Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Beata Krowicka 03.01.2014

Zmarło dziecko pijanej 31-latki, która zginęła w sylwestrową noc

W nocy w łódzkim szpitalu zmarło dziecko kobiety śmiertelnie potrąconej przez samochód - podaje Radio Łódź.
Zdjęcie ilustracyjneZdjęcie ilustracyjnesxc.hu

Lekarze przez trzy dni walczyli o życie dziecka, które przyszło na świat w wyniku cesarskiego cięcia już po tragicznym wypadku. Dziecko zmarło w nocy w Centrum Zdrowia Matki Polki. Dziewczynka przyszła na świat w stanie krytycznym, lekarze już wcześniej dawali małe szanse na jej przeżycie.

- Zabezpieczamy dokumentację medyczną dziecka. Dzisiaj zlecimy sądowo-lekarską sekcję zwłok - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania.
Kobieta była w dziewiątym miesiącu ciąży. Po wypadku przewieziono ją do szpitala w Zgierzu, a następnie do Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
Matka dziecka po cesarskim cięciu trafiła do szpitala im. Kopernika w Łodzi, gdzie zmarła w wyniku odniesionych ran. Przeprowadzone badanie na zawartość alkoholu w organizmie kobiety dało wynik ponad 2,2 promila.

TVN24/x-news

Do potrącenia 31-latki doszło w sylwestra po północy, kiedy grupa osób postanowiła przywitać Nowy Rok na ul. Wojska Polskiego w centrum Łodzi. Była wśród nich także ta ciężarna kobieta.
Policja informuje, że osoby te odpalały fajerwerki i zachowywały się agresywnie, nie chciały też przepuszczać jadących ulicą samochodów. 67-letni kierowca toyoty obawiając się o swoje bezpieczeństwo próbował odjechać z tego miejsca. Po przejechaniu kilku metrów, zauważył leżącą na ulicy kobietę, która prawdopodobnie zaczepiła się o jego samochód.

TVN24/x-news

Mimo hospitalizacji nie udało się jej uratować. Zmarła w szpitalu. Po tym jak trafiła do szpitala, lekarze zdecydowali się wykonać cesarskie cięcie. Dziecka jednak również nie udało się uratować.

Śledztwo w tej sprawie prowadzi Prokuratura Rejonowa Łódź-Polesie. Zlecona została sądowo-lekarska sekcja zwłok. - Kobieta doznała poważnych obrażeń, ale niezbędne jest ustalenie, jakie konkretnie były to obrażenia, a przede wszystkim, jaki był mechanizm, czyli, w jakich okolicznościach mogły one powstać - powiedział rzecznik łódzkiej prokuratury Krzysztof Kopania.

Niejasne okoliczności wypadku
Kierowca toyoty był trzeźwy. Jak ustalono, 67-latek wraz z żoną, córką i wnuczką wracał po północy z pokazu fajerwerków. Panował wówczas wzmożony ruch. Przy ul. Wojska Polskiego samochód miał być zaatakowany kijami bejsbolowymi. Auto zostało poddane oględzinom. - Nie ujawniono uszkodzeń, które wskazywałyby na potrącenie. Widoczne są jedynie wgłębienia, których wstępna ocena może wskazywać na to, że powstały w wyniku np. uderzenia kijem bejsbolowym - powiedział prokurator.

Mężczyzny na razie nie udało się przesłuchać ze względu na jego zły stan psychiczny.

W środę przesłuchano natomiast kierowcę volkswagena, który jechał bezpośrednio za toyotą i nagrał wideorejestratorem część zdarzenia. Widać na nim agresywnych ludzi podbiegających do samochodów.

Świadkowie także przyznają, że niektóre osoby z tej grupy miały w rękach przedmioty przypominające kije bejsbolowe.

- Z zapisu wynika, że toyota była atakowana przez grupę osób kijami bejsbolowymi, natomiast po tym, jak minęła tą grupę, kobieta leżała na jezdni. Dokładnie ustalamy jak do tego doszło, a przede wszystkim, czy kobieta została przejechana, potrącona, czy też sama się przewróciła - zaznaczył Kopania.

Relacje świadków są sprzeczne.

- Są relacje świadków, z których wynika, że kobieta wręcz położyła się przed samochodem prawdopodobnie, żeby uniemożliwić jego dalszą jazdę. Inni świadkowie twierdzą, że kobieta się przewróciła. Z relacji wynika, że była pchana przez auto przez kilkanaście-kilkadziesiąt metrów - mówił Kopania.
Według świadków samochód był atakowany z różnych stron; według relacji jednego z kierowców, grupa żądała pieniędzy za przejazd.
- Ocena zawinienia przez kierowcę będzie bardzo trudna, bowiem nie wiadomo, czy widział kobietę i mógł uniknąć wypadku - zaznaczył prokurator.

Trwają przesłuchania świadków. Do śledczych zgłaszają się osoby postronne, które nie wchodziły w skład grupy agresywnych osób. Prokuratura apeluje o zgłaszanie się kolejnych świadków. - Sytuacja jest niejednoznaczna, robimy wszystko, żeby wszelkie wątpliwości rozwiać - podkreślił prokurator.

Radio Łódź, IAR, PAP, bk