiący się np. o swój urlop. Tego by już nie było.

– To jest rzecz niezaprzeczalna. Dualizm polskiego rynku pracy jest potwornym problemem. Skala tego zjawiska jest jedną z największych wśród krajów UE. Ale wprowadzenie jednej umowy to niejedyny sposób na wyeliminowanie tych różnic. Można je ujednolicać w ramach systemu podatkowego, czy też poprzez pewne zmiany Kodeksu pracy, który już nie skłaniałby pracodawców do nadużywania umów cywilnoprawnych – proponuje Łukasz Kozłowski.

W opinii Przemysława Ruchlickiego rzeczywiście byłaby to rewolucja, bo pomijając różnego rodzaju patologie, to może być tak, że osoba wykonująca tę samą pracę raz jest uważana za kontraktora pracującego na umowie cywilnoprawnej, a raz za pracownika. – Nie jest to dobre dla gospodarki. Inna rzecz, że często to sami świadczeniodawcy wybierają taką formę, bo jest ona dla nich bardziej opłacalna – dodaje.

Co z nowym Kodeksem pracy?

Kodeks pracy był wielokrotnie nowelizowany, ale jak zawsze problem polega na tym, że aby go zmienić trzeba mieć większość w Parlamencie, zgodę partnerów społecznych. A propozycja PO o finansowaniu wynagrodzeń władz związków zawodowych ze składek związkowców będzie na pewno budziła sprzeciw. Także pracownicy na umowie o pracę będą mieli mieszane uczucia. A dopiero wprowadzenie kontraktów umożliwi proponowane zmiany podatkowe.

– Etaty związkowe ciążą głównie spółkom skarbu państwa. W prywatnych firmach tego problemu nie ma, nie działa tam też po kilkadziesiąt związków zawodowych, więc nie jest to dla nich duże obciążenie. Natomiast w państwowych, ale już skomercjalizowanych firmach jest to problem. Bo koszty potrafią być duże, jednak likwidacja nie jest czymś, co w znaczący sposób odbije się na bilansie spółki –wyjaśnia gość Polskiego Radia 24.

Obniżka podatku CIT dla przedsiębiorców

Z kolei wśród propozycji przedstawionych przez PiS jest obniżka CIT, która miałaby być połączona z ulgą na nowe technologie.

– Ostatnia obniżka CIT spowodowała dosyć szybki rozwój przedsiębiorczości, i to się sprawdziło. Ponieważ zaś rośnie w naszym regionie konkurencja podatkowa, kraje dookoła nas mają dość niskie stawki podatkowe dla firm, więc to wydaje się krokiem w dobrym kierunku. Tym bardziej, że wpływy z podatku CIT to nie jest VAT, ani akcyza, to nie są olbrzymie kwoty dla budżetu. A może się przyczynić do szybszego rozwoju przedsiębiorczości w Polsce, szczególnie tych średnich firm – komentuje Przemysław Ruchlicki.

Czym wypełnić lukę po niższym CIT? – podatkiem bankowym i od hipermarketów

Czy za tzw. podatek bankowy, i za ten nałożony na sklepy wielkopowierzchniowe, a które mają zapewnić finansowanie m.in. obniżki CIT, zapłacą ostatecznie klienci?

– Na pewno tak, pytanie tylko w jakim stopniu. A to opodatkowanie banków i hipermarketów i tak nie starczy na wszystkie propozycje PiS – podkreśla ekspert KIG.

Pojawia się też w projektach nowych rozwiązań PIS hasło uszczelnienia systemu i walki z szarą strefą. – Na pewno polskim problemem są bardzo duże wyłudzenia, z którymi państwo nie bardzo może sobie poradzić, więc trzeba życzyć szczęścia przyszłemu ministrowi finansów – uważa Ruchlicki. I dodaje, że system trzeba uszczelniać walcząc ze zorganizowaną przestępczością, która z wyłudzania zwrotu VAT-u uczyniła sobie sposób na życie. – Czyli ścigać i karać, ale tych którzy rzeczywiście te przestępstwa karno-skarbowe popełniają. Wyeliminować trzeba tych, którzy kradną, a nie tych którzy mieli nieszczęście spotkać oszustów na swojej drodze.

Jedyny zgodny postulat może zwiększyć bezrobocie

Czy płaca godzinowa, w wysokości co najmniej 12 zł brutto, proponowana zarówno przez PO, jak i PiS, to jest rozwiązanie, którego koszt polscy przedsiębiorcy udźwigną?

– Większość przedsiębiorców zapewne tak, ale martwiłbym się jednak o pracowników. Ponieważ chociaż słusznie narzekamy na nadużywanie umów cywilnoprawnych, to w uboższych częściach kraju jest to sposób na ograniczenie bezrobocia. Jeśli jednocześnie wprowadzimy umowę kontraktową z taką stawką 12 zł/godz., to konsekwencją niestety będzie pojawienie się bezrobocia, a płaca minimalna wynosiłaby wówczas ponad 2 tys. zł brutto, miesięcznie. A trzeba pamiętać, że w niektórych częściach Polski średnie wynagrodzenie wynosi 2,6 tys. zł, czyli niewiele więcej od tej przyszłej płacy minimalnej – zauważa Łukasz Kozłowski.

Natomiast jak dodaje Marcin Nowacki, wiceprezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, stawka godzinowa zwiększy tylko szarą strefę.

Administracyjne regulowanie płacy stoi na przeszkodzie temu stosunkowi pracy. To nie jest problem Warszawy, to nie jest problem w dużych polskich miastach, a jest to problem w małych miejscowościach. Dla ludzi, którzy wchodzą na rynek pracy, i dla ludzi o niskich kwalifikacjach, bo blokuje im to możliwość oficjalnego, legalnego zatrudnienia – zaznacza gość Czwórki

Obawę przed zwiększeniem bezrobocia potwierdzają także doświadczenia innych krajów. Wprowadzenie stawki minimalnej w Niemczech przyczyniło się do zmniejszenia o blisko 600 tysięcy etatów w tamtejszej gospodarce.

Krzysztof Rzyman, Błażej Prośniewski, Elżbieta Szczerbak, Małgorzata Byrska