Polskę odwiedził po raz pierwszy w 1981 roku. Jak wspomina Marcin Bornus-Szczyciński, publiczność Filharmonii Narodowej była wtedy zszokowana delikatnym, nie symfonicznym brzmieniem Academy of Ancient Music.
- Sala była wypełniona po brzegi. Zdziwił nas brak dużej ilości krzeseł i pulpitów na scenie - wspominał gość Magdaleny Łoś. - Nagle pojawiła się garstka osób. Wszyscy myśleli, że to ludzie odpowiedzialni za aranżowanie sceny. Ale oni niepostrzeżenie wyjęli instrumenty i zaczęli grać Vivaldiego. Pierwszych dźwięków nikt nie usłyszał, bo zagłuszyły je rozmowy. Potem jednak słuchaliśmy już w wielkim napięciu i zachwycie - opowiadał.
Tego pamiętnego wieczoru bisom nie było końca. A muzycy Academy of Ancient Music pojawili się w końcu na scenie z wpiętymi w klapy znaczkami Solidarności, co wzbudziło jeszcze większy entuzjazm warszawskiej publiczności.
Christopher Hogwood miał już wtedy za sobą studia w Pembroke College na Uniwersytecie w Cambridge (m.in. u Raymonda Lepparta i Gustava Leonhardta) oraz 8 lat pracy z autorskim zespołem.
Z Academy of Ancient Music nagrał ponad 200 płyt z muzyką dawną. Ale interesował się także XX-wiecznym neoklasycyzmem oraz prowadzeniem konwencjonalnych orkiestr. Przez ostatnie trzy sezony był między innymi pierwszym gościnnym dyrygentem Filharmonii Poznańskiej.
Artysta zmarł w środę, 24 września po długiej chorobie w swoim domu w Cambridge. Miała 73 lata. W audycji "Dawno niedawno" wspominali go także klawesyniści Władysław Kłosiewicz i Lilianna Stawarz oraz publicysta i animator życia muzycznego Wojciech Nentwig.
mm/kd