- Sugerowanie, że były jakieś konsultacje z zespołem redakcyjnym jest kłamstwem albo nieświadomym mijaniem się z prawdą. Być może ktoś wprowadził pana prokuratora generalnego w błąd. Żadnych konsultacji nie było. Nie było żadnych warunków i możliwości zwołania jakiegokolwiek kolegium redakcyjnego - dodał Dzierżanowski.
Dziennikarz zaapelował do prokuratury o ujawnienie wszystkich protokołów z czynności ABW w redakcji tygodnika. - Ze strony redakcji "Wprost" nic się nie zmieniło. Nadal nie jesteśmy gotowi wydać tych materiałów - zadeklarował.
Dodał, że śledczy domagali się wydania wszystkich nośników na jakich znajdowały się taśmy. - Oznacza to w sposób oczywisty, że redakcja nie miała prawa, wypełniając literalnie żądanie dobrowolnego wydania, nie mielibyśmy prawa posiadać żadnych nagrań ani żadnych dokumentów dotyczących tych nagrań - mówił.
(źródło: TVN24/x-news)
Jego zdaniem wypowiedzi prokuratora generalnego z konferencji prasowej zawierały liczne sprzeczności. - Jedna z nich polegała na tym, że prokurator generalny powiedział, że w pewnym momencie była zgoda na sobotnie dostarczenie materiałów. Później natomiast, jak wiadomo, prokuratorzy sami usiłowali odebrać laptop - powiedział Dzierżanowski.
Seremet broni prokuratorów>>>
Według Seremeta, jeden z prokuratorów wydał polecenie odebrania laptopa redaktorowi naczelnemu "Wprost". Pytany o wykręcanie rąk Sylwestrowi Latkowskiemu przez funkcjonariuszy ABW podczas tej próby powiedział, że nie widział takiego zdarzenia. Zaznaczył, że przekonamy się o tym, gdy będziemy dysponować taśmą dokumentującą zdarzenia we "Wprost".
- Ja polegam na informacji, którą uzyskałem od jednego z prokuratorów, że dotąd był obserwatorem zdarzenia - powiedział. Przypomniał, że prawo dopuszcza użycie siły, jeśli odmawia się wydania rzeczy - dowodu w śledztwie.
Adwokat: działania prokuratury w sprawie "Wprost" były przedwczesne>>>
Pytany, czy nie ocenia, że działania prokuratury prowadziły wprost do złamania tajemnicy dziennikarskiej przez ujawnienie źródła informacji powiedział, że oceni to sąd. - Państwo zakładacie, że ten sam człowiek zakłada podsłuch i ten sam człowiek idzie z materiałem do redakcji. Jeżeli będzie, to rzeczywiście taki zbieg, o jakim państwo mówią, to sąd po prostu się na to ujawnienie tajemnicy dziennikarskiej przez wydanie dowodów prokuraturze nie zgodzi - powiedział Seremet.
Przypomniał, że prokuraturę interesuje sprawca nielegalnych podsłuchów niezależnie od tego, czy jest źródłem dziennikarskich informacji, czy nie jest. - My nie możemy o tym ani przesądzić, ani decydować - dodał.
AFERA TAŚMOWA W POLSKIM RZĄDZIE - czytaj więcej >>>
Kilka dni temu "Wprost" ujawnił nagranie rozmowy, na którym słychać, jak szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz rozmawia z prezesem Narodowego Banku Polskiego Markiem Belką i byłym ministrem Sławomirem Cytryckim o hipotetycznym wsparciu przez NBP budżetu państwa kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS. Belka stawia dwa warunki: domaga się dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz nowelizacji ustawy o banku centralnym. Tygodnik twierdzi, że do rozmowy doszło w lipcu 2013 r. W listopadzie Rostowski został zdymisjonowany, pod koniec maja 2014 roku do Rady Ministrów wpłynął projekt założeń nowelizacji ustawy o NBP.
W innej nagranej rozmowie b. wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz miał mówić Sławomirowi Nowakowi, że użył swych wpływów do zablokowania kontroli skarbowej u żony Nowaka. W sprawie treści tej rozmowy praska prokuratura wszczęła śledztwo w poniedziałek.
IAR/PAP/asop