Logo Polskiego Radia
PAP
Darek Matyja 04.08.2010

Hutarowicz jest pół-Polakiem

Zwycięzca trzeciego etapu Tour de Pologne przyznaje się do polskich korzeni.
Hutarowicz jest pół-PolakiemWikipedia/Nadolski Michał

Zwycięzca trzeciego etapu Tour de Pologne Białorusin Jauheni Hutarowicz we wtorek wieczorem w hotelu w Tychach przyjmował jeszcze raz gratulacje i przyznał się do polskigo pochodzenia:

"Moja babcia, dziadek i ojciec są Polakami, więc można powiedzieć, że ja jestem pół-Polakiem. Babcia mówi lepiej po polsku niż po białorusku" - podkreśla Hutarowicz, który w Katowicach, po zaciętej walce, wyprzedził Argentyńczyka Lucasa Sebastiana Haedo i lidera wyścigu Australijczyka Allana Davisa.

Powód do radości w zespole francuskim był szczególny. W tym roku zawodnicy z czterolistną koniczyną na białych koszulkach mieli dotąd na imprezach najwyższej rangi tylko jedną okazję do wypicia szampana - po zwycięstwie etapowym Sandy'ego Casara w Tour de France. Na Hutarowicza w Polsce specjalnie nie liczyli, choć - jak wyjaśnia - ma wolną rękę na finiszach z peletonu, ale musi sobie radzić sam. Tym, który miał wygrywać i na którego pracuje reszta zespołu, jest Francuz Sebastien Chavanel.

Hutarowicz woli rozmawiać po francusku, którym włada płynnie, albo po rosyjsku. "Po polsku idzie mi kiepsko, ale dużo rozumiem". Rozwiewa wątpliwości, jak wymawiać jego imię, o co toczył się spór wśród dziennikarzy w biurze prasowym.

"Jauheni albo Jewgienij. Obie formy są poprawne, bo mamy dwa oficjalne języki: białoruski i rosyjski. Mój dziadek też Jewgienij, czyli Eugeniusz. Pochodzi z Baranowicz. Przed wojną była to Polska".

Hutarowicz urodził się w Mińsku i tam uczył się kolarstwa. Wyjechał do Francji w 2002 roku. Dostrzeżono go dwa lata wcześniej na mistrzostwach świata w Plouay, gdzie w wyścigu juniorów, jeszcze jako szesnastolatek, zajął 14. miejsce.

"Powiedzieli mi: słuchaj, jak skończysz 18 lat, zgłoś się do nas. I tak zrobiłem. Trafiłem do drużyny juniorskiej w Szampanii - UV Aube, w której był już jeden Białorusin, a potem do innych zespołów francuskich. W FDJeux jeżdżę od trzech lat. Chciałbym dłużej, ale nie ukrywam, że mam też inne propozycje".

Hutarowicz odniósł do tej pory 14 zwycięstw w zawodowym peletonie, ale w wyścigach niższej rangi niż Pro Tour. Zapytany, czy wobec tego wygraną w Katowicach ceni najwyżej, zawahał się i odparł, że... nie. "Dwa zwycięstwa w mistrzostwach Białorusi. Liczy się tytuł" .

Konkurencja na Białorusi jest obecnie silniejsza niż w Polsce: "Kuczyński, Siucau albo po rosyjsku Siwcow, Kiryjenka, Samojlau albo Samojłow, Kunicki, Usow albo Usau. Jest nas sześciu w Pro Tour".

W ubiegłym roku zadebiutował w Tour de France, w którym zajął... ostatnie miejsce, ale wspomina to z rozbawieniem. "Byłem szczęśliwy. Po pierwsze, że skończyłem wyścig, a po drugie - że ostatni. Nikt nie pamięta, kto był przedostatni, a ostatniego pamiętają. Wszyscy mówili: patrz, to ten ostatni. Udzieliłem wtedy wielu wywiadów. W tym roku nie jechałem Tour de France. Nie chcieli sprinterów. Drużyna postawiła na górali, Casara i Le Mevela".

Hutarowicz chętnie przyznaje się do polskich korzeni. Podkreśla, że ma rodzinę w Poznaniu, w Warszawie. Poznań odwiedza często, jadąc samochodem z Francji na Białoruś. Po sukcesie w Katowicach dostał od poznańskich krewnych sms z gratulacjami. O startach w barwach biało-czerwonych jednak nie myśli, bo wiązałoby się to z przyjęciem polskiego obywatelstwa.

"Ciężko by było. Urodziłem się na Białorusi i czuję się Białorusinem. We Francji żyję osiem lat, ale nie zamierzam tam zostawać. Mam żonę Białorusinkę i trzyletnią córeczkę, z którymi pewnego dnia wrócę na Białoruś. Na razie mieszkamy we Francji".

Hutarowicz zapowiada, że nie powiedział na Tour de Pologne ostatniego słowa. "Jestem w dobrej formie. W poniedziałek po 240 kilometrach czułem się jak po treningu. Koledzy byli wypompowani, a ja nie. Chcę jeszcze coś wygrać w tym wyścigu. W Cieszynie czy w Krakowie... Gdzie się tylko da".

dm