Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Aneta Hołówek 29.08.2014

Cho-Oyu czeka na Olka Ostrowskiego. Polak dotarł do Katmandu

Cho-Oyu uznawana jest za łatwą do zdobycia górę, która ma ponad osiem tysięcy metrów. A jak się z niej zjeżdża na nartach? Już wkrótce przekona się o tym Olek Ostrowski.
Olek Ostrowski w KatmanduOlek Ostrowski w Katmandu Facebook/Cho Oyu 8201 - Ski Expedition 2014

Pochodzący z bieszczadzkiej miejscowości Wetlina Olek Ostrowski zamierza, tak jak pierwsi zdobywcy Cho-Oyu, wspiąć się na szczyt od strony tybetańskiej, by później tą samą drogą zjechać na nartach. Alpinista postara się dotrzeć do najniższego możliwego punktu. Jeśli osiągnie swój cel będzie on drugim Polakiem, który zjechał z ośmiotysięcznika na nartach. Ale pierwszym, który dokona tego z wysokości 8201 m n.p.m.

Jak donosi na swoim profilu na Facebooku Cho Oyu 8201 - Ski Expedition 2014, Olek i jego bagaż bezpiecznie dotarł do Katmandu!

"Turkusową Boginię", bo takie jest jedno z tłumaczeń nazwy Cho-Oyu, jako pierwszy ułaskawił austriacko-nepalski zespół himalaistów Herbert Tichy i Sepp Jöchler oraz Pasang Dawa Lama, którzy zdobyli szczyt w październiku 1954.

 

Droga
Droga podejścia i zjazdu

Ta leżąca zaledwie 28. kilometrów na północ od Mont Everestu góra cieszy się dużym zainteresowaniem ski alpinistów. Pierwszego zjazdu na nartach dokonali w 1988 roku Lino Zani i Flavio Spazzadeschi. Z kolei inny śmiałek Bruno Gouvy opuścił "Turkusową Boginię" sunąc w dół na snowboardzie. W 2004 podobnego wyczynu dokonał Polak Olaf Jarzemski.

 

W tym roku, w ramach wyprawy Volcanoes Ski Trip 2014, Olek Ostrowski zjechał już południowo-wschodnią ścianą Kazbeku (5046 m n.p.m.). Teraz czas na Cho-Oyu, to wyzwanie Olek podejmuje sam. Jak mówi nie udało się sfinansować udziału jego kolegów.

Wcześniej podobnego zjazdu, lecz z nieco niższej góry dokonał Andrzej Bargiel, który w 2013 roku wspiął się na Shishapangmę (8013 m n.p.m.).

 

 

Przedsięwzięciu medialnie patronuje Portal Polskiego Radia.

W sumie do dziś szczyt Cho-Oyu zdobyło ponad dwudziestu Polaków. Nie oznacza to jednak, że "bogini" nie bywa niebezpieczna. Wspinaczka na ten szósty z kolei ośmiotysięcznik oraz zjazd z jego zbocza, nie jest spacerem po Połoninie Wetlińskiej. Do 2010 roku góra odebrała życie prawie pięćdziesięciu alpinistom.

(ah)