Logo Polskiego Radia
Trójka
Ula Czerny 03.02.2011

Frankenstein nie przestanie przerażać

Stworzony przez dwudziestoletnią Angielkę potwór wciąż inspiruje twórców kina. Który aktor następny podda się wielogodzinnej charakteryzacji, by przed kamerą zmienić się w zielone monstrum? Na razie nie wiadomo.
Aktor Boris Karloff jako FrankensteinAktor Boris Karloff jako Frankensteinźr.crazy-frankenstein.com
Posłuchaj
  • Klub Trójki 1 luty 2011
Czytaj także

Na początku lutego minęło sto sześćdziesiąt lat od śmierci Mary Shelley - autorki powieści "Frankenstein albo: Współczesny Prometeusz”. To jedna z tych książek, które wywarły ogromny wpływ na światową kulturę i wyobraźnię czytelników.

Obok takich dzieł, jak "Faust" oraz "Doktor Jekyll i Pan Hyde”, Frankenstein tworzy swoisty mit współczesności. Trudno uwierzyć, że tą niezwykle wciągającą historię wymyśliła na początku XIX wieku zaledwie dwudziestoletnia kobieta.

Młoda Angielka opowieść o genialnym naukowcu pisała podczas podróży do Szwajcarii. Jej dzieło od prawie stu lat inspiruje filmowców na całym świecie. – Jest w tej opowieści pytanie o kondycję ludzką. Kim jest człowiek? – wyjaśnia dr Wojciech Michera, antropolog kultury.

Tytułowy bohater nie jest jednak tak straszny, jak by się mogło wydawać. - Monstrum stworzone przez Wiktora Frankensteina budzi raczej współczucie. Taki nieporadny potwór, który może kojarzyć się z weteranem wojennym. Jest straszliwie pokaleczony, odpycha ludzi. Jest jednak głodny jakiegoś uczucia i akceptacji – mówi Adam Krzemiński z "Polityki".

Jak zauważają goście audycji, potocznie potwora zwykło się określać nazwiskiem jego twórcy. W oryginalnym tekście jest on bezimienny. Z drugiej strony, jeżeli nazywa się go Frankensteinem to podkreśla związek kreatora ze swoim dziełem. Potwór jest projekcją tego, o czym odważył się pomyśleć naukowiec.

Wojciech Michera dodaje, że Frankenstein stanowi marzenie o prawdziwym człowieczeństwie. Może kojarzyć się z postacią arlekina. To "smutny pajac”, który chciałby, żeby łza spłynęła mu po policzku. Taki obraz pokazany jest na przykład w filmie z lat trzydziestych.

Zdaniem Adama Krzemińskiego, psychologiczna analiza powieści jest ciekawsza od tej mitograficznej. - Ten twór, to jest druga strona ludzkiej osobowości – mówi dziennikarz.

Książkę można odbierać także, jako próbę odreagowania traumy powojennej. Shelley pisała ją tuż po zakończeniu wojen napoleońskich. Jest to pierwsze zagłębienie się w jaźń człowieka, dostrzeżenie jak jest rozbita. To też opowieść o świecie bez Boga. Nie można pominąć faktu, że Percy, mąż autorki, był jednym z pierwszych sztandarowych ateistów.

O historii Frankensteina możemy mówić, jako o studium brzydoty. Książka jest tak skonstruowana, żeby tę brzydotę sproblematyzować. Powieść można postrzegać również jak refleksję nad nauką: strachem przed nią i jej granicami. Pytania te w dobie inżynierii genetycznej nie są obojętne współczesnemu człowiekowi.

Co Frankenstein ma wspólnego z "Teogonią Hezjoda”? Czy potwór z powieści Shelley jest wampirem? Odpowiedź na te pytania można znaleźć w audycji.

Aby wysłuchać całej rozmowy, wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj” w ramce po prawej stronie.

Audycji "Klub Trójki" można słuchać od poniedziałku do czwartku tuż po 21.00. Zapraszamy.

(dmc)