Logo Polskiego Radia
Trójka
migrator migrator 07.09.2007

Przemysław Gosiewski

Nie chodzi o to, że PO ma uwagi do tego, czy innego ministra. Chodzi o to, żeby zaburzyć pracę rządu. Przecież to jest oczywiste.

- Dzień dobry. Dziś w "Salonie Politycznym Trójki" Przemysław Gosiewski, wicepremier i poseł PiS. Dzień dobry Panu.

- Dzień dobry Panu. Dzień dobry Państwu.

- Jako poseł będzie Pan dziś w Sejmie?

- Tak. Będę oczywiście na głosowaniu i będę popierał samorozwiązanie parlamentu.

- Czy cały PiS będzie na głosowaniu?

- Sądzę, że w stu procentach będzie, bo to jest dla nas ważne głosowanie. Wiemy jaka jest dziś sytuacja. Powstał dziś sojusz od Romana Giertycha, po Donalda Tuska, w środku z Andrzejem Lepperem. Ta koalicja, często nazywana "tęczową", czy "chaosu" prowadzi działania, które uniemożliwiają funkcjonowanie Sejmu. W związku z tym trzeba podjąć męską decyzję i rozwiązać.

- A jeśli ktoś z Pis-u nie przyjdzie, nie dotrze, to jaka będzie kara?

- Oczywiście są takie głosowania w Sejmie, ich jest kilka w ciągu kadencji, gdzie nieobecność danej osoby powoduje, że ona całkowicie łamie pewne reguły postępowania w parlamencie.

- Wiemy, że już jeden rząd upadł z powodu nieobecności jednego posła.

- Wtedy on się zamknął w pewnym szczególnym miejscu w Sejmie.

- Sytuacja szczególna. Ale jeżeli ktoś nie dotrze?

- Sądzę, że w takim przypadku, taka osoba powinna być usunięta z ugrupowania, dlatego, że jeżeli stanowimy pewne środowisko, to powinniśmy działać w sposób jak najbardziej lojalny wobec siebie. A dziś decyzja ta jest ważna dla PiS-u i Polski.

- Gdyby np. pan poseł Mężydło dziś nie zagłosował za samorozwiązaniem, albo nie przyszedł na głosowanie, to zostanie usunięty zanim dotrze jego wniosek o wycofanie się z PiS-u? Podobno taki wniosek jeszcze nie wpłynął, a wszyscy mówią, że pan poseł Mężydło już nie jest w PiS-ie.

- To w ogóle jest ciekawa sprawa. Sam zainteresowany mówi, że żadnego wniosku nie złożył. A wszystkie media opowiadają, że taki wniosek wpływa.

- Pan poseł Mężydło jest nadal w PiS-ie i będzie w PiS-ie? Ma Pan zapewnienie od niego?

- Nie rozmawiałem z panem Antonim Mężydło. Sądzę, że to jest jego indywidualny wybór. Jeżeli chce współpracować z naszym ugrupowaniem, to ja bym bardzo sobie tego życzył, bo to jest działacz o bardzo długim doświadczeniu też walki w opozycji "solidarnościowej" jeszcze z lat 70. Bardzo go cenię, ale to jest jego osobisty wybór, czy chce być w PiS-ie, czy nie.

- To był też dość poważny orędownik, chyba jeden z najpoważniejszych, koalicji PO-PiS. Teraz mówi się o tym, że PO chętnie by go zobaczyła u siebie.

- Pan poseł Mężydło w ostatnich miesiącach był w dziwnym sporze w Toruniu z władzami miasta na temat lokalizacji mostu. Ta sprawa bardzo go emocjonowała. Wiem, że chyba najwięcej rozmów, które ze mną, jako wicepremierem, prowadził, to właśnie dotyczyło lokalizacji mostu. Szkoda, że ten spór jest, bo obawiam się, że ta inwestycja tam nie powstanie, jeżeli się ten spór nie złagodzi w Toruniu.

- Żadnego pisma do władz PiS-u od pana posła Mężydło, że chce się wycofać, nie było?

- Nie mam takiej wiedzy. Wiem, że koledzy rozmawiali z samym zainteresowanym i że tego typu pisma nie przedstawiał.

- Zbigniew Religa wystartuje z list PiS? To był kiedyś człowiek innego ugrupowania.

- To jest wybitny profesor i ja go bardzo cenię. Ja bym bardzo się cieszył, gdyby pan prof. Religa wystartował z naszych list. Rzeczywiście jest człowiekiem, który kreuje naszą politykę zdrowotną. I ten rząd, pan profesor i kierownictwo resortu uczyniło wiele. Jeżeli w ciągu dwóch lat zwiększyliśmy nakłady o dwadzieścia parę miliardów złotych - czy zwiększymy, bo tu liczymy jeszcze rok 2008 - na ochronę zdrowia, to praktycznie mówiąc, będzie to blisko 40 proc. Nie było jeszcze takiej sytuacji w dziejach Europy.

- Taki był warunek pana prof. Religi. Będą większe nakłady, to pan prof. Religa wystartuje z list PiS-u?

- Ja bym nie nazywał tego warunkiem. To jest obiektywna sytuacja. Dziś Polacy potrzebują likwidacji kolejek do specjalistów. Sam to widzę, bo mieszkam na osiedlu koło jednej z przychodni, gdzie starsi ludzie o godz. 4 rano ustawiają się w kolejce, aby mieć numerek do specjalisty, więc to można by zlikwidować.

- Pan widziały pana prof. Religę na listach PiS-u. A jaka jest na to szansa?

- To jest decyzja pana profesora. To jest też pytanie o jego możliwości, bo przeszedł niedawno bardzo ciężki zabieg. Myślę, że jest to człowiek niezmiernie twardy i że będzie tutaj decyzja pozytywna.

- A pani prof. Gilowska?

- Widzę, że Pan mnie pyta o były polityków PO, którzy wsparli rząd PiS, którzy bardzo identyfikują się z naszą polityką, a wręcz są zaskoczeni działaniami PO.

- Był sygnał od pani prof. Gilowskiej, że chce wystartować z list PiS-u?

- Też bym sobie bardzo życzył udziału pani premier w kampanii. Ostatnio słuchałem jej na konwencji w Gdańsku. Muszę powiedzieć, że jest wspaniałym mówcą. Byłem zaskoczony, że rzeczywiście umiała tak o sprawach niełatwych, budżetowych, finansowych mówić do zgromadzonych z takim ciepłem.

- Były rozmowy w sprawie startu pani prof. Gilowskiej z list PiS-u?

- Generalnie ministrowie - to jest jeszcze, jakby Pan pytał, kilku ministrów, którzy nie są posłami - sprawdzili się w rządzie i powinni być kandydatami w parlamencie.

- Jeszcze jedna osoba. Trochę odwrotnie. Radosław Sikorski, były minister obrony narodowej - dziś senator PiS-u - zostanie na listach PiS-u?

- Mam taką nadzieję. Pomimo tego, że w pewnym momencie, pan Sikorski przestał pełnić tę funkcję, to jednak potem dalej współpracował i współpracuje z naszym ugrupowaniem.

- Załatwiliśmy sprawę samorozwiązania. Potem posłowie zajmą się wnioskami PO o odwołanie poszczególnych ministrów. Co zrobi premier, jeśli Sejm odwoła tychże ministrów?

- Jest to złamanie konstytucji - mówię to otwarcie jako prawnik. Wotum nieufności jest wobec pojedynczego ministra. Natomiast wobec Rady Ministrów jest konstruktywne wotum nieufności. Pan Donald Tusk chciał być chytry, chciał uniknąć tego, że musi tworzyć koalicję z Andrzejem Lepperem, Romanem Giertychem i Wojciechem Olejniczakiem.

- I musi przedstawić własnego kandydata?

- I musi przedstawić własnego kandydata. W związku z tym, wpadł na pomysł, w jaki sposób rozbić działania rządu, czy odwołanie większości ministrów paraliżuje pracę rządu.

- No właśnie - większości. Może wszystkich nie odwoła.

- W ogóle to jest zabawne. Czytałem swój wniosek, o odwołanie mojej osoby i muszę powiedzieć, że wszystkie wnioski są tej samej treści, tylko zmiana nazwiska. Jest pięć zdań ogólnych i jest wygumkowane stare nazwisko, wpisane nowe nazwisko. Oczywiście to powoduje śmieszność całej sytuacji. Coraz bardziej sądzę, że te wnioski są nieprzypadkowe, dlatego, że np. dziś odwołanie Anny Fotygi jest odwołaniem osoby, która reprezentuje Polskę na Konferencji Międzyrządowej, w której się ważą ważne sprawy dla Polski. Przecież pan Donald Tusk doskonale wie, że odwołanie pani Fotygi teraz, to jest umniejszenie naszej pozycji na tej konferencji międzynarodowej.

- Donald Tusk i PO chciała odwołać Annę Fotygę już dużo wcześniej. Teraz być może zbieg terminów.

- Jeżeli patrzymy na to, że chciano odwołać za to, że bardzo twardo walczyła o polskie interesy w Brukseli.

- Chyba nie za to chcieli.

- Uważam, że politycy postępują racjonalnie. Mam taką zasadę, jeżeli ktoś zgłasza wniosek w takim momencie, to oczywiście nieprzypadkowo - zawsze może go wycofać. Tu bym się nie zdziwił, gdyby był tu pewien drugi plan - plan taki, że dziś być może niektórym ugrupowaniom w Polsce, też PO - mówię to otwarcie - bardzo niewygodna jest twarda postawa rządu w walce o interesy, szczególnie w relacjach polsko-niemieckich. Być może PO ma tu inny plan.

- Nawiązuje Pan do wypowiedzi Aleksandra Kwaśniewskiego?

- To jest jakby druga wypowiedź, więc można powiedzieć, nie jest tylko PO tu sama na tym polu miękkości wobec Niemiec. Mamy wczorajszą wypowiedź pana prezydenta. To wszystko pokazuje, że w Polsce jest silny obóz miękkiej polityki, nie zabiegania o polskie interesy i że najlepiej wydarzenia będą to pokazywały. Popatrzmy na inne sprawy. Odwołanie minister Gęsickiej, bardzo cenionej minister rozwoju regionalnego jest połączone z faktem, że kończą się negocjacje nad programami operacyjnymi, nad kwotą blisko 60 mld euro dla Polski. Oczywiście bez ministra te negocjacje będą prowadzone o wiele trudniej.

- Nie mamy pewności, że PO wszystkich odwoła. Co zrobi premier, jeśli opozycja odwoła kilku, czy większość ministrów.

- Myślę, że opozycja odwoła wszystkich ministrów, jeżeli będzie chciała, bo ma taką większość dziś w parlamencie.

- I co wtedy zrobi premier?

- Myślę, że wtedy będziemy musieli stanąć przed nową sytuacją. Najbardziej takim działaniem jest to, że będą obecnym podsekretarzom stanu w tych resortach powierzone uprawnienia ministrów, dlatego, że tak mówi ustawa o Radzie Ministrów.

- Czyli to będą inne osoby? Obecni podsekretarze będą ministrami? Czy to te same osoby, które będą pełnić np. funkcję kierowników ministerstw?

- Czy to będą te same, czy nie, to zależy od pana premiera. Taki jest mechanizm. Pamiętajmy, że to są osoby tymczasowo pełniące funkcje. One nie mają pełnego mandatu do realizowania ważnych zadań dla państwa.

- Nie mogą wydawać rozporządzeń, bo tylko minister może.

- Choćby tak. Wszystkie rozporządzenia wtedy musi wydawać premier, bo premier wchodzi zgodnie z ustawą w kompetencje wszystkich ministrów. To nie chodzi o to, że PO ma uwagi do tego, czy innego ministra. Chodzi o to, żeby zaburzyć pracę rządu. Przecież to jest oczywiste.

- A Pan ku któremu rozwiązaniu skłaniałby się? Ku temu, żeby powołać tych samych ministrów, jako pełniących obowiązki, czy jednak, żeby podsekretarze stanu zostali ministrami pełniącymi obowiązki?

- Tu mamy sytuację, która jest całkowicie uzależniona od decyzji pana premiera, bo on jest gospodarzem rządu.

- Nie konsultowali tego Panowie?

- Jeżeli pan premier będzie chciał powierzyć takim, czy innym osobom funkcję sekretarza stanu, to po prostu jest jego decyzja. To jest oczywiste. Ja wierzę jednak w pewien rozsądek. Jest pewna granica destrukcji, jeżeli nie wkraczamy w interesy Polski, w interesy obywateli. Myślę, że w tym momencie jest ona przekroczona - choćby przykład pani Anny Fotygi i spraw związanych z negocjacjami brukselskimi. Tutaj zabawa panów Giertychów, Olejniczaków i Tusków jednak ma poważny wymiar szkodzenia krajowi.

- Nie ma jasnej odpowiedzi, dziś nie wiemy, co zrobi premier i czy ubiegnie te wnioski sejmowe, czy zrobi to dopiero po głosowaniach?

- Jutro mamy głosowania, zobaczymy, jaki będzie ich wynik.

- Pan sądzi, że Pana wniosek przejdzie? Zostanie Pan odwołany?

- Jestem w szczególnej sytuacji, bo zgodnie z regulaminem Sejmu przed głosowaniem wniosku o odwołanie ministra, powinna być wydana opinia komisji. Jeszcze żadna komisja mnie nie zaprosiła na rozmowę, więc oczekuję na zaproszenie tej komisji.

- To oznacza, że Pana wniosek, Pana sprawa zostanie odroczona?

- Nie wiem.

- Złoży Pan takie zastrzeżenie?

- Nie. Jestem człowiekiem odważnym. Nie zamierzam chować się za kruczki formalne. To tylko pokazuje bałagan w Sejmie wokół tych spraw. Powinna mnie zaprosić jakaś komisja, choćby komisja "Solidarnego Państwa", bo skoro ona zajmuje się realizacją programu rządowego, a ja koordynuję pracę rządu.

- Dziś przed Panem trudny dzień. Czy w ministerstwie też się odkręca tabliczki?

- Nie. Dziś mam 30-40 spraw, które prowadzę. Tak naprawdę w Sejmie będę bardzo króciutko, tylko na samych głosowaniach. Nie przerywam swojej pracy. Mam nadzieję, że tak zrobią wszyscy ministrowie. Naprawdę odłóżmy na bok te emocje w Sejmie. Jest dziś wiele ważnych spraw dla Polski, które musimy zrealizować.

- Dziękuję bardzo. Przemysław Gosiewski, wicepremier i poseł PiS. Dziękuję bardzo za rozmowę.

- Dziękuję Panu. Dziękuję Państwu. Życzę miłego dnia.