To dzieło, które budzi skrajne uczucia, poczynając od znudzenia kończąc na zachwycie. Raz spoglądamy na zegarek z myślą o szybkim zakończeniu, by za chwilę zostać wciśniętym w fotel. W Euforii tak naprawdę nic się nie dzieje, nie ma wartkiej akcji ani rozbudowanych dialogów. Za to mamy euforię miłości, która dopada bohaterów w najmniej odpowiednim momencie i rozpala ich zmysły namiętności.
To historia Wery- cichej i usłużnej żony i matki oraz Pawła - dzikiego, porywczego robotnika.
Ich drogi spotykają się na weselu wspólnego kolegi, na którym wymieniali potajemne spojrzenia. Od tego czasu Paweł nie może spać. Postanawia pojechać do domu Wery, położonego w samym sercu stepu, by zadać jej pytanie „Co dalej?”. Kolejne wydarzenia piszą ich wspólny scenariusz. Zazdrosny i wiecznie pijany mąż Wery, Walery i pogryziona przez psa córeczka pchają tę zagubioną kobietę w ramiona kochanka, a wspólna podróż do szpitala zamienia się w cichy, namiętny romans, który w drastyczny, ale jakże urokliwy sposób kończy Walery.
Fabuła tak prosta i niewyrafinowana służy tu pokazaniu relacji miedzy kochankami. Brak tu niespodziewanych zwrotów akcji, zaskakującego zakończenia czy patetycznych wyznań miłosnych. Bohaterowie zazwyczaj milczą, wpatrują się w siebie, dotykają, by w końcu w ciszy razem zatonąć.
Za to Euforia to prawdziwa uczta dla oka i ucha. Reżyser zafundował nam piękne pejzaże stepów nad Donem. Długie ujęcia, często z perspektywy lotu ptaka przypominają artystyczne fotografie, przenoszące nas w zupełnie inny świat, świat melancholii i nostalgii. A w tle rozbrzmiewa ludowa muzyka akordeonu.
Dramat tych dwojga z całą otoczką wizualno-muzyczną tworzy film o iście rosyjskiej duszą, która zachwyciła publikę Warszawskiego Festiwalu Filmowego, na którym przyznano jej Grand Prix. I mimo iż film nie każdego porwie, ja gorąco go polecam, bo to artystyczne cudeńko wśród komercyjnych przebojów.
Dominika Druch
Euforia, reż. Iwan Wyrypajew, obsada: Polina Agurejewa, Maksim Uszakow, Michaił Okuniew. Rosja 2006.