Logo Polskiego Radia
PAP
Martin Ruszkiewicz 21.01.2013

35. z rzędu ćwierćfinał Federera w Wielkim Szlemie

Szwajcar awansował do tej fazy wygrywając z Kanadyjczykiem Milosem Raonicem (13.) 6:4, 7:6 (7-4), 6:2 w 4. rundzie Australian Open.
Roger FedererRoger FedererPAP/EPA/BARBARA WALTON
Posłuchaj
  • Andy Murray po meczu z Francuzem Gilles’em Simonem: Od pierwszych gemów serwował dość lekko, jego forhend też pozostawał dużo do życzenia. W takich sytuacjach trzeba jak najszybciej zakończyć mecz i szykować się do kolejnego. (IAR)
Czytaj także

Roger Federer, niczym profesor, kontrolował przebieg meczu i konsekwentnie obnażał wszystkie niedociągnięcia 22-letniego rywala, który jest posiadaczem jednego z najmocniejszych serwisów w Tourze. Szwajcar ani razu nie pozwolił przełamać swojego podania, niemal się nie mylił z głębi kortu, kończył też skutecznie sporadyczne wypady do siatki, a przede wszystkim karcił mierzącego 196 cm rywala zabójczymi minięciami, gdy ten decydował się na ataki.

Tenisista z Bazylei odnotował 34 wygrywające uderzenia, o trzy mniej od przeciwnika. Nieznacznie słabiej wypadł też w statystyce asów serwisowych 14-19. Za to zepsuł tylko 12 piłek, podczas gry Raonic popełnił aż 41 niewymuszonych błędów.

Wieczorny mecz na największym stadionie Rod Laver Arena, który trwał godzinę i 53 minuty, był anonsowany przez australijską prasę jako "bitwa dwóch tenisowych pokoleń". Jednak, wbrew powszechnym oczekiwaniom, nie dostarczył zbyt wielu emocji, bo przewaga doświadczenia i umiejętności Federera była aż nadto wyraźna.

Zmierza on po rekordowy 18. tytuł w Wielkim Szlemie, a piąty w Melbourne, gdzie zwyciężał już w latach 2004, 2006-07 i 2010. W ćwierćfinale na jego drodze stanie Jo-Wilfried Tsonga (7.), który nie należy do ulubionych rywali Szwajcara. Choć ma z nim korzystny bilans pojedynków 8-3, to jednak przegrał z nim choćby w 2011 roku w ćwierćfinale Wimbledonu, gdzie był uważany za najpoważniejszego kandydata do triumfu.

Tsonga w poniedziałek uporał się z rodakiem Richardem Gasquetem (9.) 6:4, 3:6, 6:3, 6:2. Nie jest jednak jedynym Francuzem w 1/4 finału. Dołączył do niego bowiem Jeremy Chardy, 36. w rankingu ATP World Tour, po zwycięstwie nad Włochem Andreasem Seppim (21.) 5:7, 6:3, 6:2, 6:2.

Od początku sezonu Chardy startuje w deblu razem z Łukaszem Kubotem, z którym w Melbourne dotarł do 1/8 finału, gdzie przegrali z amerykańskimi braćmi Bobem i Mike'm Bryanami (nr 1.). 25-letni francuski tenisista, mieszkający w belgijskim Liege, po raz pierwszy wystąpi w wielkoszlemowym ćwierćfinale. Dotychczas najlepszym jego wynikiem była czwarta runda osiągnięta w 2008 roku na paryskich kortach ziemnych im. Rolanda Garrosa.

Jego następnym rywalem będzie w środę Szkot Andy Murray (3.) ubiegłoroczny mistrz olimpijski z Londynu oraz triumfator nowojorskiego US Open. Brytyjczyk w czwartej rundzie pewnie uporał się z Francuzem Gillesem Simonem (14.) 6:3, 6:1, 6:3.

Po Simonie było widać wyraźnie zmęczenie po sobotnim, pięciosetowym maratonie z rodakiem Gaelem Monfilsem, trwającym blisko pięć godzin. Był dość wolny, miał spóźnioną reakcję na zagrania rywala, a po dłuższych wymianach sprawiał wrażenie, jakby zaraz miał poddać mecz. Trudno się dziwić, że Murray po łatwym zwycięstwie nie krył niezadowolenia.

- Spodziewałem się cięższego meczu, bo rywal jest dobrym tenisistą, no i to była czwarta runda Wielkiego Szlema. To trudna sytuacja dla obydwu zawodników, choć oczywiście bardziej dla niego. Zresztą wszyscy mogli być rozczarowani, również kibice, bo nie było zbyt wielu emocji, niestety. W takiej sytuacjami starałem się przede wszystkim jak najszybciej zakończyć to spotkanie - powiedział dziennikarzom Szkot.

W dwóch pozostałych parach 1/4 finału już we wtorek spotkają się: broniący tytułu Serb Novak Djokovic (1.) z Czechem Tomasem Berdychem (5.) oraz Hiszpanie David Ferrer (4.) i Nicolas Almagro (10.), który w trzeciej rundzie wyeliminował Jerzego Janowicza (24.).

mr