Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
Przemysław Goławski 12.06.2017

Z Ukrainy bez wiz do państw UE. Jak zmiana wpłynie na Polską gospodarkę?

Na razie nie będzie zmian w funkcjonowaniu konsulatu generalnego we Lwowie. Od wczoraj Ukraińcy mogą jeździć do państw Unii Europejskiej bez wiz. - Nie ma wielkiego ryzyka, że nagle ukraińscy pracownicy wyjadą z Polski, szukając lepszych wynagrodzeń - ocenia Łukasz Komuda z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.

W ciągu pierwszej doby zniesienia wiz dla Ukraińców do Unii Europejskiej, z tego rozwiązania skorzystało 1400 obywateli Ukrainy, czyli tylko około 4 procent wszystkich podróżujących do Wspólnoty. Reszta nadal ma w paszportach wizy, czy posiada inne dokumenty pozwalające na wjazd do Unii.

Dotąd konsulat generalny we Lwowie był światowym rekordzistą wśród polskich placówek w liczbie wydanych wiz. W zeszłym roku w grudniu przekroczono pół miliona. Nawet wbrew temu, że Unia Europejska zapowiadała zniesienie wiz, także w tym roku zainteresowanie nie malało, a wręcz rosło - powiedział konsul generalny we Lwowie Rafał Wolski. Od stycznia do maja wydano 20% więcej wiz niż w tym samym okresie zeszłego roku.

2/3 wydanych wiz to wizy długoterminowe, czyli pozwalające na przebywanie w Polsce dłużej niż 90 dni w ciągu pół roku. Ci którzy przyjeżdżają do Polski na podstawie nowych zasad, bez wizy, nie mogą przekroczyć tego terminu. Dlatego konsul Rafał Wolski nie spodziewa się nagłego zmniejszenia liczby starających się o wizy w jego placówce. Jego zdaniem, obecnie nastąpi stabilizacja na poziomie pierwszych miesięcy tego roku. Delikatny spadek może nastąpić nie wcześniej niż za kilka miesięcy.

Zniesienie wiz a polska gospodarka


- Nie ma wielkiego ryzyka, że nagle ukraińscy pracownicy wyjadą z Polski, szukając lepszych wynagrodzeń - ocenia Łukasz Komuda z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych. Efekt zniesienia wiz dla Ukraińców dla naszego rynku pracy poznamy co najmniej za 2-3 lata.

Ekspert Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych podkreśla, że sam fakt ułatwienia wjazdu Ukraińców do krajów UE jeszcze nie oznacza, że będą mogli tam swobodnie pracować - tak jak Polacy mogą pracować np. w Niemczech. - Nie są obywatelami UE więc nie ma dla nich zupełnie otwartego rynku pracy - zaznaczył. Dodał, że ułatwiona jest natomiast teraz praca nielegalna. - Nie potrzebują już wiz, więc łatwiej im jest wjechać do Niemiec, Szwecji czy Holandii. Natomiast szczególnie teraz, gdy rynek pracy w UE jest w dobrej kondycji, pracodawcy nie są tacy chętni, żeby zatrudniać na czarno pracowników spoza krajów unijnych - ocenił Komuda.
Dodał, że może się to zmienić jeśli okaże się, że Holandia czy Szwecja wprowadzą regulacje, które pozwolą legalnie zatrudnić Ukraińców - w taki sposób, że nie będzie to dla nich ani kosztowne, ani trudne. - Wówczas mogą preferować wyjazd do tych krajów, bo tam płaca minimalna jest większa niż u nas średnia - dodał.

Jak podkreślił, Ukraińcy przyjeżdżają do Polski głównie z dwóch powodów: jesteśmy ich najbliższym sąsiadem i krajem bliskim kulturowo, co wpływa na łatwość komunikacji. - Z nauką angielskiego czy niemieckiego będzie gorzej. To sprawi, że zdecydowana większość powinna trzymać się dalej polskiego rynku - ocenił.

Ekspert dodał, że niepokojące jest to, że wpuszczamy na rynek pracy "bliżej niesprecyzowaną grupę Ukraińców, których kwalifikacji nie sprawdzamy". - Tworzą oni rodzaj konkurencji i spowalniają tempo wzrostu wynagrodzeń w zawodach, które wymagają najniższych kwalifikacji - wskazał. Dał przykład prac usługowych, np. w zawodzie sprzedawcy. - W wielu miejscach 100-200 zł podwyżki już by spowodowało, że znaleźliby się Polacy chętni na te stanowiska. Ale jeśli pracodawcy są w stanie zatrudnić do tej pracy Ukraińców i zapłacić im 200-300 zł mniej, to będą wykorzystywać tańszą siłę roboczą.

Podkreślił, że w dłużej perspektywie jest to wbrew interesowi naszego rynku pracy. - Potrzebujemy impulsu do wzrostu wynagrodzeń. Ten impuls generuje potem napęd do tego, by automatyzować polskie stanowiska pracy, zwiększać ich informatyzację. Ale dopóki mamy tak tanich pracowników, jak teraz, to polskim pracodawcom nie opłaca się (...) dokonywać tego typu inwestycji, bo to się nie zwróci - zauważył.

Komuda zauważył, że część Ukraińców już dociera na zachodnie rynku pracy. Ci, którzy znają języki, mają kwalifikacje, które pozwalają im łatwiej się tam odnaleźć. - Oni będą zwiadowcami, przecierającymi szlaki dla swoich ziomków, którzy będą tam docierać szerzej ze względu na (...) nowe regulacje. Ale minie kilka lat zanim zobaczymy jaki będzie tego efekt dla naszego rynku pracy.

Paweł Strzelecki ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie wyjaśnia, że bodźcem do migracji jest dla Ukraińców kryzys ekonomiczny w ich kraju, wysokie bezrobocie, co powoduje, że wynagrodzenia tam nie rosną.

Według Strzeleckiego Ukraińcy są niezbędni naszemu rynkowi pracy. - Bezrobocie jest u nas najniższe w historii. Stabilizują trochę naszą gospodarkę. Gdyby nie napływ pracowników z Ukrainy, to polscy pracodawcy mieliby dużo większe problemy z zatrudnieniem, co spowodowałoby, że gospodarka rozwijałaby się wolniej. Ponadto wzrost wynagrodzeń doprowadziłby do tego, że mielibyśmy dużo wyższą inflację. Można więc powiedzieć, że częściowo dzięki napływowi pracowników z Ukrainy wzrost PKB w Polsce jest dość wysoki i stabilny, a gospodarka nie jest bardzo przegrzana - ocenił ekspert.