Logo Polskiego Radia
Dwójka
Michał Czyżewski 27.10.2014

Nina Andrycz – królowa z woli ludu

Królową polskich scen nazwano ją po raz pierwszy już w roku 1935. Z biegiem czasu okazało się, że publiczność wyobraża sobie Ninę Andrycz tylko jako wielką damę. A gdy raz na scenie nazwano graną przez nią postać "suką", widzowie gwałtownie protestowali.
Nina AndryczNina AndryczW.Kusiński
Posłuchaj
  • Nina Andrycz – królowa z woli ludu (Głosy z przeszłości/Dwójka)
Czytaj także

– Gdziekolwiek w Polsce oczekiwany jest mój występ, publiczność oczekuje (nie bez racji), że zaraz kurtyna się podniesie i na scenę lub estradę wyjdzie kobieta słusznego wzrostu we wspaniałej krynolinie – zauważyła Nina Andrycz. – Kiedy tak odziana pani wkroczy, zebrani na sali spodziewają się, że wygłosi ona strofy wielkich poetów romantycznych – powiedziała, wspominając postaci wspaniałych i tragicznych kobiet z twórczości pisarzy wszystkich epok.

Aktorka wspominała, że wyłącznie w tych rolach akceptowała ją polska publiczność. – Z biegiem czasu społeczeństwo zaczęło się domagać, bym nie śmiała się wychylać z tego wysokiego stylu, abym nie burzyła mitu, który pod wpływem tych postaci ludzie sobie o mnie wytworzyli – mówiła.

Gdy więc raz zdarzyło się, że na scenie Teatru Polskiego Mariusz Dmochowski ryknął na koleżankę "ty suko!", do placówki napłynęły liczne listy z protestami. – "Ona nie suka, tylko dama i królowa, a my mamy dosyć chamstwa na ulicy, w tramwajach i autobusach i wypraszamy sobie podobne rzeczy na akademickiej scenie" – cytowała Nina Andrycz. – Z początku reżyser tylko uśmiechał się pod wąsem, ale po tygodniu zmiękł i powiedział "głos ludu – głos boży; trudno, wykreślamy »sukę«" – opowiadała.

Zapraszamy do wysłuchania archiwalnych wspomnień zmarłej 31 stycznia w wieku 102 lat Niny Andrycz w "