Logo Polskiego Radia
PAP
Agnieszka Kamińska 07.03.2014

Tusk: referendum na Krymie będzie nielegalne

Premier Donald Tusk zapowiedział, że część polityczna umowy Unii i Ukrainy może być podpisana już za miesiąc.
Premier Donald TuskPremier Donald TuskPAP/Bartłomiej Zborowski

Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny portalu PolskieRadio.pl >>>
Bez rozwiązania na Krymie. Podpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE - "za miesiąc" [relacja] >>>

Premier Donald Tusk powiedział w piątek, że referendum na Krymie będzie "w sposób ewidentny nielegalne" i narusza suwerenność Ukrainy.
Tusk powiedział dziennikarzom w drodze powrotnej z Dublina, że "w żaden sposób nie można akceptować referendum na Krymie". - Wiąże się to z koniecznością odmowy uczestniczenia (w referendum) jakichkolwiek obserwatorów, żeby nie było jakichś dwuznaczności - zaznaczył szef rządu.
- Czy Rosja zatrzyma się w związku z tym - takiej gwarancji nie mamy. Mamy gwarancję, że jeśli nie podejmiemy żadnych kroków, to Rosja na pewno się nie zatrzyma. Europa nie ma wyjścia - podkreślił Tusk.
Parlament Krymu miał opowiedzieć się w czwartek za wejściem półwyspu w skład Federacji Rosyjskiej i za wyznaczeniem na 16 marca referendum w tej sprawie. Tusk ocenił, że w kwestii referendum na Krymie cała wspólnota euroatlantycka powinna mówić jednym głosem. - Wydaje mi się, że dla wszystkich jest oczywiste, że nie może być akceptacji w ogóle dla samego przeprowadzania referendum - zaznaczył premier.

Umowa z Ukrainą za około miesiąc
Tusk opowiadał tez o szczegółach czwartkowego szczytu UE w Brukseli, na którym szefowie państw UE zdecydowali m.in., że polityczna część umowy stowarzyszeniowej z Ukrainą będzie podpisana możliwie szybko, jeszcze przed majowymi wyborami w tym kraju.
- Cały manewr z podpisaniem umowy stowarzyszeniowej (w części politycznej) polega na tym, że do (momentu) spotkania w Brukseli (na szczycie) jedyną propozycją dla Ukrainy było ewentualne wdrożenie niektórych przepisów, dotyczących ułatwień handlowych - mówił szef rządu.
Jak dodał, w czasie dyskusji podczas szczytu premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk zauważył jednak, że Ukraina jest "de facto w stanie wojny", a dla jego kraju najważniejsze rzeczą jest realne wsparcie polityczne.
Według Tuska, Jaceniuk jako pierwszą rzecz wymienił potrzebę podpisania umowy stowarzyszeniowej, a "było jasne, że obecnie nie jest możliwe wprowadzenie umowy handlowej ze względu na sytuację na granicy ukraińsko-rosyjskiej".
- Umowa stowarzyszeniowa w tej zasadniczej, politycznej części jest Ukrainie bardzo potrzebna, żeby potwierdzić legalność władz i utrudnić Rosji manipulowanie światową opinią publiczną - przekonywał premier.
Jak dodał, ta sytuacja wymagała "kopernikańskiego przewrotu" w myśleniu przywódców unijnych. - Kiedy zgłosiłem wniosek, żeby możliwie szybko podpisać umowę stowarzyszeniową w części politycznej, to - szczerze powiedziawszy - na sali nie było entuzjastów - przyznał szef rządu.

Tusk poinformował, że konsultował swoją propozycję z szefem Komisji Europejskiej Jose Barroso, przekonywał też kanclerz Niemiec Angelę Merkel. - Wydaje się, że te dwie rozmowy były kluczowe - ocenił.
Według szefa polskiego rządu, umowa stowarzyszeniowa z Ukrainą w części politycznej zostanie podpisana w Kijowie. Ale - jak zastrzegł - trzeba poczekać na oficjalną decyzję Kijowa. - Przełom marca, kwietnia jest bardzo realny (aby tę umowę podpisać), może nawet szybciej  - ocenił Tusk. Szef rządu nie wykluczył, że wcześniej pojedzie do stolicy Ukrainy, by pomóc w przygotowaniach.

Tusk: teraz Zachód będzie bardziej stanowczy
Zdaniem premiera, brak twardych działań ze strony Zachodu zachęcał Rosję i prezydenta Władimira Putina do agresywnych działań. Jak ocenił, fakt, iż UE oraz Stany Zjednoczone są gotowe do bardziej stanowczych kroków, daje nadzieję na "zatrzymanie Putina i Rosji w tym agresywnym marszu".

Premier o F-16
Tusk ocenił też, że wzmocnienie polskich możliwości obronnych przez żołnierzy amerykańskich i dodatkowe samoloty amerykańskie na polskim niebie to "początek drogi - jeśli chodzi o realne możliwości obrony".

Szef MON Tomasz Siemoniak zapowiedział w piątek, że w poniedziałek lub wtorek w Polsce powinny pojawić się pierwsze amerykańskie samoloty F-16 oraz co najmniej 300-osobowy personel. Mają uczestniczyć w polsko-amerykańskich ćwiczeniach sił powietrznych.

Minister podkreślił, że decyzja o wzmocnieniu amerykańskiej obecności w Polsce zapadła bardzo szybko i stało się to na prośbę Warszawy.
Minister Siemoniak dodał, że porozumienie z USA daje możliwość przylotu do Polski amerykańskich sił powietrznych w razie potrzeby w kilka godzin.

Siemoniak mówił w czwartek, że ćwiczenia były planowane na mniejszą skalę i miały tym razem dotyczyć lotnictwa transportowego. Dodał, że wobec sytuacji na Ukrainie Polska wystąpiła do "amerykańskich sojuszników i przyjaciół", by ćwiczenia przyśpieszyć i by były na znacznie większą skalę.
Siemoniak powiedział, że to, jak długo zostaną amerykańskie F-16, zostanie podane do wiadomości, kiedy samoloty przylecą. - Mogą być różne warianty, samoloty będą na pewno, będziemy tutaj, jak długo będzie potrzeba - zapewnił Mull.
Rotacyjne pobyty komponentu lotniczego Sił Powietrznych USA odbywają się na podstawie polsko-amerykańskiego porozumienia międzyrządowego z 2011 r. Umożliwiło ono  od 2012 r. stałe stacjonowanie amerykańskiego pododdziału lotniczego (aviation detachment - AvDet), który przygotowuje okresowe pobyty samolotów bojowych i transportowych Stanów Zjednoczonych w bazach w Łasku i Powidzu. Taki rotacyjny pododdział może pozostawać na okres od dwóch tygodni do miesiąca.

PAP/IAR/agkm

Tomasz Siemoniak o ćwiczeniach (Wideo: TVN24/x-news)