Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Agnieszka Kamińska 23.05.2017

"Propaganda głosi, że władza zawsze ma rację". Sondaże: Rosjanie coraz bardziej obojętni wobec zbrodni Stalina

Rosjanie nie są skłonni do krytykowania okresu stalinowskiego. Mniej niż połowa obywateli Federacji Rosyjskiej traktuje zbrodnie popełnione w Związku Radzieckim jako przestępstwa polityczne. Sondaż na ten temat przeprowadziło Centrum Analityczne Jurija Lewady. Blisko 25 procent Rosjan tłumaczy stalinowskie represje polityczną koniecznością tamtych lat. Tylko 39 procent uważa, że dopuszczono się zbrodni politycznych.
Posłuchaj
  • 47 procent badanych uważa, że o zbrodniach z czasów ZSRR nie należy tak często przypominać. Relacja Macieja Jastrzębskiego z Moskwy (IAR)
Czytaj także

Zdaniem historyków obecnie pojawiło się pokolenie, dla którego te wydarzenia są odległą historią i które nie ma o nich wystarczającej wiedzy - pisze we wtorek dziennik "Wiedomosti". Gazeta omawia wyniki kwietniowego sondażu na ten temat przeprowadzonego przez niezależny ośrodek badania opinii społecznej Centrum Lewady. Wynika z nich, że Rosjanie zaczęli się odnosić coraz obojętniej do represji stalinowskich.

Na pytanie o ocenę represji stalinowskich 25 proc. ankietowanych wybrało odpowiedź: "były one polityczną koniecznością i historycznie są uzasadnione". W analogicznym badaniu z 2012 roku odpowiedziało tak 22 procent respondentów.

39 procent badanych w tym roku uznało, że represje stalinowskie były zbrodnią, która nie może być usprawiedliwiona. Takich opinii jest mniej w porównaniu z sondażem z 2012 roku, gdy uważała tak ponad połowa - 51 procent - uczestników badania.

13 procent Rosjan przyznaje obecnie, że "nic nie wie o tych represjach"; podczas gdy w 2012 roku było to 6 procent. 16 procent ankietowanych w tegorocznym sondażu nie ma w tej sprawie zdania, a 7 proc. odmówiło odpowiedzi (w 2012 roku było to odpowiednio 13 proc. i 8 proc.).

"Wiedomosti" zauważają, że nastąpiła zasadnicza zmiana opinii wśród Rosjan na temat konieczności poruszania tematu represji stalinowskich. - Pięć lat temu 37 proc. respondentów uważało, że "lepiej byłoby mniej o tym mówić", a 49 proc. apelowało, by nie zapominać o historii. Teraz proporcje są odwrotne: 47 proc. do 38 proc. na korzyść przemilczania - podkreśla gazeta.

Na pytanie dotyczące tego, jak władze współczesnej Rosji odnoszą się do represji okresu stalinowskiego, większość uczestników sondażu odpowiada, że "w ogóle się nad tym nie zastanawiają". Przy tym, aż 47 procent badanych uważa, że o zbrodniach z czasów ZSRR nie należy tak często przypominać.

Problemy w relacjach z Zachodem, powrót do Stalina

Zdaniem wicedyrektora Centrum Lewady Aleksieja Grażdankina przełom w postawie Rosjan wobec represji stalinowskich, podobnie jak w innych kwestiach, nastąpił w 2014 roku podczas kryzysu ukraińskiego i rosyjskiej aneksji Krymu. - Kiedy pojawiły się problemy w relacjach z Zachodem, pojawiło się zapotrzebowanie na surowego przywódcę, zgodnego z mitologią radziecką, dlatego krytyczna ocena (Józefa) Stalina osłabła - mówi socjolog.

Jego zdaniem "dopóki Rosja podążała drogą zbliżenia z Zachodem, stosunek do okresu radzieckiego był bardziej krytyczny. Kiedy drogi się rozeszły, w świadomości aktywniejsze stały się inne struktury". Grażdankin zauważa, że Rosjanie oceniali Stalina najbardziej krytycznie w 2012 roku, "na fali krytycznego stosunku do władz jako takich". Natomiast wzrostowi poparcia dla władz towarzyszy spadek krytycznego postrzegania postaci radzieckiego dyktatora.

"Propaganda głosi, że władza zawsze ma rację"

Historyk Nikita Pietrow z organizacji Memoriał badającej zbrodnie stalinowskie wskazał na obecność "ukierunkowanej państwowej propagandy", która - jak mówi - "na pierwszym planie stawia stanowisko państwowców, zgodnie z którym władza zawsze ma rację". Ta propaganda - zdaniem historyka - "gloryfikuje stalinizm".

W rozmowie z "Wiedomostiami" Pietrow wskazał na fakt, iż w Rosji pojawia się wiele książek "pokazujących w sposób wypaczony epokę radziecką i nie prezentujących represji stalinowskich jako zbrodni".

Z kolei władze Rosji, jak zaznaczył, unikają dyskusji na ten temat.

W ocenie przedstawiciela Memoriału intencją władz jest to, aby "człowiek nie uważał się za część historii, ale by sakralizował również współczesną władzę".

"Obojętność władz prowadzi świadomość masową ku myśleniu, że człowiek jest jednostką podporządkowaną i dlatego nie należy występować przeciwko władzy" - powiedział Pietrow.

"Choroba rosyjskich elit"

W ocenie historyka i obrońcy praw człowieka ze stowarzyszenia "Memoriał" Nikity Pietrowa, zobojętnienie jest wynikiem propagandy prowadzonej w ostatnich latach przez prokremlowskich polityków.

"To rzeczywiście są ludzie, którzy nie tylko stoją obiema nogami w przeszłości, ale nawet nie mają nigdy szansy, aby wyjść w przyszłość, ponieważ nie potrafią się stać pięknymi w duszy i to jest choroba politycznych elit Rosji" - dodaje Nikita Pietrow.

Podobnego zdania są socjologowie Centrum Lewady, którzy podkreślają, że po agresji na Ukrainę i ochłodzeniu stosunków z Zachodem rosyjska propaganda spowodowała obudzenie w społeczeństwie tęsknot za rządami "twardej ręki", odpowiadającym stalinowskim mitom o surowym, ale sprawiedliwym przywódcy.

PAP/IAR/agkm