Logo Polskiego Radia
IAR / PAP
migrator migrator 12.12.2009

Wybory prezydenta były. Ale świat ich nie uznaje

W Abchazji zakończyły się wybory prezydenckie. Według samozwańczego prezydenta Siergieja Bagapsza wybory przebiegły bez większych zakłóceń.
Patrol na granicy Gruzji z AbchazjąPatrol na granicy Gruzji z Abchazjąfot. east news


Według abchaskiej Centralnej Komisji Wyborczej frekwencja w wyborach prezydenckich przekroczyła 64 procent. Szef Komisji poinformował, że wybory już można uznać za ważne bowiem przekroczony został ustawowy próg ważności wynoszący 50 procent.

O fotel prezydenta ubiegało się pięciu kandydatów w tym urzędujący prezydent Siergiej Bagapsz i jego zastępca Raul Chadżimba. Pierwsze, nieoficjalne informacje docierające z komisji wyborczych wskazują, że ostateczna walka o fotel prezydenta rozegra się między tymi dwoma kandydatami.

Pozostali kandydaci zgłaszają już jednak zastrzeżenia co do ważności głosowania. Wskazują oni na zmiany w rejestrach osób uprawnionych do głosowania, wynoszenie karty wyborczych poza lokale i stosowanie niedozwolonej agitacji. Pretensje mają również zwolennicy Siergieja Bagapsza, którzy twierdzą, że w jednej z komisji wyborczych obserwatorzy reprezentujący opozycję nie dopuścili do głosowania grupy żołnierzy legitymujących się abchaskimi paszportami.
Część mieszkańców regionu galskiego graniczącego z Gruzją twierdzi natomiast, że stacjonujący tam rosyjscy żołnierze zmuszali ich do pójścia na wybory.

Żadnych naruszeń prawa nie zauważyli natomiast zagraniczni obserwatorzy. W Abchazji przebywa osiemdziesięciu obserwatorów reprezentujących kilkanaście krajów. Niektóre agencje twierdzą, że są wśród nich Polacy.

Świat nie uznaje wyborów w Abchazji. Do tej pory niepodległość tej republiki uznały jedynie: Rosja, Nikaragua i Wenezuela. Władze w Tbilisi nazwały prezydenckie wybory w Abchazji "komedią" i "poważnym naruszeniem prawa międzynarodowego".