Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Agnieszka Jaremczak 06.03.2014

Obserwatorzy OBWE nie zostali wpuszczeni na Krym

40-osobowa misja wojskowych obserwatorów, która znajduje się już przy wjeździe na Krym nie mogła dostać się na półwysep i zawróciła w kierunku miasta Chersoń. Obserwatorzy mają tam podjąć decyzję, czy będą kontynuować misję.

Amerykańska delegacja przy OBWE uznaje blokowanie misji za "niedopuszczalne i niepożądane".
O tym, że obserwatorzy nie zostali wpuszczeni na Krym, poinformował w środę minister spraw zagranicznych Litwy Linas Linkeviczius. W czwartek potwierdził to rzecznik Ministerstwa Obrony Ukrainy Jewhen Perebyjnis.

Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>

- Niewpuszczenie wojskowych obserwatorów OBWE na Krym świadczy o tym, że tamtejsze władze nie chcą pokazać, co tam się dzieje - komentował te decyzje szef MON Tomasz Siemoniak. Polska wysłała w ramach misji dwóch wojskowych.
Zdaniem Siemoniaka, "społeczność międzynarodowa będzie wyciągała z tego wnioski".
- To nie jest normalna sytuacja, w której nie wpuszcza się wojskowej misji OBWE, to nie jest normalna sytuacja, gdy przedstawiciel sekretarza generalnego ONZ musi uciekać, bo jest zagrożenie - ocenił szef MON.

W środę wysłannik ONZ Robert Serry postanowił zakończyć misję na Krymie i wyjechać, gdy jego samochód został zatrzymany przez uzbrojonych ludzi.
W czwartek wczesnym popołudniem rzecznik ukraińskiego resortu obrony podał z kolei, że obserwatorów OBWE zatrzymali umundurowani ludzie.
Misja OBWE przybyła na Ukrainę we wtorek. Liczy ona 40 obserwatorów wojskowych OBWE z 21 państw. Jest nieuzbrojona, a jej celem jest monitorowanie aktywności militarnej Rosji.

Specjalny wysłannik OBWE na Ukrainę Tim Guldimann ocenił sytuację na Krymie jako napiętą, lecz zaznaczył, że nie stwierdzono faktów ograniczania tam praw mniejszości. Zaznaczył, że wciąż rośnie liczebność "samoobrony Krymu".

Dyplomatyczna wojna nerwów [relacja]

IAR/PAP/asop

''