W 1991 r. Polska uznała niepodległość Ukrainy jako pierwszy kraj na świecie. Na stronie premier.gov.pl można przeczytać telegram gratulacyjny ówczesnego prezydenta Lecha Wałęsy do przewodniczącego Rady Najwyższej Ukrainy Leonida Krawczuka. - Jestem przekonany, że dalsza współpraca naszych państw będzie korzystna dla dobra obu naszych narodów, ich sąsiadów i całej Europy - napisał 3 grudnia 1991 roku Lech Wałęsa.
Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>
Jeszcze nigdy święto niepodległości na Ukrainie nie odbywało się w tak patriotycznej atmosferze. Według socjologów, rekordowa liczba Ukraińców, aż 90 proc. popiera niepodległość swojego kraju. To efekt rosyjskiej aneksji Krymu i wspierania przez Moskwę separatystów we wschodniej części Ukrainy.
Ukraińcy w sytuacji zagrożenia zjednoczyli się. Zwykli ludzie pomagają wojsku, wspólnie zbierają pieniądze na umundurowanie i wyposażenie żołnierzy. Większość walczących to ochotnicy. Prywatne osoby wożą na front jedzenie i ubranie. Podobnie wygląda pomoc dla uciekinierów ze Wschodu, w którą zaangażowało się wielu zwykłych Ukraińców, którzy na co dzień mają zupełnie inną pracę, czy własny biznes.
W związku z trudną sytuacją w kraju obchody Dnia Niepodległości znacznie ograniczono, ale władze zdecydowały się na organizację w stolicy parady wojskowej. Część żołnierzy i sprzętu wojskowego, który będzie pokazany na Chreszczatyku, od razu trafi na front.
Patriotyczny duch wyraża się na każdym kroku. Niemal każdy kierowca ma w swoim samochodzie flagę Ukrainy, w barwy narodowe przemalowywane są mosty i latarnie. W radiu można usłyszeć piosenki, które mówią o miłości do własnego kraju. Wszystko to jest oddolną inicjatywą Ukraińców, którzy dotąd dość obojętnie odnosili się do swojej ojczyzny.
IAR/aj