Logo Polskiego Radia
Trójka
migrator migrator 01.05.2009

Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz

"Jakbyśmy wtedy nie weszli do Unii, to teraz mielibyśmy problemy nie tylko z negocjowaniem lepszych warunków, ale w ogóle z wejściem."

Do niedawna najczęściej o 1 maja mówiliśmy, że to święto pracy, powoli ta data zaczyna mieć inną konotację – dokładnie pięć lat temu 1 maja Polska wstąpiła do Unii Europejskiej. A gościem Trójki jest działacz opozycji demokratycznej począwszy od 1968 roku, a dzisiaj marszałek Senatu Bogdan Borusewicz. Panie marszałku, jak pan pamięta, nie 1 maja, ale te dwa dni w czerwcu 2003 roku, kiedy ważyły się losy referendum w sprawie naszego przystąpienia do Unii?

Jeżeli chodzi o referendum, to byłem pewny, że Polacy opowiedzą się za przystąpieniem.

Było wtedy sporo dotyczących, może mniej tego, jak Polacy będą głosowali, ale były obawy o frekwencję – te były uzasadnione.

No tak, były obawy o frekwencję. Poprzednio mieliśmy nieudane referenda. Ale obawy wysuwane przez eurosceptyków powodowały mobilizację tych, którzy byli za przystąpieniem do Unii. Ta ostra dyskusja spowodowała, że frekwencja była bardzo wysoka. Jeżeli by jej nie było, to zwolennicy mogli pozostać w domu. Zatem ta dyskusja, wymiana argumentów, była rzeczą pozytywną.

A pan marszałek zastanawiał się, jak by wyglądały sprawy w Polsce, gdybyśmy byli dzisiaj poza Wspólnotą? To futurystka, nie wiem, czy ona dokądś prowadzi, ale pytam o to jako o pewną spekulację.

Rzeczywiście, zastanawiałem się, bo taki scenariusz też trzeba było przemyśleć. Byśmy byli poza głównym nurtem gospodarczym i politycznym. Bylibyśmy też w szarej strefie politycznej, szarej strefie bezpieczeństwa i daleko, daleko w tyle za gospodarką unijną. To byłby scenariusz fatalny dla Polski, bo przecież Unia to nie tylko dodatkowe pieniądze – o nich przede wszystkim mówimy – ale także wejście do klubu najwyżej rozwiniętych krajów europejskich. To także wejście w trwałą strefę bezpieczeństwa – to jest istotne. Ja byłbym także zwolennikiem, żeby dopłacić do wejścia do Unii, dlatego, że to się nam opłaca.

Wtedy, kiedy w Polsce toczyła się dyskusja na temat naszej ewentualnej akcesji, dostrzegał pan marszałek jakieś niebezpieczeństwa? Miał pan jakieś istotne wątpliwości dotyczące tego, czy to jest dobra droga na pewno?

Nie, nie miałem wątpliwości co do tego, chociaż zdawałem sobie sprawę, że znajdziemy się w zupełnie innej sytuacji. Zastanawiałem się, czy choćby nasi rolnicy będą w stanie się do tego dostosować?

Czasem pojawiały się głosy – one pojawiają się nadal – ze warunki, na jakich przystąpiliśmy nie były optymalne. Druga sfera głosów wyraża to, o czym pan marszałek już wspomniał, że te warunki były sprawą drugorzędną, a istotna była kwestia samego przystąpienia. Ale może faktycznie było tak, że wtedy Polska powinna była więcej ugrać?

Zawsze można tak powiedzieć. Że można było więcej ugrać, można było więcej załatwić. Ale to były negocjacje i dwie strony musiały się zgodzić na te warunki. To nie jest tak, że my mogliśmy narzucić cokolwiek Unii. Raczej Unia w tych negocjacjach była partnerem silniejszym – i tego się właśnie obawiałem. A czy warunki mogły być lepsze? No jeżeli byśmy nie weszli wtedy do Unii, to wyobrażam sobie… nie, jestem pewny, że dzisiaj mielibyśmy olbrzymie problemy. Unia się zamknęła. W polityce i w decyzjach politycznych bardzo ważną rolę odgrywa czas. Jakbyśmy wtedy nie weszli do Unii, to teraz mielibyśmy problemy nie tylko z negocjowaniem lepszych warunków, ale w ogóle z wejściem. Podobnie jak wyglądała sprawa z wejściem do NATO – to też był czas optymalny. A dzisiaj? Dzisiaj byśmy nie weszli. Nie wpuściliby nas.

W obydwu tych sprawach pewnie jeszcze mocno nałożyłaby się kwestia kryzysu gospodarczego…

Tak, ale nie tylko kryzysu – pewne problemy strukturalne, które ma w tej chwili Unia. Unia się zamyka.

A jakie znaczenie ma ten paradoks, że głównymi bohaterami negocjacji i ich finału byli politycy z rodowodem postkomunistycznym? Czy to nie był wtedy dyskomfort dla polityków takich jak pan marszałek, którzy w PRL działali w opozycji?

Nie, wprost przeciwnie. Fakt, że premier Miller prowadził nas do Unii, pokazuje jak Polska się zmieniła. A także jak premier Miller, który był działaczem PZPR, się zmienił. Ta formacja także się zmieniła. Tutaj ja się cieszę i cieszyłem się, że główne formacje są proeuropejskie, proatlantyckie – przecież tak nie było na początku lat 90-tych.

Do Unii przystąpiliśmy pięć lat temu. Dziesięć lat temu Polska rozpoczęła oficjalne starania o to, aby taki był finał całej sprawy. A w którym momencie ta idea pojawiła się pierwszy raz jeszcze nieoficjalnie?

W 1992 roku podpisaliśmy układ o stowarzyszeniu. Wtedy podpisywaliśmy ten układ z myślą, żeby on umożliwił nam wejście do Unii. Taki był pomysł.

A przed 1989 rokiem, przed Okrągłym Stołem, był ktokolwiek, kto myślał o takiej perspektywie? Czy gdzieś w nieformalnych rozmowach to pojawiało się?

W nieformalnych oczywiście tak. Zastanawialiśmy się, co będzie, jak Polska odzyska niepodległość i demokrację. To była najważniejsza perspektywa – odzyskanie niepodległości, wprowadzenie w Polsce demokracji – to była perspektywa, o której myśleliśmy ciągle, do której dążyliśmy. Zaś Unia, NATO – oczywiście gdzieś tam na horyzoncie, ale był przecież Układ Warszawski, w którym byliśmy i był Związek Radziecki, który nadal był potęgą. Byliśmy w tym systemie Układu Warszawskiego i RWPG – przypomnę, że to była Rada Wzajemnej Pomocy Gospodarczej siedzibą w Moskwie. Można było oczywiście dywagować. Ale druga strona też musiałaby chcieć. Ale po ’90 roku dość szybko to poszło. Układ o stowarzyszeniu podpisaliśmy w ’92 roku, a potem dwanaście lat ciężkiej pracy – bo jednak trzeba było dostosować gospodarkę i prawodawstwo. To naprawdę był ciężki okres.

W tym tygodniu, kiedy w mediach toczy się wiele dyskusji, wiele rozmów dotyczących tej rocznicy, pewnie częściej niż o historii mówi się o bilansie i przyszłości Unii. Co zdaniem pana jest najistotniejszą zdobyczą Polski, która wynika z tej akcesji. Czy to raczej są te korzyści dotyczące szerszych perspektyw myślenia o znaczeniu Polski, czyli takie zjawiska niematerialne? Czy zwyczajnie poprawa jakości życia Polaków?

Poprawa jakości życia – oczywiście. Polska jest w innej sytuacji geopolitycznej. Jest naprawdę w przestrzeni bardzo bezpiecznej, ma za sobą przyjaciół i jest w grupie krajów, która jest potęga w świecie i w Europie. I to jest istotne. Zapewniliśmy Polsce bezpieczeństwo na wiele, wiele lat. Tego nie da się przecenić. Widać, jak się Polska zmieniła – olbrzymie pieniądze unijne, które weszły do Polski, otwarcie rynku, z którego Polska oczywiście korzysta, polski eksport skoczył do góry i nadal jest niezły. To wszystko ma olbrzymie znaczenie dla jakości życia i bezpieczeństwa.

Jest jednak ciągle wiele spraw, które są problemem w relacjach z Europą. Lech Wałęsa apelował wczoraj o pomoc dla Stoczni Gdańskiej. Słusznie ten apel jest kierowany do Europy?

Oczywiście, że słusznie. Ale, wie pan, w ubiegłym roku te stocznie miały już przestać istnieć. Premier Tusk w rozmowach z Barroso, z kanclerz Merkel przekonał, żeby przedłużyć ten okres, w którym te stocznie muszą być zrestrukturalizowane. I to trzeba zrobić, oczywiście. Można było tutaj wprowadzić w czasie negocjacji jakieś klauzule osłonowe, ale tego nie zrobiono. Rozumiem, że były ważniejsze rzeczy – jak choćby sprawy rolnictwa. I to oczywiście jest skutek. Ale też nie może być tak, że państwo będzie dotowało jakiś przemysł w sposób nieskończony. Jest to problem i dobrze, że o tym problemie pamiętamy, ten problem jest uwidoczniony, związkowcy naciskają i pokazują swoje niezadowolenie. Ale też to jest tak, że nie wszystko zależało od Unii, także od naszych rządów poszczególnych.

O stoczni były prezydent Lech Wałęsa mówił na kongresie Europejskiej Partii Ludowej. Dzisiaj media podają informację, że były prezydent będzie także na zjeździe Libertas. Czy zdaniem pana to są gesty poparcia wobec tych partii?

Myślę, że to jakieś przypadkowe zamieszanie. Na razie nie ma potwierdzenia ze strony prezydenta Wałęsy, że zaproszenie zostało przyjęte. On otrzymuje masę zaproszeń... Tu chyba było jakieś niedopilnowanie, bo ja sobie nie wyobrażam, żeby człowiek, który tak wspierał Unię, jednocześnie wspierał te ugrupowania, które chcą tę Unię zlikwidować.