Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Beata Krowicka 10.05.2014

Wschód Ukrainy gotowy na referendum. Wyniki są już znane? [podsumowanie]

Ukraińscy separatyści organizują w niedzielę „referendum” w sprawie ogłoszenia niepodległości obwodów donieckiego i ługańskiego. Wyniku tego głosowania nie uznaje nikt poza samymi organizatorami i ich zwolennikami.

Separatyści utrzymują, że wydrukowali 3 miliony kart do głosowania. Nie są one w ogóle zabezpieczone przed sfałszowaniem. Nie wiadomo też, kto, gdzie i na jakiej zasadzie będzie głosował, ponieważ organizatorzy nie mają list wyborców.

W niektórych miastach i wsiach komisje są w tam, gdzie w poprzednich wyborach, w innych w ogóle ich nie ma. Według ekspertów, swoje głosy odda około 15 procent mieszkańców obwodów donieckiego i ługańskiego.

Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>

Ich głos nie ma jednak większego znaczenia dla separatystów, ponieważ część kart do głosowania postanowili wypełnić sami, jeszcze przed rozpoczęciem plebiscytu. Ukraińscy wojskowi zatrzymali auto z paczkami, w których było sto tysięcy biuletynów z zaznaczonym poparciem dla samozwańczej Republiki Donieckiej.

CNN Newsource/x-news

W niektórych komisjach głosowanie rozpoczęło się też przed czasem rzekomo ze względu na zaostrzenie sytuacji na wschodzie Ukrainy.
Ukraińskie władze podkreślają, że „referendum” jest organizowane niezgodnie z prawem. Wspólnota międzynarodowa też nie uzna jego wyników. OBWE nazwała plebiscyt absurdem i zaapelowała o jego odwołanie. Nawet Rosja, która popiera separatystów i działających na Ukrainie terrorystów zwróciła się do nich, aby odłożyli swoje „referendum”. Ci jednak nie posłuchali.

Samozwańczy mer Słowiańska: frekwencja na referendum wyniesie 100 procent [relacja] >>>

Wcześniej separatyści mówili, że celem plebiscytu jest przyłączenie się do Rosji. Obecnie twierdzą, że chcą utworzenia "niepodległej Noworosji".

Separatyści będą strzelać?

Tzw. ludowy mer opanowanego przez separatystów prorosyjskich Słowiańska na wschodniej Ukrainie Wiaczesław Ponomariow zapowiedział w sobotę, że jego siły nie będą już brały jeńców, lecz będą zabijać atakujących je żołnierzy ukraińskich - donosi radio Swoboda.

- Byliśmy nieformalnie umówieni, że nie otwieramy ognia do żołnierzy służby zasadniczej, ale po tym, gdy przy milczącym braku działań ze strony żołnierzy 95. brygady desantowej (Ukrainy) rozstrzelano cywilnych mieszkańców wsi Andrijiwka, postanowiliśmy, że nie będziemy brali jeńców. Będziemy walić (zabijać) wszystkich - oświadczył Ponomariow.

Wieś Andrijiwka znajduje się pod Słowiańskiem. Ukraińskie media piszą, że 3 maja podczas operacji antyterrorystycznej prowadzonej przez władze zginęło tam dwóch żołnierzy, do których separatyści strzelali spoza "żywych tarcz" utworzonych z mieszkańców. Wybuchła strzelanina, w której kilkanaście osób zostało rannych. Ponomariow oświadczył, że separatyści nie będą więcej prowadzili rozmów z ukraińskimi władzami. - Będziemy bezwzględnie zabijali. Nikt nie będzie z nimi rozmawiał. Im ostrzej będziemy się z nimi obchodzili, tym szybciej zaczną nas poważać - powiedział.

Walka o wschód Ukrainy
Niepokoje na wschodzie Ukrainy trwają od miesiąca. 6 kwietnia w Doniecku prorosyjscy separatyści ogłosili powstanie Donieckiej Republiki Ludowej (DRL) i przyłączenie jej do Rosji. Deklarację uchwaliło około 50 ludzi, określających się jako "rada ludowa" obwodu donieckiego.
Z masztu nad siedzibą władz obwodu zdjęto flagę Ukrainy i zamiast niej powieszono czarno-niebiesko-czerwoną flagę DRL. To wówczas właśnie ogłoszono, że 11 maja odbędzie się referendum niepodległościowe. Separatyści ostrzegli też wtedy władze Ukrainy przed próbami zablokowania tej inicjatywy.
W odpowiedzi pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow zapowiedział akcje antyterrorystyczne przeciwko separatystom, dążącym do oderwania wschodnich regionów kraju.
Wydarzenia, które z Doniecka rozlały się wtedy na Charków i Ługańsk, Turczynow nazwał "drugim po zajęciu przez Rosję Krymu etapem operacji specjalnej prowadzonej przez Moskwę w celu destabilizacji sytuacji na Ukrainie". Ocenił, że Rosja dąży do obalenia władz w Kijowie, nie chce dopuścić do planowanych na 25 maja wyborów prezydenckich i chce rozpadu Ukrainy.
Zwolennicy Donieckiej Republiki Ludowej na kilka dni przed referendum zaczęli rozdawać ludziom w Doniecku dwie karty do głosowania. Na jednej z nich widnieje pytanie: "Czy jesteś za przekształceniem Donieckiej Republiki Ludowej w niepodległe państwo?", a na drugiej - "Czy popierasz akt proklamowania niepodległości Donieckiej Republiki Ludowej?".

Zagłosują trzy miliony?
We wtorek, przewodniczący Centralnej Komisji Wyborczej tzw. Donieckiej Republiki Ludowej Roman Lagin oświadczył, że w referendum może wziąć udział ponad trzy miliony wyborców.
W środę o odłożenie referendum apelował prezydent Rosji Władimir Putin, który uznał, że stworzyłoby to niezbędne warunki do dialogu narodowego na Ukrainie. Separatyści go nie posłuchali.

DE RTL TV/x-news

Plany przeprowadzenia referendum potępiły Stany Zjednoczone, ostrzegając, że ich wyników nie uzna żaden kraj. W czwartek MSZ Ukrainy uznało, że słowa Putina o potrzebie przełożenia referendum "nie są przejawem dobrej woli, lecz zwykłą farsą". - Jakiekolwiek "terrorystyczne referenda" na wschodzie naszego kraju są bezprawne. Taki scenariusz był już realizowany przez Rosję na Krymie" - stwierdzono.
Premier Ukrainy Arsenij Jaceniuk ocenił z kolei, że oświadczenie Putina jest blefem. - To, że Rosja prosi o przeniesienie jakiegoś wyznaczonego na 11 maja referendum, oznacza, że rosyjskiemu prezydentowi należy wyjaśnić, iż 11 maja żadne referendum na Ukrainie nie było planowane. A jeśli terroryści i separatyści, którzy są wspierani przez Rosję, otrzymali od niej rozkaz, by je przenieść, to są to tylko ich wewnętrzne problemy - podkreślił szef ukraińskiego rządu.

IAR, PAP, bk