Logo Polskiego Radia
PAP
migrator migrator 20.05.2010

Krytykował premiera, dostanie miliony. "Hańba"

Oburzenie i protesty różnych środowisk we Włoszech wywołała gigantyczna odprawa, jaką ma otrzymać odchodzący z telewizji RAI zagorzały przeciwnik premiera Silvio Berlusconiego, dziennikarz Michele Santoro. Według prasy ma on dostać około 7 mln euro.

"Skandal", "niemoralny czyn", "hańba" - tak politycy różnych opcji zareagowali na wiadomość o porozumieniu, jakie prowadzący program "Annozero" w RAI 2 zawarł z kierownictwem publicznej telewizji.

Polityczny talk-show, uważany za główną trybunę przeciwników Berlusconiego i jego rządu w RAI ma zniknąć z anteny, a Santoro jako współpracownik stacji ma zająć się - jak wyjaśniono - innymi projektami telewizyjnymi.

Dokładna wysokość uzgodnionej odprawy nie jest znana, a kontrakt nie został jeszcze podpisany. Najczęściej wymieniana suma to 7 mln euro, ale niektóre gazety wskazują, że może być jeszcze wyższa i sięgać nawet 10 mln euro.

Oburzona jest przede wszystkim centrolewicowa opozycja, której politycy podkreślają, że suma, za jaką Santoro zamknie swój powszechnie krytykowany przez koalicję program, to "obraza" dla Włochów, żyjących w trudnej sytuacji ekonomicznej.

"To ciemny i smutny rozdział w historii wiarygodności, powagi i przejrzystości publicznych mediów w naszym kraju" - ocenił Giorgio Merlo z centrolewicowej Partii Demokratycznej. "To zniewaga dla tych, którzy płacą regularnie abonament radiowo-telewizyjny" - dodał.

Męczennik, wewnętrzny wróg, czy ten który się sprzedał?

"To prawdziwy skandal" - ocenił lider opozycyjnej Unii Centrum Pier Ferdinando Casini. Oburzeni są deputowani z parlamentarnej komisji nadzoru nad RAI.

W licznych komentarzach przypomina się także i to, że rządząca centroprawica podejmowała wcześniej próby ocenzurowania lub w ogóle zdjęcia "Annozero" z anteny. "Il Giornale", wydawane przez brata premiera Berlusconiego, sarkastycznie podkreśla w czwartek, że Santoro, którego usiłowano przedstawiać jako "męczennika" odchodzi z RAI jako "bogacz".

Politycy pytają, jak możliwa jest taka rozrzutność publicznej telewizji w momencie, gdy rząd mówi o potrzebie cięć i oszczędności.

Media opublikowały także oświadczenie samego Santoro, który wyjaśnił, że nie mógł dalej pracować w sytuacji, gdy był uważany przez telewizję za "wewnętrznego wroga". Zapewnił też, że postąpił "zgodnie z interesem publicznym". Właśnie te słowa spotkały się z najostrzejszą krytyką ze strony jego zbuntowanych fanów, którzy masowo wystąpili w internecie przeciwko dziennikarzowi, byłemu eurodeputowanemu. Zarzucili mu zdradę oraz to, że się sprzedał.

ak,PAP