Logo Polskiego Radia
IAR
migrator migrator 10.11.2009

Polska chce przesłuchać unijnych kandydatów

Polska chce, by kandydaci na najwyższe stanowiska w Unii najpierw zaprezentowali swoje programy na europejskim szczycie.

Warszawa zamierza uniknąć sytuacji, w której to silne kraje wybierają osoby najbardziej im odpowiadające, forsują swoje typy, a pozostałe państwa tylko je zatwierdzają. Dokument w tej sprawie rozesłany dziś brukselskim korespondentom dotarł wczoraj do unijnych stolic.

Szwecja, kierująca pracami Wspólnoty przyjęła do wiadomości polską propozycję i zamierza ją skonsultować ze wszystkimi państwami członkowskimi - powiedział Polskiemu Radiu jeden ze szwedzkich dyplomatów.

Przesłuchanie przez europejskich liderów na szczycie ma - zdaniem polskich dyplomatów - zagwarantować demokratyczny i przejrzysty wybór osób na przewodniczącego Rady Europejskiej, potocznie zwanego prezydentem i wysokiego przedstawiciela do spraw polityki zagranicznej.

Premier Szwecji, który prowadzi konsultacje z unijnymi stolicami na temat obsady stanowisk, już zapowiedział, że nie będzie dyktatu ze strony Francji i Niemiec. "Jestem dopiero w połowie drogi, chcę poznać kandydatury wszystkich państw"- mówił wczoraj Fredrik Reinfeldt w Berlinie po kolacji z udziałem europejskich liderów. Dlatego wieczorne spotkanie nie przyniosło żadnych rozstrzygnięć.

Najczęściej wymieniani kandydaci to w dalszym ciągu belgijski premier Herman Van Rompuy na stanowisko unijnego prezydenta oraz szef brytyjskiej dyplomacji David Miliband, który miałby zostać ministem spraw zagranicznych Wspólnoty. Wprawdzie Brytyjczyk do tej pory mówił, że nie jest kandydatem, ale ku zaskoczeniu wielu poleciał wczoraj do Berlina na dyskusję z europejskimi liderami, mimo że wcześniej nie planował tej wizyty. Jego szanse wzrosły, gdy spadły notowania innego brytyjskiego polityka - Tony'ego Blaira. Jeśli natomiast chodzi o belgijskiego premiera, to - co ciekawe - na jego korzyść może zadziałać to, że jest bez charyzmy i raczej ugodowy. Taki kandydat podoba się krajom, które chcą mieć kontrolę nad przyszłym, unijnym prezydentem. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Herman Van Rompuy to premier, któremu udaje się trzymać w ryzach koalicję rządową w Belgii, złożoną z partii zarówno francusko, jak i niderlandzko-języcznych, co jest niezwykle trudne.

Informacyjna Agencja Radiowa (IAR)