Logo Polskiego Radia
PAP
Juliusz Urbanowicz 17.10.2014

Dowódca wojsk USA: miasto Kobani może wpaść w ręce dżihadystów

- Jest wysoce prawdopodobne, że miasto Kobani może wpaść w ręce dżihadystów - mimo ataków lotnictwa sojuszniczego na ich pozycje oraz nadludzkich wysiłków kurdyjskich obrońców walczących o odzyskanie utraconego terenu - powiedział szef Centralnego Dowództwa wojsk USA, gen. Lloyd Austin.
Kobani może wpaść w ręce dżihadystów - ocenia szef Centralnego Dowództwa wojsk USA gen. Lloyd AustinKobani może wpaść w ręce dżihadystów - ocenia szef Centralnego Dowództwa wojsk USA gen. Lloyd AustinTOLGA BOZOGLU/PAP/EPA.

- Nieprzyjaciel postanowił skoncentrować główne siły na zdobyciu miasta Kobani w północnej Syrii - tłumaczył amerykański dowódca.

Rzecznik kurdyjskich sił broniących się w Kobani powiedział telefonicznie dziennikarzom AFP: "Walczymy w obronie miasta całymi rodzinami".

II wojna Zachodu z islamskim terroryzmem (analiza) >>>

Wiadomości napływające z Kobani są trudne do sprawdzenia, ponieważ w mieście nie ma ani zagranicznych obserwatorów, ani dziennikarzy. Od czwartku dżihadyści próbują kolejnymi atakami odciąć miasto od przejścia Mursitpinar na tureckiej granicy odległej o kilometr od jego północnego przedmieścia. Ostrzeliwują oni drogę do granicy silnym ogniem moździerzy.

Anwar Moslem, kurdyjski szef kantonu Kobani, w którym działały od lat demokratycznie wybierane i tolerowane przez rząd w Damaszku struktury samorządowe, poinformował w piątek telefonicznie agencję AFP, że cywilna ludność pozostała w mieście nie może go opuścić, ponieważ dżihadyści obłożyli ogniem przejście w stronę granicy tureckiej.

Według źródeł ONZ w Kobani, które przed rozpoczęciem ofensywy dżihadystów liczyło ok. 500 tys. mieszkańców, pozostaje jeszcze tylko ok. 700 osób cywilnych.

Od początku bitwy o Kobani, która rozpoczęła się 16 września,  Państwo Islamskie straciło ok. 380 bojowników, a obrońcy należący do kurdyjskich Oddziałów Obrony Ludu zorganizowanych przez lewicową Kurdyjską Partię Pracy (niegdyś marksistowska)- ok. 270.

Gen. Lloyd Austin, który nadzoruje działania lotnictwa sojuszniczego w Iraku i Syrii podkreslił wyraźnie, że priorytetem USA jest walka przeciwko dżihadystom w Iraku, natomiast  bombardowanie celów w Syrii ma na celu dezorganizowanie zaopatrzenia wojsk nieprzyjaciela.

WOJNA W IRAKU - serwis specjalny >>>

WOJNA W SYRII - zobacz serwis specjalny>>>

Wedle amerykańskiego dowódcy, działania lotnictwa sojuszniczego w Iraku i Syrii stanowią jedynie część składową kampanii prowadzonej przeciwko dżihadystom i mają wesprzeć armię iracką oraz syryjskich powstańców, których USA będą w miarę potrzeby szkolić i uzbrajać.
Zastosowana strategia ataków z powietrza polega, jak wyjaśnił generał, na osłabianiu zdolności nieprzyjaciela do organizowania wielkich konwojów z bronią i zaopatrzeniem oraz koncentracji sił do działań ofensywnych.
Celem działań przeciwko  dżihadystom i pomocy dla Iraku - wyjaśnił gen. Lloyd - jest "pokonanie i ostatecznie zniszczenie" Państwa Islamskiego.
Austin nazwał "realistycznym" amerykański plan wyszkolenia około 5 000 członków umiarkowanej opozycji syryjskiej i stworzenia z nich siły zdolnej walczyć z Państwem Islamskim.
- Myślę, że dobrze wyszkolone i wyposażone siły zbrojne mają rzeczywiste szanse na odniesienie sukcesu w walce z dzihadystami - ocenił dowódca amerykański.

JU/PAP

''