Czeszka przystąpiła do walki o tytuł jako mniej doświadczona, mniej popularna i dużo cichsza od hałaśliwej na korcie Szarapowej. Ale ani większe doświadczenie, ani rozdzierające krzyki Rosjanki nie uratowały jej przed precyzją Kvitovej, która w poprzednich meczach, bywało, traciła koncentrację, ale dziś nie dała się onieśmielić Szarapowej na korcie.
Już po zwycięstwie, ściskając kurczowo trofeum - srebrną paterę - okazała się jednak o wiele bardziej nieśmiała przed mikrofonem. Łamiącym się głosem podziękowała swoim wielkim rodaczkom, 9-krotnej mistrzyni Wimbledonu, Martinie Navratilovej i Janie Novotnej.
- Stoję tu z trofeum... i widzę tylu wielkich graczy w Loży Królewskiej. To było miłe, że mi kibicowały przez cały turniej, udzielały mi rad. To wspaniałe - powiedziała Kvitova.
Petra nie rozpłakała się jednak, jak Novotna, która tak się przejęła porażką w finale w 1993 roku, że chlipała na ramieniu księżnej Kentu, słuchając słów otuchy, że wszystko jeszcze będzie dobrze - i rzeczywiście, bo 5 lat później zdobyła tytuł.
Tymczasem Szarapova nie traci na popularności. Jak donosi BBC, szaleje za nią zwłaszcza męska publiczność w przemysłowym Burnley na północy Anglii, gdzie burmistrz wystosował do niej zaproszenie na przyjęcie na jej cześć - bez względu na wynik - choć wątpliwe czy je przyjmie.
Wynik finału gry pojedynczej kobiet:
Petra Kvitova (Czechy, 8) - Maria Szarapowa (Rosja, 5) 6:3, 6:4
pk