Logo Polskiego Radia
Trójka
migrator migrator 12.03.2008

Sławomir Nowak

Mamy dużą wiarę w „biały szczyt” i wierzymy w dialog społeczny. Bo jednak mamy do czynienia z jednostkowymi przypadkami strajków. Oczywiście one są medialnie „atrakcyjne”, ale nie mamy do czynienia z jakąś wielką falą.

Witam. Gościem jest pan Sławomir Nowak, szef Gabinetu Politycznego Premiera. Dzień dobry, Panie ministrze.

Dzień dobry Panu, dzień dobry Państwu.

Po powrocie ze Stanów rząd zastał niedobre informacje: strajki w szpitalach, Łomża –pielęgniarki ze szpitala wojewódzkiego zaczęły strajk okupacyjny, w Pile też strajk w szpitalu specjalistycznym, z kolei w Radomiu niektóre oddziały w szpitalu nie przyjmują pacjentów. Wraca problem. „Biały szczyt” pracuje. Jak Pan to wszystko ocenia?

Ten problem istnieje od dłuższego czasu. Opinie publiczna chyba przyzwyczaiła się do tego, że będziemy wstrząsani raz po raz tego rodzaju sytuacjami, takimi przykładami napięć w szpitalach w całym kraju. Problem wymaga gruntownego uregulowania generalnego i nad tym pracuje właśnie „biały szczyt”. Pracują środowiska lekarskie, pracuje Ministerstwo Zdrowia, ale nic dobrego się nie wydarzy z godziny na godzinę czy z dnia na dzień. To wszystko wymaga czasu. To jest naprawdę wiele, wiele lata zaniedbań i kłopotów w służbie zdrowia. Do momentu uregulowania i uporządkowania tego takie sytuacje będą.

Do tego dochodzi dyrektywa unijna, która wymusiła zmianę polskiego prawa i dała lekarzom potężny argument prawny w domaganiu się podwyżek. Idzie o pieniądze. Rozumiem, że nie ma mowy o takim bieżącym dosypaniu na przykład kilku miliardów, które uspokoiłyby sytuację na kilka miesięcy?

Z roku na rok wszyscy jako społeczeństwo się bogacimy, państwo się bogaci, jest coraz więcej pieniędzy w systemie ochrony zdrowia, z roku na rok przyrasta kilka miliardów złotych, zatem problemem nie jest tylko brak pieniędzy. Oczywiście, że to jest kwestia niedoinwestowania, braków. Lekarze, pielęgniarki, położne w zdecydowanej większości mają uzasadnione oczekiwania płacowe. Natomiast ten system jest niewydolny z definicji, zatem bez jego usprawnienia, bez uszczelnienia będzie dochodziło nieustannie do wyciekania pieniędzy podatników – na to zgody nie ma.

A jeśli strajki będą się rozszerzały? Jeśli służba zdrowia zawiesi swoją działalność?

Sytuacja nie jest aż tak dramatyczna. Do takiego momentu na pewno nie dojdzie.

Ale coraz trudniej, Panie ministrze, dostać się do szpitala. Naprawdę jest źle. Myślę, że słuchacze też tak uważają.

Ten system jest niewydolny.

Trzy tygodnie trzeba czekać, żeby się dostać do lekarza rodzinnego.

Tak. Proszę zwrócić uwagę, że wielu Polaków w sytuacji zapaści tego systemu (nie tylko dlatego, że jest za mało miejsc w szpitalach czy przychodniach, bo tak do końca nie jest ) decyduje się na korzystanie z prywatnej ochrony zdrowia. Dlatego jednym z elementów tej reformy, którą wprowadza Ministerstwo Zdrowia jest włączenie prywatnego systemu do publicznej opieki zdrowotnej, to znaczy, jeżeli płacimy za usługę lekarską, to w ten sposób, aby pieniądze były w całym systemie, a nie tylko na linii pacjent – prywatna przychodnia.

Rząd na bieżąco obserwuje sytuację w służbie zdrowia?

Oczywiście, że tak. Mamy dużą wiarę w „biały szczyt” i wierzymy w dialog społeczny – że on też rozładowuje pewne napięcia. Bo jednak mamy do czynienia z jednostkowymi przypadkami strajków. Oczywiście one są medialnie „atrakcyjne”, ale nie mamy do czynienia z jakąś wielką falą.

Na razie rzeczywiście nie. Chociaż to niepokojące informacje. Skoro już o pieniądzach… to przejdźmy do pieniędzy pana wicepremiera Waldemara Pawlaka. W dwa lata stracił kilkaset tysięcy oszczędności, dwustumetrowy dom. Poinformowała o tym telewizja TVN. Posłanki Platformy Obywatelskiej, między innymi pani poseł Radziszewska, która jest teraz pełnomocnikiem rządu do spraw równouprawnienia, chce wyjaśnić, czy nie chodzi o to, żeby pan wicepremier płacił mniejsze alimenty. Myśli Pan, że posłanki Platformy mają w ogóle prawo do tego, by się ta sprawą zajmować? To nie jest wchodzenie z butami w prywatne życie – jak mówi pan wicepremier?

W pewnym sensie jest to wchodzenie w życie prywatne. Natomiast polityk decydując się na zawód, jaki wykonuje, zgadza się też na to, aby być nieustannie pod obstrzałem, czego przykładem jest poranna audycja właśnie. A już mówiąc zupełnie poważnie, decydujemy się również na to, aby prześwietlano nasze majątki. Po to jest oświadczenie majątkowe, po to urzędy skarbowe kontrolują majątki posłów czy ministrów, żeby być poza podejrzeniem. Polityk nie może sobie pozwolić na jakąkolwiek sferę niedomówień, jeśli chodzi o sprawy majątkowe.

„To nie ma nic wspólnego z działalnością polityczną. To są moje prywatne sprawy i proszę się od tego odczepić.” – To jest komentarz pana wicepremiera. A Pan uważa, że ta sprawa powinna być przez pana Pawlaka wyjaśniona? Że powinien przedstawić wiarygodne wytłumaczenie, dlaczego tak bardzo zbiedniał w dwa lata?

Pan premier Pawlak jest odpowiedzialnym i bardzo wytrawnym politykiem. Sam wie najlepiej, co robić. Każdy w tych sprawach działa na własne konto. Nie mam zamiaru tutaj nic doradzać, bo uważam, że to są sprawy każdego z polityków osobno i zawsze wyborcy to na końcu oceniają.

A słucha Pan rad innych polityków?

Tak. Staram się słuchać.

Były premier Leszek Miller twierdzi, że premier podróżujący zwykłym samolotem rejsowym sprowadza zagrożenie na Bogu ducha winnych pasażerów i doradza, żeby z tym skończyć…

Czuł się Pan zagrożony, Panie redaktorze?

Ja się nie czułem zagrożony. Gdyby nie ten alarm bombowy, na szczęście fałszywy, wszystko byłoby w porządku.

Informacja dla słuchaczy jest taka, że Pan redaktor leciał samolotem z panem premierem.

Tak leciałem. Ile razy Pan przechodził przez niezwykle precyzyjną kontrolę bagażu, kontrole osobistą?

W życiu?

Nie, tam. Bo ja po czwartym razie przestałem liczyć.

Przy każdej okazji, kiedy wchodziliśmy na lotnisko, trzeba było poddać się kontroli. Ale to są normalne procedury i nie ma się co na to obrażać.

Premier też zdejmował buty?

Nie. Premier był poza tą kontrolą.

A jak w ogóle wypadł ten test? Bardzo skomplikowana operacja logistyczna, długa podróż… Są Państwo z tego zadowoleni?

Oczywiście jest to skomplikowana operacja logistyczna, ale taka sama jest też, kiedy leci się samolotem specjalnym. Wówczas też się przechodzi kontrolę bezpieczeństwa na lotnisku, też trzeba na to lotnisko dojechać, potem z niego wyjechać…

Ale nie ma spóźnień. A tam – z Waszyngtonu do Nowego Jorku samolot był spóźniony dwie godziny. I premier musiał podrzemywać, odpoczywać. Był dzielny.

Przecież my też jesteśmy zwykłymi obywatelami. Jeżeli czasami jest taki kłopot, ze spóźnia się samolot, to się czeka. Kim lepszym jest minister czy premier od zwykłego obywatela?

Czyli wyprawy rejsowymi samolotami będą kontynuowane?

Będą kontynuowane zawsze wtedy, kiedy jest to dużo tańsze. A w tym wypadku różnica jest naprawdę gigantyczna. Prawie dziesięciokrotnie taniej ta podróż wyszła. Wiem, że są politycy, którzy uwielbiali i do dzisiaj uwielbiają podróżowanie samolotem specjalnym, traktują to de facto jako prywatną taksówkę. Ale pan premier Tusk ma do tego inne podejście, dużo bardziej wstrzemięźliwe.

Czy może Pan zaprzeczyć lub potwierdzić informację, którą podał pan minister Drzewiecki, minister sportu, że w ciągu półtora roku zostaną zakupione trzy nowe samoloty dla rządu?

Nie wiem, czy w ciągu półtora roku. Dlatego, że – jak Państwo doskonale wiedzą – problem z zakupem samolotów jest od kilku lat. Poprzedni rząd unieważnił przetarg. Nie wiem czemu, jakie były powody. Poprzedni rząd szykował zakup aż sześciu czy nawet więcej maszyn. Z tego, co wiem, minister Klich ograniczył to o połowę. Planowany jest zakup trzech maszyn, prawdopodobnie z rynku samolotów już używanych – żeby było jeszcze taniej.

Ale też i sprawniej przy okazji.

Ale i sprawniej, oczywiście. Natomiast nie muszą to być wielkie samoloty.

A jak Pan ocenia politycznie tę wizytę w Waszyngtonie? Był Pan w Białym Domu. Widziałem, jak Pan wchodził. Czy był Pan przy samej rozmowie z prezydentem Bushem?

Tak. Panu premierowi w rozmowie z panem prezydentem Bushem towarzyszył pan minister Sikorski, pani minister Liszka, urzędnicy z MSZ-u i ja również miałem honor i historyczną okazje być przy tej rozmowie. Bo rozmowa rzeczywiście była bardzo ważna i – chyba można powiedzieć górnolotnie – historyczna.

I chyba ciężka, bo premier Tusk mówił potem, że to nie była taka rutynowa pogawędka. Tam były emocje i realne starcie.

W atmosferze ona była zupełnie różna od tej rozmowy na Kremlu, w której też miałem okazję uczestniczyć. Tu się spotkali ludzie pozytywnie do siebie nastawieni, sojusznicy i – chyba można powiedzieć – przyjaciele: Amerykanie i Polacy. W związku z tym ta rozmowa była o konkretach, była o bardzo ważnych rzeczach, które dotyczą obu narodów, obu państw. Rozmawialiśmy o tarczy antyrakietowej. Konkluzja tego spotkania była taka, że ta zasada wzajemności musi obowiązywać oba państwa.

Minister Sikorski mówi, że to była pierwsza rozmowa polskiego polityka tej rangi amerykańskim prezydentem, w której obie strony występowały jako sojusznicy a nie było relacji: protegowany – protektor.

Tak. Też bym to tak ocenił. Nawet po konferencji prasowej, po wyjściu dziennikarzy, kiedy zrobiło się bardziej prywatnie, premier z prezydentem jeszcze chwilę rozmawiali w cztery oczy. Potem doszła pani sekretarz Condoleezza Rice i pan minister Sikorski. Rozmawiali o szczegółach.

A to ciekawe. Czyli po wypowiedziach w Gabinecie Owalnym obaj politycy kontynuowali rozmowę.

To się wszystko odbywało w gabinecie. Atmosfera była bardzo dobra i myślę, że pan premier był zadowolony. Pan prezydent Bush również wydawał się być zadowolony i usatysfakcjonowany przede wszystkim otwartością i szczerością rozmowy.

A na czym polegała ta szczerość? Co powiedział premier Tusk prezydentowi Bushowi takiego wyjątkowo szczerego?

Chyba nie ma czasu, żeby to tutaj relacjonować. Poza tym niech to zostanie w pamięci uczestników.

Powiedział chyba, że bez modernizacji polskiej armii nie ma mowy o tarczy antyrakietowej.

Trzeba było bardzo jasno postawić pewne sprawy. Prezydent Stanów Zjednoczonych absolutnie się z tym zgodził. W zasadzie po pierwszym zdaniu przyznał rację. Ten system ochrony antyrakietowej musi służyć bezpieczeństwu nie tylko Stanów Zjednoczonych, ale również Polski, jeśli to u nas ma być ulokowane. Premier polskiego rządu Donald Tusk jest przede wszystkim odpowiedzialny za bezpieczeństwo polskich obywateli, a w drugiej kolejności myśli o bezpieczeństwie globalnym sojuszników. Zatem, jeśli ta tarcza wystawia nas na pewne turbulencje chociażby w relacjach z Rosją, musimy mieć gwarancje amerykańskie, że będziemy zabezpieczeni w sytuacji kryzysowej, ja nie mówię, że takie będą, ale musimy myśleć o różnych wariantach. Tutaj porozumienie zostało bardzo szybko wypracowane. Myślę, że w duchu przyjaźni i partnerstwa. O strategicznym partnerstwie słyszymy od lat, ale w sytuacji, w której to pada z ust prezydenta Stanów Zjednoczonych, to ma inną wagę. Kiedy prezydent Stanów Zjednoczonych mówi o oczywistych gwarancjach bezpieczeństwa dla Polski, o tym, że rząd Stanów Zjednoczonych będzie uczestniczył w modernizacji Polskich Sił Zbrojnych, to są to rzeczy, o które nam chodziło.

Wcześniej członkowie polskiej delegacji mówili nieoficjalnie, że chcą właśnie, żeby tego przełomu dokonał prezydent Bush, żeby to on swoimi słowami, osobiście potwierdził, że ta modernizacja będzie.

I stało się. Mamy naprawdę dużą satysfakcję. Myślę, ze to jest rzeczywiście pierwszy rząd, który – tak jak mówi minister Sikorski – rozmawia po partnersku, przyjacielsko i otwarcie, tak jak się rozmawia w najbliższej rodzinie i bez uginania się nóg z wrażenia.

Udało się wytargować jeszcze, że okres badania tego, co polskiej armii konkretnie potrzeba, będzie skrócony. Pan to potwierdza? Minister Sikorski mówi, że to nie musi być pół roku – tak jak zapisano, ale trzy, cztery miesiące.

Jeśli minister Sikorski tak mówi, to wie, co mówi.

Czyli tak będzie? szybciej się dowiemy, czego potrzebuje polska armia?

Tak, tego się spodziewamy.

A czego potrzebuje? Polacy przedstawili jakieś postulaty?

Znają Państwo nasze oczekiwania już od dłuższego czasu. Przede wszystkim przed nami stoi wielkie wyzwanie w postaci modernizacji systemu ochrony przeciwrakietowej krótkiego i średniego zasięgu, obrony przeciwlotniczej. Ten system jest przestarzały. To są wielkie wydatki finansowe. Liczymy tu na współpracę właśnie z naszymi sojusznikami. Nie tylko amerykańskimi, ale w ogóle NATO-wskimi.

W Nowym Jorku było też spotkanie ze środowiskami żydowskimi. Potem już tu w Polsce pojawiły się relacje z tamtej strony, że rząd do końca roku rozwiąże problem restytucji prywatnego mienia żydowskiego w Polsce. To bardzo ważna deklaracja – poważna i trudna do zrealizowania.

Oczywiście to spotkanie w Nowym Jorku pana premiera ze środowiskami żydowskim było bardzo ważne. Konkluzja – bardzo szczerze i otwarcie postawiona przez polskiego premiera – jest taka: rzeczywiście zobowiązaniem polskiego rządu jest to, żeby rozwiązać ten problem, który narasta od lat – Polska obok Albanii jest jedynym państwem dawnego bloku, które nie rozwiązało sprawy reprywatyzacji. Bo mówimy o reprywatyzacji.

Ogólnej?

Tak. Nie mamy zamiaru dzielić obywateli na pochodzenia takiego albo innego. W ogóle nie mamy zamiaru dzielić ludzi ze względu na żadne kryteria. Pan premier bardzo jasno to podnosił, po przyjacielsku, ale bardzo twardo sprawę stawiał. Jedynym kryterium będzie równość.

Do końca roku będzie to rozwiązane?

Do końca roku będzie ustawa przeprowadzona przez Sejm. To nie jest zresztą nowe zobowiązanie, bo znajdą to państwo w naszych programowych dokumentach rządowych. Ustawa reprywatyzacyjna jest przygotowywana i zostanie przez Sejm przeprowadzona do końca roku. Nie możemy jeszcze dzisiaj określić horyzontu czasowego, kiedy ona się zakończy w sensie wypłaty odszkodowań. I nie jesteśmy w stanie dzisiaj określić, jaki to będzie procent.

Dziękuję bardzo. Sławomir Nowak, szef Gabinetu Politycznego Premiera był gościem Salonu. Dziękuję, Panie ministrze.