Logo Polskiego Radia
polskieradio.pl
Agnieszka Jaremczak 11.12.2014

Rosja rezygnuje z robienia wspólnych interesów z UE? [analiza]

Nieoczekiwana deklaracja Władimira Putina o wycofaniu się Rosji z budowy gazociągu South Stream mogła wprawić w zdumienie niektórych przywódców Unii Europejskiej. Część z nich liczy, że Moskwa zmieni zdanie.

South Stream to wspólny projekt między innymi rosyjskiego Gazpromu, włoskiej firmy ENI i niemieckiej Wintershall. Liczący 3 600 kilometrów gazociąg miał zapewnić dostawy gazu z Rosji do Europy Środkowej i Południowej. Rura miała prowadzić z południa Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, a następnie do Serbii, na Węgry, do Austrii i Słowenii. Koszt inwestycji szacuje się na 40 miliardów dolarów. Co ważne, gazociąg miał omijać Ukrainę. Fakt ten budził kontrowersje Stanów Zjednoczonych oraz w części państw w Europie. Podnoszono też argument, że gazociąg zwiększałby uzależnienie tej części Europy od gazu z Rosji.

South
South Stream od 2015 roku miał dostarczać rosyjski gaz krajom Europy Środkowej i Południowej przez Morze Czarne z ominięciem Ukrainy. Infografika: PAP/Ziemienowicz Adam

Po aneksji Krymu oraz po rozpoczęciu walk na wschodzie Ukrainy inwestycja zaczęła skupiać na sobie uwagę zachodnich dyplomatów. 

Z Brukseli napływały coraz wyraźniejsze sygnały, że rura nie powinna być budowana, bo strona rosyjska nie przestrzega norm obowiązujących w Unii Europejskiej. Zastrzeżenia dotyczyły procedury wyłonienia inwestora. Komisja Europejska zgłosiła także uwagi w związku z zapisami umowy bułgarsko-rosyjskiej, które preferują jako podwykonawców firmy z tych dwóch krajów. Według unijnych ekspertów to sprzeczne z prawem wspólnotowym. W grudniu 2013 roku Komisja zaleciła renegocjacje porozumień w sprawie South Streamu. W opinii urzędników z Brukseli umowy te dają nadmierne prawa Gazpromowi. Chodzi między innymi o zarządzanie gazociągiem, wyłączny dostęp do niego czy ustalanie taryf przesyłowych.

W odpowiedzi kraje popierające budowę South Stream, czyli: Słowenia, Węgry, Bułgaria i Austria - zwróciły się do Komisji Europejskiej z apelem, by wypracowała porozumienie z Moskwą dotyczące tego, w jaki sposób można zbudować ten gazociąg, nie łamiąc unijnych przepisów. Negocjacje nie przyniosły żadnych rezultatów i w czerwcu Bułgaria ogłosiła, że zawiesza wszelkie działania związane z budową. Stało się to po spotkaniu premiera tego kraju z grupą amerykańskich senatorów. Jak tłumaczył szef bułgarskiego rządu Płamen Oreszarski budowa gazociągu została wstrzymana do czasu usunięcia wszystkich wad prawnych. 

Uwagi Brukseli nie znajdują zrozumienia na Węgrzech, które zajmują nieprzejednane stanowisko. Na początku listopada premier Viktor Orban oświadczył, że Stany Zjednoczone wywierają "silną presję na Węgry", starając się odwieść Węgry od planu budowy South Stream. Budapeszt decyzji nie zmienił i dał zielone światło dla budowy gazociągu. Przyjęta przez parlament nowelizacja ustawy o zaopatrzeniu w gaz wprowadza inne - od unijnych - standardy rynku gazowego. Węgierska decyzja została zinterpretowana jako polityczne zbliżenie Budapesztu do Moskwy. - Decyzja Węgier o budowie South Stream jest dzisiaj posunięciem prorosyjskim, ale warto przypomnieć, że przed wybuchem zbrojnego konfliktu ukraińsko-rosyjskiego projekt ten miał poparcie Unii Europejskiej. Bruksela zmieniła swoją politykę wobec South Stream, mając ku temu zresztą słuszne powody. Nie kwestionuję zasadności unijnych sankcji przeciwko Rosji - mówił prof. Lajos Bokros, węgierski polityk i ekonomista, były minister finansów.

Jednak cała inwestycja stanęła pod znakiem zapytania po tym, jak 1 grudnia prezydent Władimir Putin ogłosił, że Rosja się z niej wycofuje. Winę za zamieszanie zwalił na Brukselę i Sofię. Putin stwierdził, że skoro Unia Europejska, której członkiem jest Bułgaria nie chce realizacji gazociągu South Stream, to oznacza, że projekt nie zostanie zrealizowany. Wytknął też Komisji Europejskiej "niekonstruktywne stanowisko" w sprawie gazociągu. - Przekierujemy strumienie naszych źródeł energii w inne regiony świata i Europa ich nie otrzyma. Uważamy, że nie leży to w interesie ekonomicznym Europy i przynosi szkody naszej współpracy. Ale taki jest wybór naszych europejskich przyjaciół, w końcu to oni są klientami - dodał. Część ekspertów powątpiewa, czy aby na pewno Moskwa definitywnie zamknęła budowę South Stream. - 

Na razie projekt został powieszony na kołku, co jest prestiżową porażką Putina i co wskazuje na to, że sankcje, które były takie miękkie i wydawało się, że nie działają, w połączeniu z zapaścią na rynku ropy dają efekty - uważa ekspert do spraw rynku energetycznego Jarosław Guzy.

Pojawiają się też opinie, że Moskwa postawiona pod ścianą nie miała wyjścia. - Rosja zrezygnowała z budowy Gazociągu Południowego, bo sankcje zablokowały możliwość jego kredytowania. Ponadto projekt nie jest perspektywiczny – tak decyzję Kremla tłumaczył w radiowej Jedynce były premier Włodzimierz Cimoszewicz. 

Dodał, że Rosja nie zgadzała się na uznanie regulacji unijnych na terenie wspólnego rynku Unii, takich które gwarantują wyższy poziom konkurencji.

Kraje zaangażowane zdecydowały kilka dni temu o utworzeniu grupy roboczej wysokiego szczebla, aby koordynować swoje działania w sprawie opracowania transgranicznych projektów pozwalających na dywersyfikację dostaw gazu do regionu. Ministrowie z Bułgarii, Słowenii, Austrii, Chorwacji, Włoch, Grecji i Rumunii oraz wiceszef Komisji do spraw unii energetycznej Marosz Szefczovicz zapowiedzieli we wspólnym oświadczeniu, że jednym z zadań tej grupy będzie opracowanie planu działania na rzecz integracji rynków gazu w centralnej i południowo-wschodniej Europie. 

Węgry, które początkowo miały brać udział w spotkaniu państw zaangażowanych w South Stream, nie przyłączyły się do wspólnego oświadczenia. 

Z kolei Niemcy mają nadzieję, że Rosja wróci do projektu South Stream. - Dla całej Europy będzie dobrze, jeśli ten projekt nie upadnie - mówił w Brukseli niemiecki wicekanclerz i minister gospodarki Sigmar Gabriel. - Trzeba po prostu mieć nadzieję, że gdy sytuacja miedzy Rosją, Ukrainą i UE kiedyś się ustabilizuje, to rozmowy znów zostaną podjęte - dodał. 

Także szef Komisji Europejskiej zapewnia, że Bruksela nie blokuje budowy gazociągu, a piłka jest po stronie Moskwy. - My jesteśmy gotowi. Prace przygotowawcze trwają - mówił Jean Claude Juncker. Zastrzegł jednak, że Rosja chcąc prowadzić interesy z państwami Unii musi stosować się do prawa, jakie obowiązuje we Wspólnocie. Jednocześnie eksperci zwracają uwagę na fakt, że fiasko South Streamu nie jest dla Europejczyków powodem do radości. Pozostaną oni uzależnieni od dostaw przez Ukrainę, co ze względu na konflikt między Moskwą a Kijowem nie jest pozbawione ryzyka. Kreml już niejednokrotnie pokazał, jak skutecznym narzędziem w jego rękach jest kurek od gazu.

Także niedawne oświadczenie Putina interpretowane jest jako typowa zagrywka Rosji. - W mojej ocenie to taki rosyjski zimy prysznic na Brukselę, który wyzwoli w krajach, które mogłyby skorzystać na South Stream większą determinację, by bronić tego projektu - twierdzi ekspert rynku gazowego Andrzej Szczęśniak. Tym bardziej, że już rosyjska prasa wyliczyła, że państwa europejskie stracą około 2,5 miliarda dolarów, które zostały zainwestowane w budowę gazociągu.  Moskwa ma zaś wyjść na zero. - Mamy tu do czynienia z klasycznym zagraniem Rosji i myślę, że będzie ono skuteczne, a South Stream powstanie - konkluduje Scześniak.

Agnieszka Jaremczak/PolskieRadio.pl