Logo Polskiego Radia
Trójka
migrator migrator 21.04.2008

Krystyna Mokrosińska

Dla mnie najbardziej niebezpieczny jest fakt, że wszyscy mówią o tym, że to tylko korekta, natomiast zasadnicza ustawa medialna powstaje. Gdzie powstaje? Prawdopodobnie w Kancelarii Premiera.

Gościem jest dzisiaj pani Krystyna Mokrosińska, wybrana na trzecią kadencję prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Dzień dobry, witam.

Dzień dobry.

Gratuluję. Co ogląda, czego słucha prezes SDP?

Słowo honoru, że słucham Trójki. Nie dlatego, że tutaj siedzę.

To nie było uzgodnione. I pewnie wszystkiego…

Co się da. Tak. Ale mogę powiedzieć, że jeśli mnie czasem Trójka znudzi, to przełączam na konkurencję.

A jaka jest generalnie kondycja mediów publicznych Pani zdaniem?

Kiepska. I to moim zdaniem z kilku powodów. Ja bym oddzieliła radio, bo nie chcę mówić o medium, które tylko słucham. Ja jestem dinozaurem telewizyjnym i uważam, że została zniszczona zasada, która kiedyś tam obowiązywała – zasada nauczania zawodu. To nie jest tak, że można przyjść z ulicy i być dziennikarzem telewizyjnym.

To powinno być ukoronowanie zawodu?

Nie. Może powiem tak: ja przyszłam po trzech latach asystentury na uniwersytecie i kolejne dwa lata, mimo że już podjęłam studia w szkole filmowej, „przeczołgano” mnie warsztatowo, ale bardzo życzliwie..

Myśli Pani, że dziennikarze w stacjach komercyjnych stażują trzy lata? Chyba nie?

Myślę, że są tacy zdolni, którzy wejdą szybciej. Część przychodzi z doświadczeniami z mediów publicznych.

Czyli Pani jest, jak rozumiem, zwolennikiem głębokiej reformy mediów publicznych?

Tak.

W obecnej wersji rządowej?

A czy Pan wie, jaka jest wersja rządowa? Tego nikt nie wie. To jest ścisła tajemnica i balony próbne. W tej chwili jest tylko nowelizacja.

Jest nowelizacja o tyle ciekawa, że robiona w parlamencie, nie w rządzie, więc posłowie w każdej chwili mogą coś zmienić.

Nieprawda. Ja jestem ekspertem tej komisji sejmowej i przerażenie moje budził między innymi fakt procedowania. To, co było zapisane, możemy glosować w komisji. Posłowie mogą głosować tylko „za” albo „przeciw” nie ma dyskusji.

Mogą jeszcze na sali sejmowej zgłaszać poprawki.

Tak. Po czym idzie to do Senatu. Senat robi swoje i nie ma mowy na przykład o wykreśleniu połowy zdania, zmiany. Nie. Jesteśmy „za” albo „przeciw”. To jest jakaś chora struktura.

Nie ma otwarcia na debatę?

Nie ma. Żadnego.

A co ta ustawa ma zmienić? To jest poważna nowelizacja?

Uważam, że to, co ona robi to jest coś bardzo powierzchownego. To jest rozdział kompetencji między Krajową Radą a Urzędem Regulacji. W pewnych wypadkach i przy poprawkach, które wprowadzono, to jakoś zaczyna się w tej chwili równoważyć. Budzi moje obawy w tej chwili zmieniona ilość członków Krajowej Rady. Przeżyłam już podobną sprawę w poprzednim parlamencie, kiedy miało być trzech członków wybieranych z rekomendacji stowarzyszeń twórczych.

Nie było takiego wymogu ustawowego.

Jak to? Wtedy był taki projekt, o którym mówił minister Selin.

Tak. Ja mówię o tym, co uchwalono.

Kiedy się ukształtowała koalicja, trzeba było dopasować liczbę członków do układu koalicyjnego.

Czyli to jest to samo, co PiS zrobił w 2005 roku?

Boję się, że to może do tego doprowadzić. Boję się tego. Poważnie. Nie wiem, czy doprowadzi, ale boję się tego. Wprawdzie sposób zgłaszania czyli skrzyżowanie rekomendacji: z jednej strony uczelnie o statusie akademickim, z drugiej – organizacje twórcze i dziennikarskie, one się muszą skrzyżować.

Czyli nie mogą być dwie uczelnie, albo dwa stowarzyszenia?

Nie. Muszą się skrzyżować. Aczkolwiek zapis jest taki, że można go będzie inaczej interpretować. Z tego, co usłyszałam na komisji, to będzie to krzyżowanie. Chciałabym uzyskać takie potwierdzenie. Czytałam i wgłębiałam się w to i według mnie interpretacja może być różna. Tego się boję.

Zdaniem Pani, zdaniem prezesa Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, prezydent powinien podpisać tę ustawę?

Trudno mi mówić, co bym zrobiła na miejscu prezydenta.

Rekomendacja ze strony Stowarzyszenia, to jest chyba to, czego prezydent może oczekiwać? Ale może do Trybunału Konstytucyjnego?

Myślę, że to by był dobry ruch. Sprawdzenie, w jakim stopniu to jest niezgodne z Konstytucją. Aczkolwiek słyszałam mnóstwo opinii na komisji i raczej potwierdzały, że jest to zgodne. Być może. Zawsze można coś znaleźć. Co powinien zrobić prezydent? Nie wiem. Dlatego, że w tej chwili odwlekanie i przeciąganie sprawy jest dość niebezpieczne. Dla mnie najbardziej niebezpieczny jest fakt, że wszyscy mówią o tym, że to tylko korekta, natomiast zasadnicza ustawa medialna powstaje. Gdzie powstaje? Prawdopodobnie w Kancelarii Premiera.

Powstaje?

Powstaje.

Podobno ma powstawać?

Właśnie. Ja też bym chciała wiedzieć.

Mieliśmy już doświadczenia z paroma ustawami medialnymi i tworzenie ich w zaciszu gabinetów nie skończyło się dobrze dla autorów. Mamy z tego jakąś nauczkę?

My? My mamy. Natomiast czy rząd ma, tego nie wiem.

Zjazd SDP wydał dość mocne oświadczenie w sprawie abonamentu. Czy Państwo są za utrzymywaniem mediów publicznych z tego ekstrapodatku, z tej ekstraopłaty?

O, świetnie Pan powiedział. Nie. Ja protestuję przeciwko określeniu „abonament albo śmierć”. Abonament jest jedną z form obowiązkowego podatku. Umówmy się, że społeczeństwo będzie płacić jakiś podatek, czy to będzie forma abonamentu, która na dobrą sprawę teraz umiera, czy to będzie forma odpisu przy PIT-ie, czy to będzie jakaś forma przy rachunkach za elektryczność to jest inna spawa. Ale to ma być opłata społeczna. Bo media publiczne pracują dla społeczeństwa i społeczeństwo, utrzymując je, ma prawo wszystko o nich wiedzieć i wiele od nich wymagać.

Ale dlaczego nie może być tak, jak proponuje rząd czy politycy Platformy, którzy w tym studiu – nie odnoszę się tu do zapisów ustawowych, bo one dopiero powstają – mówili, że rząd z budżetu przydzieli pewną sumę pieniędzy mediom publicznym i będzie to samo?

Nie, nie będzie to samo. Wtedy to będzie dobra wola rządu. Wiem, że to prawdopodobnie minister kultury pracuje nad rozwiązaniami, jak faktycznie ma wyglądać finansowanie. Jeżeli to będzie jakikolwiek odpis podatkowy na określonym poziomie, takim, żeby media trwały, to – proszę bardzo. Ja w 2002 roku napisałam projekt wynikającym z dyskusji u aktualnego dyskutowaliśmy o prawie mediów. Zaproponowaliśmy między innymi odpisy od PIT-u z bardzo dużym zróżnicowaniem. Tu jeszcze dochodzi sprawa zwolnienia rencistów i emerytów. Rozwiązań jest naprawdę mnóstwo. Wobec tego, po co ma to robić budżet?

Ale jaka jest różnica?

Różnica jest taka, że to nie ma być rządowe, tylko społeczne.

Czyli jak rząd trzyma kluczyk do skarbczyka, to zawsze może dać mniej lub więcej.

No, oczywiście. Prosta sprawa. Rządzi ten, kto ma pieniądze. Natomiast, jeżeli odpis w określonej wysokości jest odpisem na rzecz mediów publicznych, to rząd tu nie ma już nic do powiedzenia.

A jak się Pani podoba pomysł, żeby minister skarbu mógł odwoływać w określonych przypadkach prezesów mediów publicznych? Chodzi o przypadki, kiedy oni łamią prawo, kiedy wypada bardzo źle audyt zewnętrzny.

Jeżeli jest gdzieś przestępstwo, jeżeli audyt coś wykazuje, to ktoś musi podjąć jakieś decyzje. Natomiast nie jestem przekonana do takiego stopniowania władzy: jest zarząd, powołany przez rady nadzorcze, potem jest Krajowa Rada, jest jeszcze minister. Kto jest faktyczną władzą?

Musi to być precyzyjnie określone?

Moim zdaniem powinno. Uważam, że prawo powinno określać sprawę precyzyjnie. Natomiast nie kwestionuję prawa ministra skarbu do interwencji. W końcu mamy bardzo niedobrą formę mediów publicznych – jednoosobowe spółki Skarbu Państwa.

A jaka powinna być?

Jest kilka możliwych rozwiązań. Może to być na przykład formuła taka jak Ossolineum czyli jakaś forma użyteczności publicznej. Nawet Poczta Polska ma specjalną formułę, nawet giełda ma specjalną formułę. Można przygotować pewna formułę prawną, która nie będzie jednoosobową spółką Skarbu Państwa. Ta spółka miała być wstępem do prywatyzacji w wypadku innych jednoosobowych spółek, co jest też bardzo niebezpieczne, aczkolwiek niby to przepisy blokują.

Pani prezes, a po co w ogóle Polakom media publiczne?

Nauczyłam się, że wiadomości, dzienniki oglądam po kolei. Dopiero po obejrzeniu wszystkiego mam pewien ogląd na to, co się dzieje. Wydaje mi się, że zobowiązanie mediów publicznych do jak najszerszego, najuczciwszego potraktowania obowiązku informowania, edukowania, podnoszenia poziomu kulturalnego jest cholernie ważne. My mieszkamy w Warszawie, ale proszę sobie wyobrazić mieszkańca prowincji – czy on tak często przyjeżdża do Warszawy? (Nawet warszawiak rzadko chodzi do teatru.) Ale czy on ma często kontakt z teatrem, z tym, co się dzieje w świecie kultury? Nie mówię o jakichś superelitarnych zdarzeniach.

Teatr faktu, teatr poruszający trudne problemy z historii po ‘45 roku to chyba jeden z większych sukcesów mediów publicznych w ostatnich latach.

Tak.

Ale na przykład, jak oglądamy „Taniec na wodzie” (że tak poprzekręcam), to rodzą się pytania, po co ten abonament? Po co media publiczne?

No, właśnie. Tutaj mam takie zasadnicze pytanie: jak się rozlicza pieniądze abonamentowe? W zawsze cytowanej BBC jest publiczne zobowiązanie tej firmy: korzystamy z waszych pieniędzy, mamy obowiązek przedstawić wam rozliczenie z tego, co zrobiliśmy, nasze plany programowe, finansowe, inwestycyjne. I to jest upubliczniane.

Ale sytuacja idzie w odwrotnym kierunku, bo prezes Andrzej Urbański powiedział, że jeżeli abonament będzie dalej tak spadał, to on rozważy przerywanie filmów reklamami.

Myślę, że to była desperacja, bo w tym momencie strzeli sobie gola i to takiego, że niestety będzie musiał odpowiadać przed sądem. Bo jest zakaz. To byłoby złamanie wszelkich reguł. Tu już nie chodzi tylko o media publiczne.

To jak powinny wyglądać media publiczne? Jest Pani w stanie wskazać jakiś wzór, jakiś punkt odniesienia?

Jestem zwolenniczką definicji. Pojęcie „misji” powinno być zdefiniowane. „Taniec na lodzie” puszczajmy sobie gdzieśtam. Nie mówię, żeby puszczać od razu jakieś trudne programy edukacyjne czy polityczne. Nie. Dajmy w tym miejscu rozrywkę godną, która będzie kształtowała gusta. Przepraszam, ale kształtowanie gustów na poziomie pani Dody to jest obniżanie poziomu. Poziom społeczeństwa tworzą media. Telewizja publiczna powinna dbać, żeby to szło trochę w górę.

Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich to związek zawodowy czy reprezentacja całego środowiska? Ostatnio dziennikarze sejmowi zaproponowali założenie własnego stowarzyszenia, bo mówią, że nikt nie broni ich interesów, jak się ich na przykład wygania z kuluarów.

Przepraszam bardzo, broniliśmy. Tylko nie z imienia, z nazwiska, tylko z powodu pewnej zasady. I to wyłonimy już w drugiej kadencji Sejmu.

Czym będzie Stowarzyszenie?

Stowarzyszenie jest organizacją twórczo-zawodową. Na pewno nie jest związkiem zawodowym. Aczkolwiek podejmujemy się w tej chwili rekomendowania ubezpieczeń z odpowiedzialności cywilnej. Ubezpieczamy tych, którzy chcą w stopniu minimalnym. To, że my ich ubezpieczamy, gwarantuje ubezpieczycielowi, że to są dziennikarze.

Ciekawe. Czyli jak nakłamałem w tym studiu, to nie ja będę płacił. Dziękuję bardzo. Krystyna Mokrosińska była gościem Salonu.